Tym razem zaczynam od opisu przeżycia, jakiego dawno nie miałem, a które spowodowało u mnie wielką zmianę i w sercu, i w umyśle. Do tej pory pan poseł Joachim Brudziński budził we mnie strach tak wielki, że bałem się zrozumieć, co mówi. Forma jego wypowiedzi wskazywała, że jest potomkiem Tomása de Torquemady, wynalazcy wyrafinowanych tortur w okresie hiszpańskiej inkwizycji, w tym słynnej tortury wodnej (osiem litrów wody na jednego innowiercę + powolne duszenie).
W przeciwieństwie do Tomása pan poseł Joachim zdobył się jednak na autorefleksję i akurat jego „przepraszam" uznaję za wielką łaskę, która być może spłynie na innych jak olej kujawski, kojąc morze nienawiści. Wyrazy podziękowań, ale też zadowolenia, kieruję do grupy posłów PiS stanowiących w radzie miejskiej o przyszłości uzdrowiska Sopot. To oni najpierw nie wiedzieli, kim jest mieszkaniec Sopotu Leszek Możdżer, a po dodatkowych informacjach odkryli wstrząsającą prawdę, że ten muzyk Możdżer może się okazać złodziejem, który wywiezie za granicę ich dofinansowania. Panowie radni, dzięki wam poskładałem sobie różne wiadomości w całość. Teraz już na pewno wiem, że Możdżer jest złodziejem. Sam wielokrotnie byłem świadkiem, jak kradł nuty wielkich, w tym Chopina (nie-Polaka), Lutosławskiego (Polaka) i Nirvany (Amerykanie, czyli pewnie Żydzi). W wypadku Lutosławskiego nie tylko ukradł, ale ponieważ Lutosławski to Polak, nuty przerobił. Ja, naiwny, miałem z nim kiedyś jedną garderobę i zostawiłem w niej nieprzeliczone pieniądze. Dzięki za ostrzeżenie. Już nie będę taki głupi. Proponuję wam: sprawdźcie dokładnie, kto to jest Możdżer. Nazwisko chyba nie jest polskie – może to być nawet Kaszub.
Oglądając telewizję, natknąłem się na wypowiedź pana ministra Litwina (Polaka zatrudnionego w MSZ na stanowisku wiceministra) i zrozumiałem, kiedy mówił o słynnej tablicy, że istotą języka dyplomatycznego jest unikanie konkretów, co usprawiedliwia ciężką pracę dyplomatów. Wyciągnąłem stąd wniosek, że sukces dyplomatyczny jest wtedy, kiedy oni wiedzą, o co chodzi, my wiemy, o co chodzi, ale ani oni, ani my, o co chodzi, nie mówimy. Nie wiem, o co chodzi w uszczypliwych komentarzach dotyczących wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego w Sali Kongresowej. Pan Jarosław Kaczyński jest aktorem. I jeżeli ma kontrakt na główną rolę w filmie o wydarzeniach marcowych, to nie on, tylko produkcja decyduje, kiedy wynajmie Kongresową, zgromadzi statystów, ekipę filmową, czyli kiedy są zdjęcia. Nie wiem, kto jest reżyserem tego filmu, ale sugestywność przekazu wyglądała na wielką, wysokobudżetową produkcję. Wskazywała na nią też liczba statystów, kostiumy, charakteryzacja i rekwizyty. Czy to się zwróci, zobaczymy dopiero po wyborach. Bo mnie się już zwraca.
I jeszcze słowo o aktorach. Nie jest dyrektor Teatru Narodowego Jan Englert dyrektorem nowoczesnym. Pana etatowa do niedawna aktorka, Grażyna Szapołowska, chciała rozsławić pana teatr dzięki rozśpiewanemu programowi, używając do tego wszystkich narzędzi, które posiada, a więc i inteligencji, i urody jednocześnie. A pan tego nie zrozumiał. To jest, proszę pana, PR. Czyli public relations (czyta się pablik rilejszyns).
PS 10 kwietnia o godzinie 19 byłem w warszawskiej Akademii Teatralnej na przedstawieniu dyplomowym „Panny z Wilka" zrealizowanym pod mistrzowską batutą wielkiej polskiej aktorki Mai Komorowskiej, opartym na prozie Jarosława Iwaszkiewicza. Urzekła mnie czystość przekazu, aktorska świeżość i piękny język. Nie pasowało to jednak do tego, co działo się w tym dniu w okolicy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.