Zmieniły się Niemcy i zmieniła się partia Zieloni. Mimo to wielu Polaków wciąż uważa Zielonych za nieodpowiedzialnych lewaków. Warto się przyglądać ich marszowi do władzy.
Niemieccy Zieloni to partia paradoksów. Jej liderzy wywodzą się z marksistowskich ugrupowań, ale swój największy sukces osiągnęli dzięki katolikowi, którego na dodatek trudno uznać za typowego ekologa. W partii jest miejsce dla tych, którzy głośno domagają się likwidacji Wielkiego Piątku, ale znajdzie się nieco przestrzeni także dla tych, którzy chcą to święto chronić. Także w fundamentalnej dla nich kwestii energii atomowej Zieloni potrafiązaskakiwać – chcą szybko likwidować elektrownie jądrowe, ale tak, by uniknąć nadmiernego szkodzenia przemysłowi.
Przez lata wyborcy w Niemczech obawiali się radykalizmu Zielonych, a teraz strach okazał się sojusznikiem tej partii. Dziś popierają ją nawet ci, którzy dotąd się z nią nie zgadzali. Jeśli Zieloni będą potrafili jakoś godzić te wszystkie sprzeczności, to po wyborach parlamentarnych za dwa lata ministrem spraw zagranicznych Niemiec zostanie zapewne człowiek, o którym jeszcze niedawno mówiono „salonowy bolszewik", a który teraz prezentuje się jako ekologiczny liberał.
Więcej możesz przeczytać w 16/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.