Rosjanie już trzymają rękę na kurku ropociągu Odessa - Brody
Brody: stalinowskie blokowiska i stare chaty straszą na ciemnych ulicach. Na horyzoncie widać jednak oświetlony, pięćdziesięciohektarowy kompleks. Za kolczastym ogrodzeniem stoją ogromne zbiorniki. Między nimi wyrasta z ziemi metrowa rura. - To nitka z Odessy - pokazuje mi nieco wystraszony późnym najściem szef bazy. - Stąd można pompować ropę do całej południowej Europy. Wszystko jest gotowe. Czekamy tylko na ropę.
Ten rurociąg już stał się symbolem najgorętszego sporu między Rosją a Ukrainą i Unią Europejską. Konflikt toczy się w zaciszach gabinetów największych kompanii naftowych i dotyczy energetycznej niezależności Europy od Rosji oraz wpływów z transportu ropy z Morza Kaspijskiego. Rurociąg z Odessy do Brodów na Ukrainie to przedostatnia nitka systemu przesyłania ropy z Zakaukazia. Mimo że jego budowę zakończono ponad roku temu, nigdy nie popłynęła nim kaspijska ropa. I być może nigdy nie popłynie.
Prawie 700 km na południe od Brodów znajduje się drugi koniec tej rury. Ołeksandr Todijczuk, szef Ukrtransnafty, firmy zarządzającej rurociągami na Ukrainie, pokazuje instalacje terminalu Piwdennego pod Odessą. To tutaj ropa z Baku ma być tłoczona przez Brody do Europy. Todijczuk od dwóch lat jest prezesem Ukrtransnafty i zwolennikiem przedłużenia tej rury do Płocka, a potem Gdańska. Gdyby to się udało, Ukraina miałaby otwarte drzwi do Światowej Organizacji Handlu, a w przyszłości do Unii Europejskiej. Przede wszystkim wyzwoliłaby się od dyktatu energetycznego swego wielkiego sąsiada. Prezes Ukrtransnafty wie też, że Rosja zrobi wszystko, by wstrzymać to przedsięwzięcie. - Nie wyobrażam sobie, by Polska wycofała się z tego projektu. To byłoby nielogiczne i nierozsądne - mówi. Pokazuje zbiorniki na ropę, każdy o pojemności 20 tys. ton. - Polska i Ukraina razem muszą się uniezależniać od rosyjskiej ropy. To leży w naszym interesie - przekonuje.
Słodka kaspijska
Ukrainę przecinają dwa ropociągi. Na zachodzie tzw. południowa nitka rurociągu Przyjaźń (północna prowadzi do Polski przez Białoruś), która biegnie w kierunku Słowacji, Czech i Węgier. Na wschodzie rura ciągnie się od granicy rosyjskiej, wzdłuż Dniepru, aż do Odessy nad Morzem Czarnym. Dwoma ukraińskimi magistralami płynie ropa z Rosji, głównie na eksport. Ukraina zarabia na tranzycie prawie 500 mln USD rocznie.
- Nasz rosyjski "starszy brat" może w każdej chwili zakręcić kurek - tłumaczy "Wprost" Mychajło Honczar, ekspert kijowskiej fundacji Strategia-1 i doradca prezesa Ukrtransnafty. - A wtedy wszelkie decyzje o przyszłości Ukrainy będą podejmowane nie w Kijowie, lecz w Moskwie - dodaje. Dlatego już na początku lat 90. rząd w Kijowie podjął decyzję o budowie trzeciego rurociągu - z Odessy do Brodów. Stanowiłby on odcinek tzw. Eurasian Oil Transportation Corridor, którym tłoczono by ropę z rejonu Morza Kaspijskiego, z Kazachstanu i Azerbejdżanu. Dlaczego stamtąd? Udokumentowane kaspijskie złoża szacowane są na 18-34 mld baryłek, czyli 3-4 proc. światowych rezerw. Niektórzy eksperci oceniają je jednak nawet na 250-270 mld baryłek. Gdyby te ostatnie szacunki okazały się prawdziwe, zasoby te dorównywałyby wielkością złożom Arabii Saudyjskiej.
- Najważniejsze jest to, że koszt wydobycia kaspijskiej ropy jest niski. Wynosi 2 USD za baryłkę na kazachskim polu Tengiz, podczas gdy na Zachodniej Syberii - 2-3,5 USD - mówi "Wprost" dr Cezary Filipowicz, geolog, szef oddziału Ukrtransnafty w Polsce. - Ponadto kaspijska ropa jest o wiele lepsza. Jest "słodka", nie wymaga odsiarczania - tłumaczy.
Zielone ŚwiatŁo Putina
Dla Rosji brak kontroli nad rurą przesyłającą ropę z Morza Kaspijskiego oznacza finansowe i polityczne straty. Według tajnego raportu rosyjskiego Ministerstwa Paliw Płynnych, za 10 lat rosyjski eksport utrzyma się na poziomie lat 90. (to optymistyczne przewidywania) albo spadnie o 40 proc. w porównaniu z 2002 r. (pesymistyczne szacunki). Rosjanie eksploatują swoje złoża rabunkowo. Prezydent Władimir Putin pozwolił więc rosyjskim koncernom naftowym działać tak, by przejąć ropociągi. Firmy naftowe mają służyć interesom politycznym państwa.
Ofensywę rozpoczęły największe koncerny rosyjskie: Łukoil, TNK, Jukos i kontrolowane przez Rosjan Kazachoil, Tatnafta, Ukrsławnafta. Cztery z sześciu ukraińskich petrochemii kontrolują Rosjanie. W rękach Ukraińców pozostało 25 proc. akcji petrochemii Hałyczyna i 50 proc. petrochemii Kremenczuk. Rosjanie rozpoczęli przejmowanie stacji paliw.
- Ten rurociąg jest solą w oku Rosjan. Zrobią wszystko, by nigdy nie popłynęła nim ropa - mówi Mychajło Honczar. - A jeśli już miałaby być nim transportowana, to chcą ją kontrolować, chociażby przepłacając - dodaje. Koncerny Łukoil i, przejęty w 50 proc. przez BP, TNK chcą przesyłać ropę, ale tzw. rewersem, czyli w przeciwnym kierunku. Ropa miałaby płynąć z Syberii trasą Samara - Mozyr - Brody - Odessa i następnie tankowcami do Europy.
Rosyjscy szejkowie kontratakują
O tym, jak silne jest rosyjskie lobby, można było się przekonać 23 kwietnia. TNK/BP i Transnieft podpisały poufny list intencyjny z Naftogazem Ukraina i Ukrtransnaftą. Dokument przewidywał przesyłanie ropy na odcinku Odessa - Brody, ale w przeciwnym kierunku. Ołeksandr Todijczuk: - To był tylko list intencyjny, a nie umowa. Zresztą nie ma na nim pieczątki naszej firmy. "Wprost" dotarł do tego dokumentu. Wynika z niego, że strony już "postanowiły rozpocząć działania zabezpieczające transport rosyjskiej ropy w odwrotnym systemie", a rosyjski Transnieft ma "technicznie nadzorować magistralę dostarczającą naftę z Brodów do Portu Piwdennego".
Rosjanie starają się także zyskać kontrolę nad przesyłaniem kaspijskiej ropy rurociągiem Przyjaźń na południe Europy. W kwietniu 2002 r. Ukrtransnafta podpisała umowę dotyczącą transportu kaspijskiej ropy przez rurociąg Adria do chorwackiego portu Omisajl. Szybko udziały w firmie Janaf, zarządzającej ropociągiem, kupił rosyjski koncern Jukos. Jego prezes Michaił Chodorkowski pisał w listach do prezydenta Leonida Kuczmy, że jego firma chce stałej współpracy z Ukrainą i zapewnia, że jest w stanie tłoczyć Adrią 4 mln ton ropy rocznie, a w przyszłości nawet do 20 mln ton. Oznacza to przejęcie całkowitej kontroli nad tym rurociągiem. Koncern monopolizuje transport ropy ropociągami także w innych krajach. W 2001 r. nabył 49 proc. udziałów w słowackim Transpetrolu i przejmuje węgierski koncern MOL. Stoi także w kolejce po akcje polskich firm naftowych.
Z Iraku do naszego baku?
W obronie Ukrainy murem stanęła Unia Europejska. - Ta rura jest kręgosłupem niepodległości Ukrainy - mówi "Wprost" Faouzi Bensarsa, przedstawiciel Komisji Europejskiej do spraw energetyki i transportu. Jeśli kaspijska ropa zacznie płynąć do państw unii, Ukrainie obiecano członkostwo w WTO i udział w jednolitym rynku unii. Projekt przedłużenia rury oficjalnie poparła Loyola de Palacio, komisarz europejski ds. energetyki. Oznacza to, że konsorcjum, które będzie budowało ropociąg, może liczyć na kredyty (500 mln euro) z europejskich banków. Inwestycję po cichu wspierają Amerykanie. Pojawiła się szansa transportu ropy z Iraku przez Turcję. Ukraina podpisała z Turcją umowę o budowie rurociągu łączącego Morze Śródziemne z Morzem Czarnym, z portu Ceyhan do Samsunu. Do Ceyhanu już dochodzi ropociąg z irackich pól naftowych.
Ukraińcy starają się nakłonić Polskę do przyspieszenia budowy nitki rurociągu z Brodów do Płocka. Po polskiej stronie projektem rury zajęła się firma Golden
Gate. Dotychczas jednak budowa się nie rozpoczęła. - Staramy się utworzyć konsorcjum firm, które wyłożą pieniądze na budowę nitki do Płocka - mówi Paweł Hołownia, prezes Golden Gate. - Myślę, że roboty ruszą za rok - mówi. Do tego czasu koncernom rosyjskim może udać się przejąć całkowitą kontrolę na ukraińską rurą.
Więcej możesz przeczytać w 28/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.