Nikt nie może korzystać ze specjalnych praw: ani parlament, ani żaden inny organ władzy nie może być miejscem, które daje schronienie przed prawem" - tych słów nie powiedział Jan Maria Rokita, członek sejmowej komisji śledczej w sprawie Rywina, gdy komisja nie zgodziła się na przesłuchanie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.
Te słowa wypowiedział sam Kwaśniewski - 24 października 2001 r. w Sejmie. Ostatnio zmienił zdanie. I nic tu nie mają do rzeczy kruczki prawne o rozdzielności władzy ustawodawczej i wykonawczej, bo komisja śledcza działa tak jak organ władzy sądowniczej. A przecież prezydent zeznawał przed prokuratorem, więc już oddał się do dyspozycji innej władzy. Prezydent uważa się też za jednego z twórców konstytucji. Czyżby zatem nie znał art. 32 ustawy zasadniczej? Konstytucja stanowi bowiem: "Wszyscy są równi wobec prawa. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne".
Amerykańscy prezydenci (od George'a Waszyngtona począwszy) dotychczas stawiali się na wezwania Kongresu, chociaż amerykańskie prawo przewiduje, że nie muszą tego czynić (wyjątkiem są przestępstwa najcięższego kalibru, na przykład zdrada stanu). Zrobili to, bo odmowa byłaby źle przyjęta przez opinię publiczną.
Specjalne traktowanie prezydenta w Polsce to zresztą część większej całości. Przecież immunitet mają już posłowie, senatorowie, sędziowie i prokuratorzy, czyli osoby, które stanowią bądź egzekwują prawo. Oznacza to, że ustawodawcy, sędziowie i prokuratorzy mogą nakładać na obywateli wszelkie prawne ograniczenia, ale sami im nie podlegają. To tak, jakby lekarze ukrywali przed pacjentami szczepionki, sami w pełni z nich korzystając. Na podobnej zasadzie bankowcy mogliby swobodnie korzystać z powierzonych im oszczędności klientów.
Straszny strach
Aleksander Kwaśniewski nawet nie próbował stanąć przed komisją śledczą - schował się za paragrafami. A przecież jego zeznania byłyby ukoronowaniem prac komisji. Prezydent bardzo dobrze zna bohaterów Rywingate - przede wszystkim prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Włodzimierza Czarzastego, a wreszcie samego Lwa Rywina. Przecież Kwaśniewski już kilkanaście dni po korupcyjnej propozycji spotkał Rywina w Sopocie, gdzie otrzymał notatkę z jego wersją wizyty u Wandy Rapaczyńskiej i Adama Michnika. Warto, by opinia publiczna dowiedziała się od samego prezydenta, dlaczego przetrzymywał ten dokument pół roku. "Jakiś taki straszny strach panuje w szeregach SLD przed tym, by Aleksander Kwaśniewski mógł się zjawić przed komisją" - powiedział po obradach Jan Maria Rokita. Zdaniem Rokity, nie można będzie stwierdzić, czy Kwaśniewski jako konstytucyjny organ państwa działał zgodnie z prawem.
"Ani ustawa o komisji śledczej, ani kodeks postępowania karnego nie zawierają przeszkód prawnych, by komisja śledcza mogła wezwać prezydenta w celu złożenia zeznania w charakterze świadka. Obie ustawy uchwalone zostały w okresie istnienia instytucji prezydenta, co może wskazywać na świadomą rezygnację ustawodawcy z ustanawiania tego wyjątku" - czytamy w ekspertyzie Andrzeja Szmyta. To jedna z czterech ekspertyz zamówionych przez Kancelarię Sejmu. W dwóch z nich stwierdzono, że prawo nie zostałoby złamane, gdyby prezydent złożył zeznania. Mirosław Granat, drugi ekspert, cytuje "Komentarz do Konstytucji RP", w którym autorzy stwierdzają: "Przedmiotem badania komisji śledczej mogą być też sprawy z zakresu działania prezydenta". Ich zdaniem, "głowa państwa ponosi konstytucyjną odpowiedzialność za legalność wszelkich działań". Także przedwojenny kodeks postępowania karnego z 1928 r. zakładał możliwość powołania prezydenta na świadka w postępowaniu karnym.
Europejski antystandard
Prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że jest czymś zawstydzającym, iż niektórzy członkowie komisji śledczej traktują prezydenta jak jaśnie panującego, a nie równego wśród równych, co powinno być przecież cechą ustroju republikańskiego. To zresztą europejska choroba. Nie powiodły się przecież liczne próby powołania na świadka Jacques'a Chiraca, prezydenta Francji. Jest on podejrzewany o udział w trzech aferach, gdy był merem Paryża. Helmut Kohl, były kanclerz Niemiec, kilkakrotnie wprawdzie stawał przed komisją Bundestagu, ale odmówił ujawnienia prawdy o nielegalnym finansowaniu CDU. Wziął całą winę na siebie. Kohl nikogo nie wydał, ale czy milczenie w tej sprawie można uznać za cnotę? Opinia publiczna była przekonana, że były kanclerz mataczy, co zaszkodziło wizerunkowi partii i przyczyniło się do jej wyborczej porażki. Kohla nie potraktowano jednak jak zwykłego obywatela. Sąd w Bonn umorzył śledztwo. Na oskarżonego nałożono tylko grzywnę w wysokości 300 tys. marek. Dzięki temu nie został wpisany do rejestru skazanych.
We Włoszech prezydent korzysta ze specjalnego immunitetu i gwarancji nietykalności - może być oskarżony tylko o zdradę i zamach na konstytucję. W ubiegłym miesiącu włoski parlament rozciągnął te przywileje także na premiera (formalnie przyjęto ustawę o immunitecie dla prezydenta, przewodniczących obu izb parlamentu, prezesa Trybunału Konstytucyjnego i premiera). Zapewniono zatem tym osobom immunitet sądowy w sprawach karnych na czas piastowania urzędu. Opozycja zarzuca rządowi, iż uchwalił ustawę tylko po to, by uchronić przed wyrokiem sądowym premiera Silvia Berlusconiego, oskarżonego o korupcję.
Amerykański standard
W USA Kongres nie może zmusić prezydenta do stawienia się na przesłuchanie przed jakąkolwiek komisją. Ale wezwanie głowy państwa na przesłuchanie jest możliwe, gdy zostanie wszczęta procedura impeachmentu, czyli parlamentarnego oskarżenia prezydenta o przestępstwo. Pierwszy w charakterze świadka występował prezydent George Washington. W 1974 r. Gerald Ford przed komisją Izby Reprezentantów wyjaśniał motywy kontrowersyjnego ułaskawienia prezydenta Richarda Nixona, oskarżonego o naruszenie konstytucji i nadużycie władzy.
Zasady nakazujące prezydentowi odpowiadanie przed komisjami Kongresu usiłował nagiąć Bill Clinton, odmawiając wyjaśnień w sprawie romansu z Monicą Lewinsky. Jednak i jego do złożenia zeznań skłoniło wdrożenie procedury impeachmentu. Potem Clinton przekonał się, że opinia publiczna bardziej ceni polityka, który kłamał, ale się do tego przyznał, niż tego, który odmawia składania wyjaśnień.
W gruncie rzeczy tylko totalitarny ustrój uzasadnia istnienie immunitetu czy specjalnych praw dla niektórych obywateli. W państwie prawa żadne specjalne przywileje nie są potrzebne. Stając przed sejmową komisją, Aleksander Kwaśniewski mógł wyznaczyć wyższy standard prawa. Nie zrobił tego. Czyżby się bał społeczeństwa, które go wybrało?
Amerykańscy prezydenci (od George'a Waszyngtona począwszy) dotychczas stawiali się na wezwania Kongresu, chociaż amerykańskie prawo przewiduje, że nie muszą tego czynić (wyjątkiem są przestępstwa najcięższego kalibru, na przykład zdrada stanu). Zrobili to, bo odmowa byłaby źle przyjęta przez opinię publiczną.
Specjalne traktowanie prezydenta w Polsce to zresztą część większej całości. Przecież immunitet mają już posłowie, senatorowie, sędziowie i prokuratorzy, czyli osoby, które stanowią bądź egzekwują prawo. Oznacza to, że ustawodawcy, sędziowie i prokuratorzy mogą nakładać na obywateli wszelkie prawne ograniczenia, ale sami im nie podlegają. To tak, jakby lekarze ukrywali przed pacjentami szczepionki, sami w pełni z nich korzystając. Na podobnej zasadzie bankowcy mogliby swobodnie korzystać z powierzonych im oszczędności klientów.
Straszny strach
Aleksander Kwaśniewski nawet nie próbował stanąć przed komisją śledczą - schował się za paragrafami. A przecież jego zeznania byłyby ukoronowaniem prac komisji. Prezydent bardzo dobrze zna bohaterów Rywingate - przede wszystkim prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Włodzimierza Czarzastego, a wreszcie samego Lwa Rywina. Przecież Kwaśniewski już kilkanaście dni po korupcyjnej propozycji spotkał Rywina w Sopocie, gdzie otrzymał notatkę z jego wersją wizyty u Wandy Rapaczyńskiej i Adama Michnika. Warto, by opinia publiczna dowiedziała się od samego prezydenta, dlaczego przetrzymywał ten dokument pół roku. "Jakiś taki straszny strach panuje w szeregach SLD przed tym, by Aleksander Kwaśniewski mógł się zjawić przed komisją" - powiedział po obradach Jan Maria Rokita. Zdaniem Rokity, nie można będzie stwierdzić, czy Kwaśniewski jako konstytucyjny organ państwa działał zgodnie z prawem.
"Ani ustawa o komisji śledczej, ani kodeks postępowania karnego nie zawierają przeszkód prawnych, by komisja śledcza mogła wezwać prezydenta w celu złożenia zeznania w charakterze świadka. Obie ustawy uchwalone zostały w okresie istnienia instytucji prezydenta, co może wskazywać na świadomą rezygnację ustawodawcy z ustanawiania tego wyjątku" - czytamy w ekspertyzie Andrzeja Szmyta. To jedna z czterech ekspertyz zamówionych przez Kancelarię Sejmu. W dwóch z nich stwierdzono, że prawo nie zostałoby złamane, gdyby prezydent złożył zeznania. Mirosław Granat, drugi ekspert, cytuje "Komentarz do Konstytucji RP", w którym autorzy stwierdzają: "Przedmiotem badania komisji śledczej mogą być też sprawy z zakresu działania prezydenta". Ich zdaniem, "głowa państwa ponosi konstytucyjną odpowiedzialność za legalność wszelkich działań". Także przedwojenny kodeks postępowania karnego z 1928 r. zakładał możliwość powołania prezydenta na świadka w postępowaniu karnym.
Europejski antystandard
Prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że jest czymś zawstydzającym, iż niektórzy członkowie komisji śledczej traktują prezydenta jak jaśnie panującego, a nie równego wśród równych, co powinno być przecież cechą ustroju republikańskiego. To zresztą europejska choroba. Nie powiodły się przecież liczne próby powołania na świadka Jacques'a Chiraca, prezydenta Francji. Jest on podejrzewany o udział w trzech aferach, gdy był merem Paryża. Helmut Kohl, były kanclerz Niemiec, kilkakrotnie wprawdzie stawał przed komisją Bundestagu, ale odmówił ujawnienia prawdy o nielegalnym finansowaniu CDU. Wziął całą winę na siebie. Kohl nikogo nie wydał, ale czy milczenie w tej sprawie można uznać za cnotę? Opinia publiczna była przekonana, że były kanclerz mataczy, co zaszkodziło wizerunkowi partii i przyczyniło się do jej wyborczej porażki. Kohla nie potraktowano jednak jak zwykłego obywatela. Sąd w Bonn umorzył śledztwo. Na oskarżonego nałożono tylko grzywnę w wysokości 300 tys. marek. Dzięki temu nie został wpisany do rejestru skazanych.
We Włoszech prezydent korzysta ze specjalnego immunitetu i gwarancji nietykalności - może być oskarżony tylko o zdradę i zamach na konstytucję. W ubiegłym miesiącu włoski parlament rozciągnął te przywileje także na premiera (formalnie przyjęto ustawę o immunitecie dla prezydenta, przewodniczących obu izb parlamentu, prezesa Trybunału Konstytucyjnego i premiera). Zapewniono zatem tym osobom immunitet sądowy w sprawach karnych na czas piastowania urzędu. Opozycja zarzuca rządowi, iż uchwalił ustawę tylko po to, by uchronić przed wyrokiem sądowym premiera Silvia Berlusconiego, oskarżonego o korupcję.
Amerykański standard
W USA Kongres nie może zmusić prezydenta do stawienia się na przesłuchanie przed jakąkolwiek komisją. Ale wezwanie głowy państwa na przesłuchanie jest możliwe, gdy zostanie wszczęta procedura impeachmentu, czyli parlamentarnego oskarżenia prezydenta o przestępstwo. Pierwszy w charakterze świadka występował prezydent George Washington. W 1974 r. Gerald Ford przed komisją Izby Reprezentantów wyjaśniał motywy kontrowersyjnego ułaskawienia prezydenta Richarda Nixona, oskarżonego o naruszenie konstytucji i nadużycie władzy.
Zasady nakazujące prezydentowi odpowiadanie przed komisjami Kongresu usiłował nagiąć Bill Clinton, odmawiając wyjaśnień w sprawie romansu z Monicą Lewinsky. Jednak i jego do złożenia zeznań skłoniło wdrożenie procedury impeachmentu. Potem Clinton przekonał się, że opinia publiczna bardziej ceni polityka, który kłamał, ale się do tego przyznał, niż tego, który odmawia składania wyjaśnień.
W gruncie rzeczy tylko totalitarny ustrój uzasadnia istnienie immunitetu czy specjalnych praw dla niektórych obywateli. W państwie prawa żadne specjalne przywileje nie są potrzebne. Stając przed sejmową komisją, Aleksander Kwaśniewski mógł wyznaczyć wyższy standard prawa. Nie zrobił tego. Czyżby się bał społeczeństwa, które go wybrało?
Więcej możesz przeczytać w 28/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.