Nic lepiej nie ilustruje europejskiej bezsilności niż rozgorączkowane umysły komisarzy wertujących kolejne wersje białej księgi o dobrym sąsiedztwie. Pełne „humanitarnych lewarów”, „instrumentów asymilacji”, „tarcz homofobicznych”. Ktoś chyba uwierzył, że im bardziej Bruksela będzie przypominała sklep z narzędziami, tym szybciej się wszystko naprawi. Ubędzie uchodźców, przybędzie miejsc pracy, a Rosja sama z siebie opuści Donbas (piszemy na str. 60).
Porażki kolejnych szczytów i strategii przykrywane są nowomową politycznie poprawnego entuzjazmu i pantonimą zastępczych tematów. Przestrogami przed stygmatyzowaniem muzułmanów, nadzorem nad polską demokracją czy misją emerytowanych sędziów, którzy upodobali sobie nazwę szlachetnej, acz tonącej Wenecji, żeby osądzać stan polskiego sądownictwa na podstawie sporu o Trybunał. Czy ocena Komisji Weneckiej w kraju, gdzie opieszałość zwykłych sądów jest legendarna na całą Europę, a jego wyroki systematycznie podważane przez Trybunał w Strasburgu, oznaczać będzie, że problem się rozwiąże? To wszystko erzace. Gra na czas, która niczego nie rozwiąże. Hordy psychicznie zdeformowanych imigrantów nie znikną na widok poradnika obyczajnego zachowania po arabsku. Szwedzkie czy niemieckie uczennice nie poczują się bezpiecznie dlatego, że wręczy im się broszurę – jak przemykać do domu, nie wywołując pożądania „obcych” (piszemy na str. 64).
Unia Europejska zatraciła zdolność selekcjonowania priorytetów i racjonalnego rozwiązywania problemów. Gorzej, sama stała się częścią problemu, a jej przywództwo zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodów. Im głębiej sięga kryzys, tym silniejszy zdaje się być ruch obrony destrukcyjnych idei i wartości, które kolejno doprowadziły do katastrofy demograficznej, zapaści realnej gospodarki, utraty konkurencyjności i dziś humanitarno- -kulturowego kryzysu na skalę niespotykaną od II wojny światowej.
Akademickie wywody o tym, że narody, porzucając lewicowe modele państwa, wspierają putinowski totalitaryzm w Europie, są równie bałamutne, co wmawianie, że tradycyjne więzi rodzinne są odpowiedzialne za patologie i zniewolenie kobiet. Inna sprawa, że od bagatelizowania durnych argumentów nie staniemy się bogatsi. Żeby nie łamać sobie więcej głowy nad tym, co europejskie gremia uznają za wolne, a co za zniewolone media, jak wymierzyć autentyczność naszej demokracji i nie drżeć przed kolejnym terminem ogłoszenia ratingu Polski, musimy sami uwierzyć w swoją siłę. „Oprzeć ją na czymś więcej niż przekonaniu o naszej dumie” – jak mówił ostatnio David Cameron, tłumacząc drogę, jaką wybrała Wielka Brytania (piszemy na str. 26). Oprzeć ją na silnych instytucjach i prężnej gospodarce. Odzyskać kontrolę nad narodowym kapitałem. Oczyścić go ze złogów podatkowych absurdów, rozległego systemu ulg i przywilejów, faworyzowania zagranicznych firm kosztem rodzimych. Wrócić do szczytnych idei zostawiania więcej pieniędzy w kieszeniach Polaków, a mniej w gestii urzędników. Ciąć i jeszcze raz ciąć, jak mówił wicepremier Morawiecki, biurokrację – o co najmniej 30 proc. I tak sporo zostanie z 88 mld wydawanych rokrocznie na wszystkie instytucje kontrolowane przez państwo. Pokonać korupcję (piszemy na str. 24) i wszelkie mechanizmy blokujące konkurencję. Wolność gospodarcza nie jest przywilejem firm, tylko naszym – zwykłych konsumentów. Jak pisał Milton Friedman, konkurencja chroni nasz dobrobyt przed monopolami oligarchów czy zagranicznych koncernów. Wyrównując szanse podatkowe i reguły gry, zmuszamy dużych, żeby zabijali się nawzajem o nasz biznes, a nie żebyśmy my zaharowywali się na ich wyśrubowane ceny, często wyższe niż w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Silni odebraną im wolnością będziemy mogli swobodnie mówić o dumie, narodzie bez tłumaczenia się z naszych tradycji, przekonań i ambicji. Granica między tym, co nazywamy narodowym liberalizmem i państwowym kapitalizmem, tylko na pozór jest cienka (piszemy na str. 14). W rzeczywistości to różnica między bogactwem narodu a bogactwem instytucji. Gdzie te ostatnie zawsze mogą poświęcić nasz dobrobyt i wolność w imię własnych interesów. �
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.