kompromitacja ze sprzedażą stoczni. Ani spadająca produkcja przemysłowa czy rosnące bezrobocie. Ani też katastrofalny stan stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. W centrum uwagi są kolejne spektakle: w związku z rocznicą powstania warszawskiego, wokół 70. rocznicy wybuchu wojny, przy okazji wyboru Jerzego Buzka na szefa europarlamentu, wokół wypowiedzi gen. Waldemara Skrzypczaka czy nieustanne pyskówki polityków w telewizji o sprawy błahe, trzeciorzędne i idiotyczne. Spektakle nas wciągają i alienują od rzeczywistości, czyniąc z obywateli marionetki, a z bohaterów – idoli. Dziś nie trzeba być przywódcą, liderem, mężem stanu, żeby coś znaczyć w polityce. Trzeba być aktorem, ze wszystkimitego konsekwencjami: mówieniem nie swoim tekstem, strzelaniem min i gestów „do kamery", oddziaływaniem wyłącznie na emocje, odgrywaniem ról zamiast robienia czegoś na serio.
Prorocza wydaje się w tym kontekście książka Guya Deborda, francuskiego artysty i filozofa, „Społeczeństwo spektaklu" (1967). A jeszcze bardziej prorocze, choć gorzkie do bólu, są jego „Rozważania o społeczeństwie spektaklu” (1988). W tej wizji tylko biernie pożądamy spektaklu i kolejnych jego odsłon-obrazów. Jesteśmy fałszywi i wyobcowani, nie mamy prawdziwych uczuć, lecz ich melodramatyczne namiastki (stąd taka popularność telenowel i ich sztucznych bohaterów), nie bronimy wartości, tylko nimi żonglujemy, nie chcemy po sobie zostawić niczego istotnego prócz dobrego wrażenia. W „Rozważaniach..." Debord dochodzi do wniosku, że o ile kiedyś byli jeszcze rewolucjoniści, buntownicy, odszczepieńcy czy choćby outsiderzy, o tyle dziś wszyscy jesteśmy aktorami czy producentami jednego wielkiego zakłamanego spektaklu. Wszyscy i wszystko są wciągani w obowiązujący spektakl, co oznacza, że nie ma już żadnej zewnętrznej krytyki – ta jest automatycznie wchłaniana, przechwytywana, staje się częścią spektaklu. A opozycja jest w istocie łże-opozycją, zaś wszelkie ruchy alternatywne są manipulowane albo sprzedajne. Spektakl podmienił rzeczywistość, niczym w głośnym filmie Petera Weira „Truman Show”. Nierzeczywistość, którą Kazimierz Brandys opisywał w powieści pod tym samym tytułem (1977) jako zdeprawowaną ideologicznie rzeczywistość, stała się jedyną formą realności.
Gdzieś z tego wyłania się wizja marnowania naszego życia, psucia przyszłości, bezdennej miałkości tego, co się dzieje, politycznej miernoty i moralnej nijakości. Debord zareagował na to odebraniem sobie życia. My mamy do dyspozycji kartkę wyborczą. A może już tylko złudzenie, że można nią coś zmienić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.