Zatrzymany przez policję Andy Coulson, redaktor „News of the World" z czasów, gdy nadużycia gazety sięgnęły zenitu, powiedział swego czasu: „Nie robimy nic poza obnażaniem hipokryzji". Znam ten tekst. Słyszałem go wielokrotnie. Otóż nie ma większej hipokryzji niż ta, którą demonstrują redaktorzy brukowców mówiący o swej walce z hipokryzją. Dlaczego? Bo cała prasa brukowa ufundowana jest na hipokryzji. Jej bezwzględność, okrucieństwo, pazerność, pogarda dla ludzi, a często i dla prawa, uwielbia się stroić w szaty publicznej służby, bezkompromisowości i walki o wolność słowa. A w gruncie rzeczy nie idzie o żadną służbę. Idzie o epatowanie sensacją, granie na najniższych uczuciach odbiorców, dziką satysfakcję z niszczenia ludzi, karier, reputacji, a przede wszystkim o zarabianie na tym kokosów. Zarabiać na podłości i nazywać to walką z hipokryzją! Oto hipokryzja.
Swego czasu „News of the World" opublikował zrobione na prywatnej plaży zdjęcie topless księżnej Diany. Jak zareagował na hałas, że to naruszenie standardów? Opublikował to zdjęcie jeszcze raz z podpisem – „I o to ten cały hałas?". Pokazanie piersi Diany było zapewne formą walki z hipokryzją. A oburzenie? W czym kłopot, przecież odbiorcy kochają oglądać innych w negliżu. Siebie nie, ale innych, za funta, dolara czy 1,50 zł – jak najbardziej.
Czy wierzę, że brukowce zaczną teraz funkcjonować inaczej niż dotychczas? Oczywiście, że nie. Zaczęłyby funkcjonować trochę inaczej, gdyby redaktorom brukowców zafundowano choćby na tydzień takie samo traktowanie, jakie oni fundują innym. Bo rozumiem, że gdybym pijany w sztok przewracał się na publicznej imprezie, to takie zdjęcie należałoby w imię publicznego interesu opublikować. W porządku, zgoda. A gdyby takie zdjęcie zrobić ważnemu redaktorowi tabloidu, to też by się w imię tego samego interesu znalazło w gazecie czy nie? Dziękuję za odpowiedź. To tyle w kwestii hipokryzji.
Sprawa „News of the World" i praktyk panujących w imperium Murdocha wykracza jednak poza problem brukowców. Istotą problemu nie są ekscesy tej czy innej gazety. Głównym problemem jest to, że wiele mediów w coraz mniejszym stopniu pomaga demokracji, a w coraz większym ją degraduje. Dzieje się tak, bo mają wielką, coraz większą władzę, ale korzystając z niej, nie chcą ponosić odpowiedzialności. Władza to my, odpowiedzialność to oni, zdają się mówić. A władza bez odpowiedzialności za jej sprawowanie to przedsionek mentalnej korupcji i instytucjonalnego wynaturzenia.
Nie, nie, ja nie postuluję nakładania prasie kagańca. Nie wierząc w samokontrolę mediów, wzywam po prostu do tego, by jakieś instytucje kontroli jednak istniały. Choćby – i tu podpadnę bardzo wielu – znienawidzony przez polskie media artykuł 212 Kodeksu karnego. Mówi on o odpowiedzialności karnej za pomówienia, które ludzi i instytucje poniżają i narażają na utratę zaufania. To groźba knebla dla mediów – słyszę. Guzik prawda. To ochrona ludzi przed ich nieodpowiedzialnością i bezkarnością. Jeśli ktoś ukradnie nam portfel, może wylądować w więzieniu. Ale jeśli zabijamy kogoś gazetą, pisząc kłamstwa, to odpowiedzialności ma nie być. Tak? Tak sobie wyobrażamy sprawiedliwość? O wolność słowa tu idzie? Czy jednak o pielęgnowanie bezkarności.
Mamy wielki skandal Dominique’a Straussa- Kahna i wielki skandal z „News of the World". Ten pierwszy rzucił światło na praktykę francuskich mediów, które grzechów i nieetycznych zachowań możnych tego świata wolały przez lata nie dostrzegać. Francuska prasa w praktyce ośmieszała ideę égalité i działała tak, jakby chodziło o fraternité, braterstwo tych, którzy się liczą. Skandal z „News of the World" pokazał, że część prasy brytyjskiej w praktyce ośmieszała ideę Hyde Parku. Nie chodziło bowiem o wolność słowa, ale o wolność łamania prawa, karier i życiorysów. Prawdziwie wolne, dobrze służące demokracji media ani nie zamykają ust sobie, ani nie łamią prawa, by naruszyć prywatność i godność innych.
Słusznie zwrócił uwagę Roger Cohen z „The New York Times", że Rupert Murdoch nie jest wcieleniem zła, że pomógł przetrwać prasie, że wspierał tytuły, które bez tego wsparcia by upadły. Zgoda. Ale po drodze nabrał poczucia absolutnej wszechwładzy i bezkarności. Stał się w praktyce najpotężniejszym człowiekiem w Wielkiej Brytanii, nie ponosząc z tytułu swej władzy żadnej odpowiedzialności. Teraz musi za to zapłacić. I słusznie. To ważna chwila i ważna lekcja. Warto ją odrobić. Nie tylko dla dobra odbiorców. Także dla naszego własnego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.