Demokrację można pojmować jako formę ustrojową, w której obywatele znajdują okazję do spełnienia najwyższego powołania, jakim jest udział w życiu publicznym. Tak jest od czasów Peryklesa. I można ją pojmować jako formę ustrojową, która pozwala na unikanie wojen domowych, a zatem umożliwia zawieranie nieustannych kompromisów. Tak – niestety – jest pojmowana obecnie w świecie zachodnim. Istnieje jednak obawa, że pojęcie kompromisu straciło zasadnicze dla demokracji znaczenie. Kompromis to zawarcie porozumienia, w rezultacie którego dochodzi się do zgody, ale strony je zawierające z czegoś rezygnują. Jeżeli ktoś nie chce czy nie umie zrezygnować, to kompromis jest wątły lub faktycznie go nie ma.
W Polsce kompromisów nie ma. Z jednej strony, prezes PiS rządzi jak udzielny książę, a z drugiej szef tworzonego rządu sam mianuje marszałka Sejmu, usuwa w cień najbliższego współpracownika i stawia ostre warunki potencjalnym koalicjantom. Znowu jak udzielny książę, tyle że pozycja tego księcia jest dość słaba, gdyż przewaga koalicyjna jest minimalna. Podobnie jest w Niemczech czy USA: nie idzie o kompromis, lecz o przeforsowanie własnego stanowiska. Kiedy Grecy się obudzili i chcą kompromisu w referendum, budzi to śmiech – trzeba było postępować rozważnie od 20 lat, a nie spodziewać się, że obywatele poprą dramatyczne oszczędności lub ich nie poprą.
Kompromis dotyczyć może wielu, ale nie wszystkich spraw. O ile można zawrzeć kompromis w sprawie krzyża wiszącego na sali obrad parlamentu, o tyle nie jest możliwy kompromis w kwestii istnienia Boga, aborcji (płód jest człowiekiem albo nie jest) czy też w kwestiach miłosnych (albo kocha, albo nie). Dlatego sprawy te nie powinny być przedmiotem demokratycznych rozstrzygnięć, chyba że – jak w kwestii aborcji – lepszy jest zgniły kompromis niż żaden. Jednak zgniły kompromis będzie zawsze narażany na próby wymuszenia stanowiska przez jedną ze stron, co znamy aż za dobrze.
Kompromis to nie jest numer polegający na tym, że się wykiwa partnera (a potencjalnego przeciwnika), kompromis ma budować trwałe fundamenty pod współpracę, a bez współpracy nie ma demokracji. Zatem kompromis zawierany w złej wierze lub z braku laku jest nie tylko kiepski i najczęściej długo nie przetrwa, ale jest też szkodliwy. Także w tym rozumieniu, że miesza ludziom w głowach. Ma gwarantować szybkie i sprawne działania władzy, a przynosi wzajemny klincz, który doskonale usprawiedliwia nicnierobienie. Obywatele zaś spodziewają się, że rząd powstały w rezultacie kompromisu będzie równie dobry jak każdy inny.
Kompromis można zawrzeć na piśmie, wtedy to się nazywa ugoda koalicyjna, a można milcząco, wtedy to się nazywa dobre wychowanie. Nie zdajemy sobie sprawy, jak często zawieramy takie milczące kompromisy w życiu codziennym. Przecież nie wytrzymalibyśmy życia towarzyskiego, kiedy to jeden z jego uczestników opowiada idiotyczne dowcipy, gdybyśmy nie zawarli milczącego kompromisu, że ponieważ lubimy jego żonę, to jakiś czas możemy i jego znieść. Nie moglibyśmy pracować, gdybyśmy nie tolerowali milcząco (kompromis!) idiotów wokół siebie. Nie moglibyśmy pojechać na zbiorową wycieczkę ( ja też dlatego nie jeżdżę), gdybyśmy nie byli skłonni wytrzymać towarzyszy zbyt głośno wypowiadających się na różne tematy.
Jednak kompromis w polityce jest zapewne najważniejszym zadaniem, jakiego muszą się podjąć przywódcy partyjni, i nikt ich z tego nie zwolni. Przekonanie, że uda się zawrzeć słabe kompromisy, doprowadziło do fatalnej sytuacji w okresie międzywojennym w Polsce (przed 1926 r.) czy w powojennych Włoszech. Wtedy przyszedł Piłsudski, ale podziwiając wielkość tego męża stanu, trzeba jasno powiedzieć, że demokracji to on w ogóle nie rozumiał. Z całym więc szacunkiem, Piłsudskich nam nie trzeba. Potrzebni są uczciwi politycy, którzy dla dobra bezpieczeństwa i pokoju wewnętrznego oraz dla względnego dobrobytu obywateli, gotowi są na ustępstwa, zwane kompromisem. Lepiej, żeby robili to raz a dobrze, a nie żywili nadzieję na to, że jak nie z jednym, to z drugim. Kompromisów się bowiem dotrzymuje, tak jak zobowiązań, kompromis to współczesny odpowiednik słowa honoru.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.