Wildstein obserwację poszerza i zaostrza. „Kołtun to (…) człowiek o radykalnie ograniczonych horyzontach, powodowany splotem kompleksów, osobnik cierpiący na atrofię, przekonany o tym, że jest członkiem awangardy ludzkości, indywiduum żyjące wyłącznie w świecie stereotypów i frazesów, których powtarzanie daje mu poczucie przynależności do elity". I dalej autor rozwija profil psychologiczno-socjologiczny kołtuna III RP. „Kołtun chce dobrze żyć, a oznacza to dla niego satysfakcję z konsumpcji (…), nie znosi ocen, sądów i wartościowania (…) okazuje wrogość tym, którzy próbują analizować (…), czuje nienawiść do religii, patriotyzmu i postaw wymagających wyrzeczeń, wysiłku, poświęcenia. (…) Z łbem przy ziemi nienawidzi tych, którzy proponują mu jego podniesienie. (Kołtun jest bytem stadnym. Powtarza, co słyszy dookoła. (…) Niepokojące go wzory kulturowe i reprezentujący je ludzie stają się dla niego obiektem nienawiści. (…) W III RP nazywa się ?młody wykształcony z wielkich miast?. Jego ojcem duchowym jest Urban, wzorem i punktem odniesienia – >Gazeta Wyborcza<”.
Okazuje się, że według Wildseina kołtuńska jest nawet jej akcja „Biegaj z nami", bo promuje „biologiczny witalizm”. W tym mogę się zgodzić z autorem: bieganie bez konkretnej potrzeby w rodzaju dogonienia autobusu wydaje mi się odrażające, bliższa memu sercu jest odpowiedź Churchilla na pytanie, jak dożył w tak świetnej kondycji intelektualnej sędziwego wieku: „whisky i żadnych sportów”. Na koniec Wildstein apeluje: „Przekroczenie kołtuńskiego horyzontu wyrywa z dusznego świata III RP i otwiera ogromne perspektywy”.
Szanowny Bronisławie, drogi Bronku! (że pojadę taką michnikową frazą). Po pierwsze, to w 2005 r. już raz ten kołtuński horyzont został przekroczony, wyrwaliśmy się z dusznego świata III RP i otwarły się ogromne perspektywy. Problem w tym, że spora część spośród nas nie doceniła tego przełomu. Czy uznasz, że wszyscy sceptycy byli bezmyślnymi kołtunami, czy – ulubione określenie wielu Twych kolegów po piórze – lemingami? Po drugie, czy jeżeli większość prawicowych (konserwatywnych) publicystów i blogerów klepie tę samą frazę o finis Poloniae pod rządami PO, to znaczy, że są prawicowymi lemingami z jarkowymi czipami w mózgach? Ja na przykład zakładam, że myślisz samodzielnie, nawet jeśli w prawie niczym się z Tobą nie zgadzam i nawet jeśli z nominacji Jarosława Kaczyńskiego zostałeś szefem TVP. Dlaczego przynajmniej częściowo nie założysz wzajemności?
I problem ważniejszy: wydaje mi się, że w Twym opisie nie ma miejsca na inny patriotyzm, inne poczucie obywatelskości, polskości, republikanizmu jak tylko to, które Ty wraz z kolegami uważacie za jedynie słuszne. Rymkiewicz nazywa nas kolaborantami, Ty kołtunami, a może my inaczej kochamy, cenimy, lubimy, odbieramy swój kraj, inaczej przeżywamy polskość.
A nawet jeśli ktoś ma letni stosunek do polskiej historii, religii, imponderabiliów, chce tylko porządnie żyć, mieć mieszkanie, samochód, jeździć na wakacje nad Bałtyk albo do Chorwacji, wykształcić dzieci, płacąc uczciwie podatki i nie zawracać sobie głowy Przeznaczeniem wiszącym nad Polską, to co w tym złego? Nawet jeśli powtarza obiegowe mądrości środowiskowe i bawią go rzeczy i ludzie, które i którzy wzbudzają Twoje politowanie.
Z łbem przy ziemi pozdrawiam serdecznie i po staropolsku.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.