Tutaj plastikowy talerz i sztućce, którymi jadłem w areszcie na Rakowieckiej. Karty do gry w celi. Pasta do zębów, krem do golenia, mydło, grzałka do wody. Miałem też czajnik, ale współwięźniowie prosili, żebym im zostawił. No to im zostawiłem – Henryk Stokłosa puka palcem w szklaną witrynę i pokazuje pamiątki po swoim pobycie za kratkami. W areszcie przesiedział równo 15 miesięcy. Wyszedł na wolność w grudniu 2008 r., po tym jak wpłacił 3 mln zł poręczenia majątkowego. Wtedy prokuratura postawiła mu 21 zarzutów. Oszustwa podatkowe, wyłudzanie dotacji unijnych, korupcja, zanieczyszczanie środowiska. – Pan się nie wstydzi tego okresu w swoim życiu? Przecież ktoś inny raczej wolałby nie pokazywać takich rzeczy. Zapomnieć. A pan chowa je do szklanej gabloty i prezentuje dziennikarzom? – pytam. – A czego mam się wstydzić? Czy ja komuś coś złego zrobiłem? Ja niczego nie ukradłem, nikogo nie oszukałem, nie okłamałem. Podatki płaciłem i płacę. Trafił się prokurator, który chciał zrobić karierę na mojej osobie, zresztą później odsunięty od sprawy i skompromitowany. Jak chcieli zrobić ze mnie męczennika, to niech męczennik też ma tutaj taką gablotę – odpowiada i przechodzi do następnej witryny. W jednej z sal konferencyjnych swojej posiadłości w szklanych gablotach pozamykał całe swoje życie. Są odznaczenia od kolejnych prezydentów, zdjęcia z politykami z czasów, kiedy był senatorem. Łuski po nabojach z polowań. Szaliki klubów sportowych, które sponsorował. Jest nawet mundur niemieckiego policjanta, który zatrzymał Stokłosę na terytorium Niemiec, kiedy ten był poszukiwany listem gończym. – Okazało się, że ten sam niemiecki policjant polował w okolicznych lasach. Odwiedził mnie w domu i podarował mi ten mundur. Też włożyłem do gablotki – mówi. Dzisiaj na Stokłosie ciąży już tylko sześć zarzutów. Jest przekonany, że wybroni się również i z tych, bo nigdy nie skazano go prawomocnym wyrokiem. Od czasu wyjścia z aresztu nie pokazywał się w mediach. Po dwóch latach starań w końcu zdecydował się udzielić wywiadu. Opowiedzieć, co myśli o obecnej władzy. O tym, komu najbardziej zależało, żeby trafił do więzienia. Jak padł ofiarą biznesowego spisku i czy kiedykolwiek wróci do wielkiej polityki. Dwa tygodnie temu pojechaliśmy do Śmiłowa, małej wioski w powiecie pilskim. To tam w 1982 r. Henryk Stokłosa rozkręcał swój pierwszy biznes, zakład utylizacji odpadów poubojowych Farmutil. Dzisiaj prowadzi już cały konglomerat spółek, które przynoszą ponad 2 mld zł przychodów rocznie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.