Gwiazdy są znudzone. Sztampą Hollywoodu, podobnymi rolami, sztywnym gorsetem wizerunku. I przede wszystkim brakiem wyzwań. Bezpiecznym show-biznesem, który wydeptanymi ścieżkami osiąga wpływy z kinowych kas. Dlatego co jakiś czas robią sobie urlop od działalności zarobkowej i zatrudniają się w produkcji, która zapewni im zabawę albo intelektualną przygodę. Woody Allen oferuje aktorom wyłącznie minimalne stawki, ale cząstką jego pełnego frustracji i nerwic świata chcą być wszyscy – od Scarlett Johansson czy Anthony’ego Hopkinsa zaczynając, na niedawnej laureatce Oscara Cate Blanchett kończąc. Robert Rodriguez produkuje swoje „Maczety” za bardzo małe sumy, w warunkach – jak na Hollywood – garażowych, a jednak gwiazdy pokroju Roberta De Niro i Mela Gibsona z entuzjazmem wychodzą na jego plan, aby zbrukać swe gwiazdorskie kończyny rzeką sztucznej krwi. Ale mało komu udało się stworzyć tak wierny i świetny filmowy klan jak Wesowi Andersonowi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.