Opowiadał znajomy dziennikarz anegdotę, jak mawiają Włosi, jeśli nieprawda, to dobrze zmyślone. Toczy się kolejna odsłona procesu Wojciecha Jaruzelskiego. Na sali sądowej młoda przedstawicielka jednego z mediów szturcha sąsiada, który pewnie według niej był tak stary, że musiał pamiętać wojny punickie, i pyta: a ten Jaruzelski to który?
Ale wróćmy do polskiego spojrzenia na geografię w jej politycznym wydaniu. Furora, jaką zrobiła obietnica Jarosława Kaczyńskiego, że przyjdzie dzień, gdy będziemy mieć w Warszawie Budapeszt, feeria dowcipów na portalach przebiła nawet komentarze na temat drugiej Irlandii, którą w swej dobroci cztery lata temu zapowiedział Donald Tusk. Szef PiS musiał przemyśleć swoją wypowiedź, bo przecież niedawno straszył, że skończymy jak Słowacja, która nocami tonie w ciemnościach, bo o ile dobrze zrozumiałem, po przyjęciu euro naszych południowych sąsiadów nie było stać na żarówki ani prąd. A wiadomo, że Słowacy z Węgrami mają pod górkę, więc rozumowanie Kaczyńskiego jest klarowne. Tak jak zastanawianie się, czy zaatakuje nas Gabon. Bo niedługo później dzielni Gabończycy przeskoczyli nas w rankingu narodowych reprezentacji piłkarskich.
Polska Tuska miała być drugą Irlandią, a PO drugą Barceloną. Maciej Skorża powiedział, że Legia grała jak Real. I co mam o tym myśleć, skoro wolę Legię od PO, ale Barcę od Realu?
Nie wiem, jak państwa, ale mnie kusi bardziej wizja prezesa. Gdzie guinessowi do wytrawnego czerwonego węgrzyna! Albo do tokaju, jak kto lubi. No i zupa z suma. A potem spacer po Budapeszcie. Sam wychowałem się, czekając na drugą Japonię, którą z kolei w 1981 r. obiecywał Lech Wałęsa. I on akurat w jakimś stopniu dotrzymał słowa. Nieraz mam wrażenie, że polska scena polityczna przypomina filmy o Godzilli, zwłaszcza gdy pojawia się Terrormechagodzilla. Chociaż Ebirah, potwór z głębin, też potrafił dołożyć do pieca.
Bracia Golcowie wierzyli, że na polskim ściernisku stanie San Francisco, w czym bliscy byli prawicowym publicystom, których pociąga amerykańska surowość prawa, gospodarczy liberalizm i nieporównanie większa od europejskiej religijność. Choć akurat San Francisco pod tym względem to sodoma i gomora.
Nie chcemy w Polsce drugiego Wietnamu, bo przez lata Sajgon oznaczał coś między bałaganem, katastrofą i cyrkiem. Mowa potoczna przewidziała problem, jaki Europie zafundują Grecy, bo co niby oznacza „udawać Greka"? Z kolei „za Chiny nie dać rady” w proroczy sposób sugerowało, że niebawem bez Chin nikt nie da rady. No a jeszcze „siedzieć jak na tureckim kazaniu”. Być może oznacza niezrozumienie przez Europejczyków sukcesów tamtejszego islamskiego rządu, gwałtownego wzrostu gospodarczego i zwrócenia się w stronę bliskowschodnich sąsiadów. Zresztą nie tak dawno Bronisław Wildstein sugerował, że powinniśmy przyjrzeć się uważnie tureckim reformom i sukcesom. No to może przyjdzie dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Ankarę? Osobiście, jeśli można byłoby wybierać, prosiłbym o Stambuł.
Mam własne propozycje. Polska drugą Gruzją gościnności i więzi rodzinnych, drugą Wenezuelą w liczbie miss świata, drugim Singapurem w organizacji ruchu drogowego i kontroli spalin, drugą Etiopią długodystansowców!
Ostatnio pojawiła się być może najatrakcyjniejsza oferta: będziemy drugą Brazylią. Tak planują Palikot z Ikonowiczem, którzy chcą powtórzyć w Polsce reformy społeczne prezydenta Luli. Od razu przypomniałem sobie wizytę u brazylijskiego kolegi, który kilka lat pracował w Rio. Rano zajeżdżał w slipkach skuterem na plażę Ipanema, pływał, wskakiwał na motor i jechał do roboty. Tam szybki prysznic, przebierał się w spodnie i koszulę. Kiedy przychodziła pora obiadu, wracał na plażę, znowu kąpiel, skuter, prysznic, spodnie etc. Więc generalnie jestem na tak. Choć pamiętam ostrzeżenie dla mężczyzn z przewodnika „Lonely Planet", że jak widzimy stojące na poboczu ulicy piękne wysokie kobiety, to „don’t fall in love!”, nie zakochujmy się, bo najpewniej to słynni brazylijscy transwestyci. Ale my mamy już transseksualną posłankę, więc jesteśmy o krok dalej, i to Brazylia mogłaby się starać zostać drugą Polską!
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.