W obłąkańczym ataku Janusza Korwin-Mikkego na Michała Boniego staram się dostrzec jakieś dobro. Pierwsze: że już nikt nie może mieć wątpliwości, iż mamy do czynienia z politycznym świrem. Trochę przykro, że świrostwo to objawiło się teraz, gdy Korwin-Mikke trafił do Parlamentu Europejskiego, więc pewnie napisze o tym europejska prasa na zasadzie ciekawostki – tak jak my oglądamy np. mordobicie w tajskim parlamencie. Inna sprawa, że może to i lepiej, iż Europa się o tym dowie, bo już nikt w PE nie będzie traktował go poważnie. Chciałbym, by poszło w świat, że za niezgadzanie się z Korwinem można dostać po twarzy.
Drugie: że to całe gadanie Korwina, że ma pomysł na Polskę, Europę i świat, jest nic niewarte. Ja osobiście lubię te jego wiecowe opowieści w stylu: jak wyeliminujemy ciążenie ziemskie, to znikną nasze problemy. Miałem nadzieję, że powstanie choć zrąb programu oparty na tym kosmicznym założeniu. Ale skoro Korwin bierze się do bicia, to znaczy, że nic, co można by nazwać jakimś choćby mgławicowym programem, nie powstanie. Trzecie: że Janusz Korwin-Mikke w końcu trafi na kogoś takiego jak on sam, kto równie konsekwentnie spełni swoje zobowiązania honorowe wobec niego. Bo w sumiekażda akcja powinna rodzić reakcję.
Mam tylko wątpliwości, czy ci, którzy piszą od wielu lat w internetowych komentarzach, że mu nogi z tyłka powyrywają, też mają prawo do spełnienia swoich obietnic. Bo jeśli chodzi o plucie w twarz, to sprawa jest jasna. Lider Nowej Prawicy dopuszcza taką formę sprzeciwu. �
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.