Po drodze z Warszawy do Ostromęczyna mijam aż trzy biura poselskie Marka Sawickiego: w Mińsku Mazowieckim, Siedlcach i Łosicach. Jest wtorkowe przedpołudnie. W Siedlcach drzwi zamknięte, głucho. Pół godziny później dojeżdżam do Łosic. To ostatnio wyjątkowo gorąca miejscowość na politycznej mapie Polski. Kilka dni wcześniej tu właśnie wicepremier Janusz Piechociński przepraszał protestujących rolników za „swoje państwo”, które nie zdało egzaminu w sprawie afrykańskiego pomoru świń (ASF). Zdesperowani hodowcy trzody zablokowali drogę, domagając się rozwiązania problemów ze skupem tuczników. Przy okazji – doprowadzili do zmiany ministra. Gdzie jak gdzie, ale w biurze Marka Sawickiego w Łosicach na pewno dowiem się o sprawie więcej. Ale i tu drzwi zamknięte, ani żywej duszy. Pukam naprzeciwko, do salonu fryzjerskiego pani Uli. – Mam sprawę w biurze poselskim, czy tu ktoś przyjmuje? – Kiedyś pracowała tu taka dziewczyna z urzędu, to czasem wpadała. Ale od wielu tygodni nie widziałam nikogo – kręci głową moja rozmówczyni.
Jaskółka Sawickiego
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.