My, Polacy, lubimy sytuacje jasne i cenimy charaktery określone
Dlatego odnosimy się z szacunkiem do uczciwych Czechów i Niemców, ale nie możemy tolerować żadnych typów pośrednich" - stwierdził w 1934 r. Michał Grażyński, ówczesny wojewoda śląski. Grażyński pochodził z Małopolski, więc dla niego śląskość była wymysłem jeszcze większym niż góralskość. Wielu współczesnych Polaków wychowanych w homogenicznym narodowo społeczeństwie myśli podobnie. Tyle że 173 tys. mieszkańców Śląska, którzy podczas spisu powszechnego określili swoją narodowość jako śląską, protestowało przeciwko ekonomicznej degradacji regionu. Wielu marzy się powrót do czasów przedwojennych, gdy Śląsk korzystał z dobrodziejstw autonomii. Miał nawet własny sejm.
Śląska demonstracja
Określenie się mianem Ślązaka to demonstracja, która zaskoczyła nawet Jerzego Gorzelika, przewodniczącego Ruchu Autonomii Śląska. RAŚ pierwszy domagał się uznania Ślązaków za mniejszość narodową. Tyle że Gorzelik przypuszczał, iż taką deklarację złoży nie więcej niż 100 tys. osób. Kazimierz Kutz, znany reżyser i senator ze Śląska, kiedyś był przeciwnikiem idei narodu śląskiego. Teraz jest entuzjastą tego pomysłu. Twierdzi, że Ślązacy wreszcie ośmielili się zademonstrować swoją odrębność, co spowoduje efekt domina. Już wkrótce śląską narodowość może zadeklarować pół miliona osób.
W ubiegłym tygodniu przed Wielką Izbą Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu odbyła się rozprawa przeciw Polsce w sprawie odmowy rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej. Jeżeli wyrok trybunału będzie korzystny dla Ślązaków, w wyborach parlamentarnych mogliby (mogliby, gdyby nie nowelizacja ustawy o mniejszościach narodowych) wejść do Sejmu, nie przekraczając pięcioprocentowego progu wyborczego, jaki obowiązuje partie (wystarczy zebrać średnio 20 tys. głosów w okręgu wyborczym, żeby zdobyć mandat). Ten przywilej dano mniejszościom w 1993 r., głównie wskutek zabiegów Jacka Kuronia. W ten sposób mieliśmy zagwarantować podobne prawa mniejszościom polskim na Wschodzie, co oczywiście okazało się iluzją.
Niemiecka strata
Mimo przywilejów wyborczych dla mniejszości dotychczas skorzystała z nich tylko mniejszość niemiecka, która zwykle wprowadza dwóch posłów do Sejmu. Ukraińcy i Białorusini, którzy startowali samodzielnie, zawsze przepadali. Posłami zostawali jedynie ci, do których pomocną dłoń wyciągnął SLD czy UW. Nawet jeśli działacze RAŚ wygrają w Strasburgu, czeka ich niespodzianka w projekcie nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych. Znalazł się w nim zapis o podziale mniejszości na narodowe i etniczne. Do tych pierwszych zaliczone zostały społeczności niepolskie, które mają swoje państwa, czyli Niemcy, Ukraińcy, Białorusini, Litwini i Czesi (Wietnamczycy nie będą mieli podobnego statusu, bo wprowadzony zostanie wymóg przebywania na polskich ziemiach przynajmniej przez sto lat). Wspólnoty żyjące w Polsce, a nie posiadające państwowości, zostaną zakwalifikowane jako grupy etniczne, a o tych ordynacja wyborcza nie wspomina.
O wprowadzenie podziału na mniejszości narodowe i etniczne najbardziej zabiegała mniejszość niemiecka, bo powstanie narodu śląskiego godzi przede wszystkim w jej interesy. Jeszcze do niedawna polscy Niemcy twierdzili, że w kraju żyje ich ponad 300 tys. Ze spisu powszechnego wynika tymczasem, że za Niemców uważa się niespełna 153 tys. obywateli RP. To cios dla posła Henryka Krolla i kierowanego przez niego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim. TSKN może już nie być tak hojnie finansowane z Niemiec, skoro zgubiło połowę posiadanych rzekomo Niemców. Na pytanie, gdzie się podziało tyle osób, Kroll odpowiada, że część pracuje sezonowo i mieszka w Niemczech, część zadeklarowała zaś śląskość, bo to "bardziej bezpieczne niż bycie Niemcem". Tłumaczenie to nie brzmi przekonująco, skoro przyznanie się do niemieckości wiązało się dotychczas z przywilejami, a nie szykanami.
Śląsk nieśląski
Według Katowickiej Pracowni Badań Społecznych, za Ślązaków uważa się 12,5 proc. mieszkańców województwa śląskiego, z czego większość to ludzie w średnim i starszym wieku (młodzi częściej - ponad 20 proc. wskazań - wybierali kategorię "Polak-Ślązak"). W wypadku ludzi starszych wielką rolę odgrywają resentymenty. W czasach PRL Ślązaków traktowano jak egzotycznych tubylców. Obok represji politycznych uderzano w śląską tożsamość, nakazując m.in. zmianę niemieckobrzmiących nazwisk i imion (zdarzało się, że zmieniano napisy na nagrobkach). - W miastach baliśmy się mówić gwarą. Ale poczucie, że jesteśmy inni, siedziało w nas i teraz mogliśmy to pokazać - mówi Stefania Łabaj, autorka książki "Śląsk - świadectwo czasu".
Władze PRL urządzały akademie ku czci powstań śląskich, ale samą śląskość starano się ograniczyć do folkloru. Ślązacy nie uważali za swój nawet zespołu pieśni i tańca "Śląsk", bo nie śpiewał on gwarą, ale po polsku. - Po 1989 r. Ślązacy skierowali się ku mniejszości niemieckiej, bo w kulturze naszych sąsiadów leży część ich tożsamości. Dobrze jednak wiedzą, że nie są Niemcami. Dlatego teraz próbują się określić samodzielnie, czyli jako Ślązacy - mówi Adam Bartoszek, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.
Ślązak, czyli Polako-Czecho-Niemiec
Poczucie śląskiej tożsamości wcale nie oznacza separatyzmu. W Czechach ponad 20 proc. obywateli uważa się za Morawian, a 4 proc. właśnie za Ślązaków. I nikt nie robi z tego politycznego problemu. Śląskie przebudzenie może natomiast korzystnie wpłynąć na poczucie tożsamości samych Ślązaków. Sześć lat temu, gdy pojawiła się idea odrębnej narodowości, redakcje katowickich gazet zasypała lawina listów rozentuzjazmowanych Ślązaków. Niektórzy z tych, którzy wyemigrowali do Niemiec, deklarowali nawet, że wrócą do kraju. - W Polsce byłem Szwabem, w Niemczech - Polaczkiem. Teraz mogę być sobą - słyszy się często od emigrantów. W przytaczanej przez historyków relacji sprzed stu lat murarz z Hulczyna skarżył się: "W Niemczech mówili do mnie przeklęty Polaczku, jak pracowałem w Polsce, mówili do mnie 'ty hromski Czechu'. A jak dziś pracuję w Ostrawie, nazywają mnie przeklętym Prusakiem. Kim więc właściwie jestem?".
Czy Ślązaków można uznać za naród? Być może kilkaset lat temu taki naród zaczynał się tworzyć. "Żaden naród sąsiadujący z Królestwem Polskim nie jest bardziej zawistny i wrogi Polakom od Ślązaków" - pisał w XV w. kronikarz Jan Długosz, rozwścieczony poczynaniami śląskich książąt. Jeżeli później istniał jakiś proces narodowotwórczy, to został on przerwany przez bismarckowski Kulturkampf. Wówczas trzeba było się opowiedzieć albo po stronie polskiej, albo niemieckiej.
Ernst Gellner, znawca państwa narodowego, twierdzi, że jeśli dwie osoby uważają, iż należą do jakiegoś narodu, to trzeba przyznać, że tak jest. Politolodzy i etnologowie wymieniają jednak obok historii kilka cech koniecznych, by daną wspólnotę uznać za naród: wspólny język, terytorium i tradycję. Ślązacy mają swoją tradycję, która - jak wynika m.in. z badań prof. Doroty Simonides, etnologa z Uniwersytetu Opolskiego - wykazuje wiele zbieżnych cech z polską kulturą ludową. Od Polaków Ślązacy odróżniają się przede wszystkim mową, która jest jedynie dialektem, zróżnicowanym regionalnie. Śląski język literacki, w przeciwieństwie do kaszubskiego, jeszcze nie powstał. Ale chcą go stworzyć działacze RAŚ.
Przykład samego Gorzelika, znawcy architektury barokowej, dawnego zadymiarza z Solidarności Walczącej i aktywisty Ligi Republikańskiej, to dowód na ironię historii. Gorzelik pochodzi z rodziny polsko-śląskiej. Jego dziadek, nauczyciel z Galicji, przybył na Śląsk w latach 30. z misją repolonizacji. Dziś jego wnuk chce być ojcem nowego narodu.

Określenie się mianem Ślązaka to demonstracja, która zaskoczyła nawet Jerzego Gorzelika, przewodniczącego Ruchu Autonomii Śląska. RAŚ pierwszy domagał się uznania Ślązaków za mniejszość narodową. Tyle że Gorzelik przypuszczał, iż taką deklarację złoży nie więcej niż 100 tys. osób. Kazimierz Kutz, znany reżyser i senator ze Śląska, kiedyś był przeciwnikiem idei narodu śląskiego. Teraz jest entuzjastą tego pomysłu. Twierdzi, że Ślązacy wreszcie ośmielili się zademonstrować swoją odrębność, co spowoduje efekt domina. Już wkrótce śląską narodowość może zadeklarować pół miliona osób.
W ubiegłym tygodniu przed Wielką Izbą Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu odbyła się rozprawa przeciw Polsce w sprawie odmowy rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej. Jeżeli wyrok trybunału będzie korzystny dla Ślązaków, w wyborach parlamentarnych mogliby (mogliby, gdyby nie nowelizacja ustawy o mniejszościach narodowych) wejść do Sejmu, nie przekraczając pięcioprocentowego progu wyborczego, jaki obowiązuje partie (wystarczy zebrać średnio 20 tys. głosów w okręgu wyborczym, żeby zdobyć mandat). Ten przywilej dano mniejszościom w 1993 r., głównie wskutek zabiegów Jacka Kuronia. W ten sposób mieliśmy zagwarantować podobne prawa mniejszościom polskim na Wschodzie, co oczywiście okazało się iluzją.
Niemiecka strata
Mimo przywilejów wyborczych dla mniejszości dotychczas skorzystała z nich tylko mniejszość niemiecka, która zwykle wprowadza dwóch posłów do Sejmu. Ukraińcy i Białorusini, którzy startowali samodzielnie, zawsze przepadali. Posłami zostawali jedynie ci, do których pomocną dłoń wyciągnął SLD czy UW. Nawet jeśli działacze RAŚ wygrają w Strasburgu, czeka ich niespodzianka w projekcie nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych. Znalazł się w nim zapis o podziale mniejszości na narodowe i etniczne. Do tych pierwszych zaliczone zostały społeczności niepolskie, które mają swoje państwa, czyli Niemcy, Ukraińcy, Białorusini, Litwini i Czesi (Wietnamczycy nie będą mieli podobnego statusu, bo wprowadzony zostanie wymóg przebywania na polskich ziemiach przynajmniej przez sto lat). Wspólnoty żyjące w Polsce, a nie posiadające państwowości, zostaną zakwalifikowane jako grupy etniczne, a o tych ordynacja wyborcza nie wspomina.
O wprowadzenie podziału na mniejszości narodowe i etniczne najbardziej zabiegała mniejszość niemiecka, bo powstanie narodu śląskiego godzi przede wszystkim w jej interesy. Jeszcze do niedawna polscy Niemcy twierdzili, że w kraju żyje ich ponad 300 tys. Ze spisu powszechnego wynika tymczasem, że za Niemców uważa się niespełna 153 tys. obywateli RP. To cios dla posła Henryka Krolla i kierowanego przez niego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim. TSKN może już nie być tak hojnie finansowane z Niemiec, skoro zgubiło połowę posiadanych rzekomo Niemców. Na pytanie, gdzie się podziało tyle osób, Kroll odpowiada, że część pracuje sezonowo i mieszka w Niemczech, część zadeklarowała zaś śląskość, bo to "bardziej bezpieczne niż bycie Niemcem". Tłumaczenie to nie brzmi przekonująco, skoro przyznanie się do niemieckości wiązało się dotychczas z przywilejami, a nie szykanami.

Według Katowickiej Pracowni Badań Społecznych, za Ślązaków uważa się 12,5 proc. mieszkańców województwa śląskiego, z czego większość to ludzie w średnim i starszym wieku (młodzi częściej - ponad 20 proc. wskazań - wybierali kategorię "Polak-Ślązak"). W wypadku ludzi starszych wielką rolę odgrywają resentymenty. W czasach PRL Ślązaków traktowano jak egzotycznych tubylców. Obok represji politycznych uderzano w śląską tożsamość, nakazując m.in. zmianę niemieckobrzmiących nazwisk i imion (zdarzało się, że zmieniano napisy na nagrobkach). - W miastach baliśmy się mówić gwarą. Ale poczucie, że jesteśmy inni, siedziało w nas i teraz mogliśmy to pokazać - mówi Stefania Łabaj, autorka książki "Śląsk - świadectwo czasu".
Władze PRL urządzały akademie ku czci powstań śląskich, ale samą śląskość starano się ograniczyć do folkloru. Ślązacy nie uważali za swój nawet zespołu pieśni i tańca "Śląsk", bo nie śpiewał on gwarą, ale po polsku. - Po 1989 r. Ślązacy skierowali się ku mniejszości niemieckiej, bo w kulturze naszych sąsiadów leży część ich tożsamości. Dobrze jednak wiedzą, że nie są Niemcami. Dlatego teraz próbują się określić samodzielnie, czyli jako Ślązacy - mówi Adam Bartoszek, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.
Ślązak, czyli Polako-Czecho-Niemiec
Poczucie śląskiej tożsamości wcale nie oznacza separatyzmu. W Czechach ponad 20 proc. obywateli uważa się za Morawian, a 4 proc. właśnie za Ślązaków. I nikt nie robi z tego politycznego problemu. Śląskie przebudzenie może natomiast korzystnie wpłynąć na poczucie tożsamości samych Ślązaków. Sześć lat temu, gdy pojawiła się idea odrębnej narodowości, redakcje katowickich gazet zasypała lawina listów rozentuzjazmowanych Ślązaków. Niektórzy z tych, którzy wyemigrowali do Niemiec, deklarowali nawet, że wrócą do kraju. - W Polsce byłem Szwabem, w Niemczech - Polaczkiem. Teraz mogę być sobą - słyszy się często od emigrantów. W przytaczanej przez historyków relacji sprzed stu lat murarz z Hulczyna skarżył się: "W Niemczech mówili do mnie przeklęty Polaczku, jak pracowałem w Polsce, mówili do mnie 'ty hromski Czechu'. A jak dziś pracuję w Ostrawie, nazywają mnie przeklętym Prusakiem. Kim więc właściwie jestem?".
Czy Ślązaków można uznać za naród? Być może kilkaset lat temu taki naród zaczynał się tworzyć. "Żaden naród sąsiadujący z Królestwem Polskim nie jest bardziej zawistny i wrogi Polakom od Ślązaków" - pisał w XV w. kronikarz Jan Długosz, rozwścieczony poczynaniami śląskich książąt. Jeżeli później istniał jakiś proces narodowotwórczy, to został on przerwany przez bismarckowski Kulturkampf. Wówczas trzeba było się opowiedzieć albo po stronie polskiej, albo niemieckiej.
Ernst Gellner, znawca państwa narodowego, twierdzi, że jeśli dwie osoby uważają, iż należą do jakiegoś narodu, to trzeba przyznać, że tak jest. Politolodzy i etnologowie wymieniają jednak obok historii kilka cech koniecznych, by daną wspólnotę uznać za naród: wspólny język, terytorium i tradycję. Ślązacy mają swoją tradycję, która - jak wynika m.in. z badań prof. Doroty Simonides, etnologa z Uniwersytetu Opolskiego - wykazuje wiele zbieżnych cech z polską kulturą ludową. Od Polaków Ślązacy odróżniają się przede wszystkim mową, która jest jedynie dialektem, zróżnicowanym regionalnie. Śląski język literacki, w przeciwieństwie do kaszubskiego, jeszcze nie powstał. Ale chcą go stworzyć działacze RAŚ.
Przykład samego Gorzelika, znawcy architektury barokowej, dawnego zadymiarza z Solidarności Walczącej i aktywisty Ligi Republikańskiej, to dowód na ironię historii. Gorzelik pochodzi z rodziny polsko-śląskiej. Jego dziadek, nauczyciel z Galicji, przybył na Śląsk w latach 30. z misją repolonizacji. Dziś jego wnuk chce być ojcem nowego narodu.
Więcej możesz przeczytać w 28/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.