Umocowanie w establishmencie i towarzyskiej śmietance przez lata zapewniało Wojciechowi Fibakowi nietykalność. Publikacja „Wprost” to okazja, by zająć się problemem uprzywilejowanej kasty tak zwanego środowiska. W Fibakgate mamy dwie płaszczyzny do rozmowy: po pierwsze, sam proceder (czy podejrzenie o proceder) ocierający się o stręczycielstwo i jego wymowa. Po drugie, media i ich reakcje na publikację „Wprost”. W pierwszej kwestii pojawiają się wciąż nowe fakty, takie jak blog Kominka czy publikowane na Facebooku deklaracje osób pod nazwiskiem, że o sprawie „wiedziały od dawna”. Dlaczego zatem media przez wiele lat milczały? Koronnym argumentem jest to, że podobno Wojciech Fibak jest osobą wyłącznie i całkowicie prywatną.
Dlaczego nagle liczni przedstawiciele i liczne przedstawicielki mediów tak się krzywią na tekst we „Wprost”? Nie rozumiem. To nie Sylwester Latkowski przetarł szlaki nagrywania rozmowy przez redaktora naczelnego bez wiedzy interlokutora. To nie Malina Błańska wymyśliła technikę wcieleniową w dziennikarstwie. Kto z mediów jest bez grzechu, niechaj pierwszy rzuci kamieniem. Kiedy w Niemczech Günter Wallraff wcielał się w Turków, Somalijczyków, ciężko pracujących imigrantów i demaskował swojski i powszechny rasizm i wyzysk – doprowadziło to do debaty parlamentarnej, w której dziennikarzom przyznano prawo do „wcieleniówek”. Może więc zamiast medialnej hipokryzji lepiej się zająć problemem nietykalnej kasty patriarchalnej, tak zwanego środowiska kulturalnych, zamożnych i wpływowych mężczyzn, oraz nie tworzyć listy osób i tematów, których nie wolno opisać za pomocą „wcieleniówek”. A żadnej kobiecie ani żadnemu mężczyźnie nie życzę, by byli potraktowani tak, jak autorka tekstu (a także jej koleżanka i najprawdopodobniej wiele innych kobiet) została potraktowana przez byłego konsula honorowego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.