Powołanie nowej komisji, która będzie badać katastrofę smoleńską, było kwestią czasu. PiS nigdy nie krył, że wyjaśnienie przyczyn tej tragedii jest dla niego jedną z najważniejszych kwestii i po objęciu władzy będzie zabiegał o nadanie sprawie odpowiedniej rangi. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, bo to wydarzenie bez precedensu w nowoczesnej historii Polski.
Prawda, jaką z pewnością zacznie odkrywać komisja, będzie dla Polski nieprzyjemna. Nie dla tego czy innego ugrupowania, ale dla całego państwa i całego narodu. Jeśli rzeczywiście niszczone były meldunki z 10 kwietnia 2010 r., to nie możemy tego odbierać wyłącznie w kategoriach błędów jednej ekipy politycznej, to jest oznaka słabości całego kraju. To jest dowód dla wszystkich nieprzyjaciół Polski, że spór polityczny podzielił nasz kraj tak głęboko, iż dla wielu ludzi władzy dobro Rzeczypospolitej jest mniej ważne niż krótkoterminowe dobro własnej formacji.
Jeśli zostanie udowodnione, że polski polityk z przedstawicielami obcego mocarstwa przygotowywał intrygę przeciwko własnemu prezydentowi, to nie będzie to tylko świadczyć o jego głupocie i małości, ale przede wszystkim o tym, na jakim poziomie prowadzony jest spór polityczny w naszym kraju.
Nie ma w nim miejsca na choćby gram zaufania czy współpracy. Nie ma miejsca na współdziałanie w sprawach ważnych dla wszystkich obywateli – od polityki zagranicznej przez reformę edukacji po politykę podatkową. Za każdym razem, gdy widzimy gorszący nas spór polityczny – kiedy dostrzegamy, że w tym zwarciu nie obowiązują żadne reguły – mamy nadzieję, że to tylko ekstremum. Że polityczne bulteriery są tylko wypadkiem przy pracy, a rzeczywistość jest jednak milsza i bardziej racjonalna. Jeśli jednak komisja smoleńska potwierdzi krążące od dawna zarzuty, to będziemy musieli powiedzieć sobie otwarcie: z taką elitą niczego nie osiągniemy.
Nie jesteśmy w stanie prowadzić samodzielnej polityki gospodarczej, społecznej czy zagranicznej, gdy wiemy, że arena polityczna w naszym kraju nie jest boiskiem, na którym przestrzega się choćby podstawowych reguł, ale klepiskiem dla gladiatorów, gdzie walczy się na śmierć, a wszystkie chwyty – nawet mające charakter zdrady – są dozwolone.
Wielość zaniedbań – wynikających ze słabości urzędników państwowych lub ich złej woli – związanych z katastrofą smoleńską jest tak ogromna, że będzie można napisać długą listę zarzutów. Nawet jeśli nie przełoży się ona na stworzenie aktu prokuratorskiego oskarżenia, to będzie miała ogromne znacznie polityczne i moralne. Dlatego na nowej komisji spoczywa dziś ogromna odpowiedzialność – nie może sobie pozwolić na polityczną vendettę.
Ustalenie prawdy nie musi wcale oznaczać chęci zniszczenia politycznego rywala. Nie może być mowy blefowaniu jak w przypadku prof. Jacka Rońdy, który twierdził, że posiada dokumenty świadczące o tym, iż tupolew w Smoleńsku nie zszedł w czasie lądowania poniżej 100 m od ziemi. Gdy tego rodzaju błąd popełnia członek komisji kierowanej przez opozycję, szkoda jest stosunkowo niewielka. Kiedy coś takiego zrobi przedstawiciel państwa, mamy do czynienia z kompromitacją.
Tym właśnie było dla Polski powielanie przez komisję Jerzego Millera ustaleń rosyjskiego MAK-u, tym też okazałyby się prace nowej komisji, jeśli chęć rozliczeń weźmie górę nad dążeniem do prawdy. Tylko na niej można budować przyszłość. �
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.