ROZMAWIAŁ Kuba Borysiak
Kieleckie to region, który jeszcze kilka lat temu nie był zbyt popularny wśród osób interesujących się muzyką tradycyjną.
MANIUCHA BIKONT: Były nawet pogłoski, że na tych terenach nic już nie da się znaleźć. Nasi przyjaciele: Mateusz Kowalski, Michał Maziarz i Dorota Murzynowska, którzy wspólnie grali wówczas w kapeli, zaczęli poszukiwać starych melodii w archiwalnych nagraniach radiowych. To ich zainspirowało na tyle, że zaczęli podróżować po małych miejscowościach Kielecczyzny. Trochę według klucza miejscowości ze starych nagrań zdarzało im się jednak po prostu podjeżdżać pod sklepy i pytać, czy ktoś w okolicy śpiewa. Może ciocia, może babcia… Z czasem zaczęli wciągać innych muzyków w tę przygodę. Myślę, że stąd ta nasza radość grania. Wiele czasu spędziliśmy razem w terenie, poznając muzykę dzięki wspaniałym ludziom.
To z kieleckiem związana jest historia tęgich chłopów?
MICHAŁ ŻAK: Jak tylko nasi odkrywcy trafili do Stanisława Witkowskiego (patrz ramka na następnej stronie), pamiętam, że Dorota Murzynowska zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Ale mam dla ciebie gościa, świetnego klarnecistę!”. I tak było. To właśnie Stanisław jest dla nas skarbnicą historii, pomysłów i „dętych” opowieści. MB: Mnie do zespołu wciągnięto jako specjalistkę od śpiewu. Wróciłam wówczas po roku studiów muzykologicznych w Kijowie. Chodziło o to, żebym zbadała na Kielcczyźnie środowisko śpiewaczek. Poznaliśmy bardzo dużo wokalistek ludowych, no i w końcu okazało się, że dwie z nich są wyjątkowe. To Maria Gałka i Maria Kowalik. Są to artystki, które z jednej strony stały się dla nas muzyczną inspiracją, a z drugiej osobami, dzięki którym zrozumieliśmy, jak ta muzyka w ogóle funkcjonowała.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.