W wyborczy wieczór Jarosław Kaczyński zapowiedział, że przyjdzie czas, gdy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt. Wystarczy zobaczyć, co się dzieje na Węgrzech, by odpowiedzieć na tę obietnicę: „Nie, dziękujemy”.
Na czele pochodu maszerującego mostem Łańcuchowym z Budy w kierunku Pesztu majaczył transparent ze znajomo wyglądającym napisem. Charakterystyczne, krwistoczerwone litery układały się w słowo „Szolidaritas", z którego zamiast biało-czerwonej wyrastała trójkolorowa węgierska flaga. Demonstranci przeszli na plac Kossutha i pod budynkiem parlamentu ogłosili narodziny węgierskiej Solidarności. Jej celem ma być obrona węgierskiej demokracji i odsunięcie od władzy premiera Viktora Orbána.
Orbán ma od początku kadencji fatalną prasę. Nie dość, że na przekór świeckiej Europie wpisał Boga do węgierskiej konstytucji i próbował tłumić wolność mediów, to jeszcze nastawał na niezależność banku centralnego, zneutralizował trybunał konstytucyjny i wdał się w wojnę z działającymi na Węgrzech zagranicznymi bankami.
Więcej możesz przeczytać w 42/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.