Hodowanie ludzkich jaj
Grupa naukowców z Centrum Medycznego w Kfer Saba w Izraelu doniosła kilka dni temu o pobraniu z siedmiu usuniętych płodów tkanek, z których w laboratorium zaczęły się rozwijać "morfologicznie zdrowe" komórki jajowe. Kierująca eksperymentem Tal Biron-Shental wyraziła nadzieję, że tkanki jajników nie donoszonych płodów będą używane do wytwarzania ludzkich jaj potrzebnych do sztucznego zapładniania. Grupy przeciwników aborcji i członków organizacji pro-life uznały projekt za makabryczny. Brytyjska rządowa agencja do spraw sztucznego zapłodnienia oświadczyła, że ten pomysł "budzi odrazę i przyprawia o mdłości".
Nie zrażona tymi reakcjami Tal Biron-Shental przekonywała naukowców na kongresie Europejskiego Stowarzyszenia Embriologów w Madrycie o spodziewanych pożytkach z dostępu do milionów komórek jajowych ukrytych w płodach. Z pewnością zyski z tego procederu mogą być kolosalne, bo wciąż brakuje dawczyń jaj dla bezpłodnych kobiet.
"Lekceważenie nauki nie jest receptą na rządzenie światem. Czasem jednak arogancja pędzących ostro do przodu naukowców przypomina postępowanie łajdaków biznesu przejmujących się emocjami ludzi tylko w takim zakresie, w jakim wpływają one na ich zyski" - ta opinia noblisty Jamesa Watsona wyrażona 30 lat temu pozostaje aktualna zwłaszcza w odniesieniu do niektórych badaczy, którzy z rozpędem łamią bariery między tym, co naturalne, a tym, co do niedawna było niemożliwe.
Jamie, ratunek dla Charliego
Nowe technologie wciąż przesuwają granicę między tym, co w eksperymentach genetycznych dopuszczalne, a tym, co zabronione. Większość krajów europejskich jeszcze niedawno nie zgadzała się na segregowanie embrionów po to, aby mające się narodzić dziecko mogło być dawcą tkanek dla chorego starszego rodzeństwa. W połowie czerwca w Wielkiej Brytanii przyszedł na świat noworodek, który miał ratować starszego brata. Rodzice Charliego Whitakera, cierpiącego na śmiertelną postać anemii, poddali się zabiegowi sztucznego zapłodnienia w USA. Spośród kilkunastu wyselekcjonowanych embrionów do dalszego rozwoju wybrano jeden, kierując się kryterium tzw. zgodności tkankowej. Urodził się Jamie. Badania potwierdziły, że krew z jego pępowiny i łożyska będzie można przeszczepić starszemu bratu Charliemu.
Po szczęśliwych narodzinach chłopca zarówno opinia publiczna w Wielkiej Brytanii, jak i twórcy prawa w tym kraju skłaniają się do złagodzenia przepisów, dzięki czemu podobne "akcje ratunkowe" stałyby się na wyspach legalne. Sąd Najwyższy Wielkiej Brytanii uległ już prośbom rodziców innego czteroletniego chłopca cierpiącego na równie groźną chorobę krwi. Rodzicom Zaina pozwolono przeprowadzić testy genetyczne kilkunastu poczętych przez nich embrionów i wybrać do dalszego rozwoju ten, którego geny uratują chorego syna.
Bezwartościowe Życie
Do tej pory w krajach europejskich genetyczne testy embrionów, przeprowadzane przed ich wszczepieniem do macicy przyszłej matki, dopuszczalne były tylko w wypadku zagrożenia ciężką chorobą genetyczną, taką jak hemofilia, dystrofia mięśni, mukowiscydoza czy niektóre typy dziedzicznych nowotworów. W ubiegłym roku w USA kobieta będąca nosicielką genu tzw. wczesnej choroby Alzheimera (powodującego demencję starczą już około 40. roku życia) urodziła zdrową córkę. Było to możliwe dzięki wyselekcjonowaniu jednego zarodka spośród kilkunastu embrionów, z których niemal wszystkie zawierały wadliwy gen.
Wykorzystywana coraz częściej diagnostyka preimplantacyjna wywołuje wiele kontrowersji. Na śmierć skazuje się embriony, w których znaleziono na przykład gen pląsawicy Huntingtona. Choroba objawia się nie skoordynowanymi ruchami i postępującą demencją, nie atakuje jednak przed 40. rokiem życia. "Czy życie naprawdę nie jest warte, by je przeżyć, jeśli skończy się tuż po czterdziestce?" - zastanawia się prof. Jacques Testart, "ojciec" pierwszego francuskiego dziecka z probówki. Mozart, Schubert, Chrystus, w Polsce Chopin i Słowacki zmarli przed ukończeniem 40 lat.
Kreacja online
Przeciwnicy segregacji embrionów uważają, że takie postępowanie może doprowadzić do kontrolowania ewolucji człowieka. Dziś celem jest uniknięcie choroby genetycznej, a jutro będzie nim wybór embrionu, z którego rozwinie się człowiek o wyższym poziomie inteligencji, pożądanej budowie ciała czy niebieskich oczach. Planowanie potomstwa obejmie programowanie jego cech genetycznych. - Trudno tu dostrzec jakikolwiek problem etyczny - argumentują zwolennicy tego rodzaju metod. Bo co właściwie grozi dzieciom udoskonalonym na zamówienie? Będą mieć przed sobą dłuższe, zdrowsze i szczęśliwsze życie.
Genetyczne techniki ulepszania człowieka przyjmowane są z entuzjazmem przez wielu badaczy. Prof. Lee Silver z Princeton jest przekonany, że w przyszłości zamożni rodzice będą dbać o dobór genów dla swego potomstwa, podobnie jak dziś starają się wysłać dzieci do najlepszych szkół. W Internecie można znaleźć reklamy w rodzaju: "Jeśli skorzystasz z naszych najnowszych technologii, możesz być pewien, że życie twojego dziecka będzie wolne nie tylko od takich schorzeń, jak rak, choroba Alzheimera i zawał serca, ale też od otyłości, agresji i dysleksji. Wykreuj swoje dziecko online".
Po kilku stuleciach takich praktyk ludzkość miałaby się podzielić na dwa gatunki. Bogaci, czyli genrich, wyposażeni w coraz więcej sztucznych genów, stworzą arystokrację genetyczną kontrolującą gospodarkę, media i przemysł. Reszta, czyli naturals, pozostanie pracownikami fizycznymi. Z czasem różnice między nimi staną się tak duże, że nie będą mogli mieć wspólnego potomstwa. Wobec takich wizji pocieszeniem jest to, że przyszłość trudno przewidzieć. Poza tym oprócz genów mamy zdrowy rozsądek.
Hermafrodyta z probówki Uczeni pod kierunkiem Norberta Gleichera z Fundacji Medycyny Reprodukcyjnej w Chicago wprowadzili męskie komórki do żeńskiego zarodka, tworząc hybrydę. Rozwój zarodka obserwowali przez 6 dni. Celem prac było stworzenie skuteczniejszej metody leczenia chorób spowodowanych defektem jednego genu. Norbert Gleicher twierdzi, że wystarczy wprowadzić do zarodka 15 proc. prawidłowych komórek, by powstrzymać rozwój choroby. Ogłoszenie wyników eksperymentu na dorocznym posiedzeniu Europejskiego Towarzystwa Embriologii wywołało burzę protestów. "To, co zrobili ci naukowcy, jest naprawdę trudne do zaakceptowania" - powiedziała BBC Lyn Fraser, była przewodnicząca towarzystwa. "W powoływaniu do życia takich tworów nie ma żadnej logiki"- stwierdził z kolei prof. Alan Trouson, australijski pionier zastosowania technik zapłodnienia in vitro. |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.