Nina Terentiew: Głównie emocji. Bo to, że emitujemy „format", wiedzą zawodowcy, a dla widza w Koluszkach nie ma znaczenia, że taki sam show był wcześniej w Ameryce czy w Europie. Dlatego nie lubię tego rozgraniczania telewizji na programy „własne" i „formaty".
To nie świadczy o kreatywności? Bo albo coś wymyśliliśmy, albo coś kupiliśmy?
Liczące się na świecie formaty sprzedaje kilka wielkich firm i kupuje je cały świat, więc nie miejmy kompleksów! A żaden format nie jest kalką, nasycamy go polskimi treściami i wprowadzamy własne rozwiązania, które udoskonalają format, co więcej, są później kopiowane przez inne kraje. Jest to istotne szczególnie przy produkcji seriali. Czy pan wie, że kultowy serial telewizji publicznej „Ojciec Mateusz" jest formatem oryginalnie pochodzącym z Włoch?
Nie wiedziałem.
Telewizja musi być emocjonalna i musi być oglądana. Sytuacja jest o tyle trudna, że dziś oferta telewizyjna jest tak niewyobrażalnie różnorodna. Jeżeli pan zostawi na chwilę na boku cztery wielkie stacje: Polsat, TVN, Jedynkę, Dwójkę, to obok jest 180 stacji polskojęzycznych. I niech pan zgadnie, ile procent widowni one zabierają w tej chwili?
30 proc.?
Bywa, że prawie 50. A jeszcze niedawno było to zaledwie kilkanaście procent. To idzie jak burza i to znak czasu. Jeszcze niedawno badania mówiły, że telewizje tematyczne oglądają młodzi, w tej chwili oglądają już wszyscy. 70 proc. ludzi ma dostęp do kanałów tematycznych, a co będzie, jak 100 proc. będzie miało dostęp?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.