Przed laty marchewkę wpisano na listę owoców, a ślimaka uznano za rybę. UE przyzwyczaiła nas do instrumentalnego traktowania definicji różnych dóbr. Przyjęcie tzw. szerokiej definicji wódki, wedle której można ją produkować z byle czego, to już jednak przesada. Nie jest prawdziwa argumentacja przedstawicielki Francji (kraju dysponującego największą ilością odpadów winiarskich i owocowych), a więc najbardziej zainteresowanego "rozszerzeniem", iż "destylacja wódki nie pozwala odróżnić w smaku ani innych właściwościach, z jakiego surowca została wyprodukowana". Już bowiem Ilf i Pietrow pisali, że destylować można wszystko, nawet taborety, uzyskując wcale mocną taboretówkę. W ZSRR najtańszą "wódkę" rzeczywiście produkowano ze spirytusu drzewnego. Ten jednak, kto tego wynalazku spróbował, musi przyznać, że Wyborową to on nie był. Wychodzi na to, że mimo tego doświadczenia także w unii będziemy mieć "wódkę alternatywną, smakującą inaczej".
(MZ)