TADEUSZ LUBELSKI
Teraz, z perspektywy bogatego, spełnionego życiorysu, Andrzej Wajda może się wydawać artystą z pomnika. Dla dzisiejszych młodych widzów to był stary klasyk, ekranizujący szkolne lektury. „Staryym klasykiem” nazywali go już zresztą filmowcy jugosłowiańscy, kiedy na początku lat 60. przyjechał do Belgradu kręcić swój pierwszy film zagraniczny. Miał zaledwie 35 lat, ale „Kanał” i „Popiół i diament” były już wówczas filmami znanymi i uznanymi na całym świecie. Tymczasem tak naprawdę, zarówno wtedy, jak i później, do samego końca, Wajda był urodzonym buntownikiem, artystą wywrotowym. Jedynym filmem, jaki nakręcił na zamówienie, był „Człowiek z żelaza”, utrwalający zbiorową świadomość Polaków z sezonu „pierwszej Solidarności”. Filmy z epoki Szkoły Polskiej szły pod prąd nie tylko stanowisku ówczesnej władzy, ale i oczekiwań krajowej widowni spodziewającej się, że po Październiku ’56 artyści – niepoddani przymusom stalinowskiej cenzury – wreszcie przedstawią bezwarunkową pochwałę wojennego bohaterstwa rodaków. Tymczasem bohaterowie „Kanału”, choć pokazywani z czułością i zrozumieniem, umierali jak szczury… Wajdzie i jego ekipie ważniejsze od pocieszania widowni wydawało się mówienie prawdy. Także i potem reżyser krytykowany był regularnie: po „Popiołach” i „Krajobrazie po bitwie” – za antypolskość, po „Człowieku z marmuru” – za podważanie zasad ustroju, w stanie wojennym – za opozycyjne zaangażowanie całego dorobku kierowanego przez Wajdę Zespołu „X” (toteż go rozwiązano), i tak aż do ostatnich lat, kiedy prawicowi publicyści atakowali „Katyń” i „Wałęsę” za niewłaściwe stanowisko autora. Nawet kiedy zrealizował powszechnie uznaną za arcydzieło „Ziemię obiecaną”, członkowie amerykańskiej Akademii wypomnieli reżyserowi urojony antysemityzm i nie dopuścili do przyznania Oscara filmowi, któremu statuetka najsłuszniej się należała. Kto wie, jak by się wszystko potoczyło, bo trudno na stałe zachować niewygodną buntowniczą postawę.
W „Człowieku z marmuru” w postaci reżysera Burskiego (zagrał go Tadeusz Łomnicki) Wajda przedstawił przecież – częściowo autoironiczny – typ artysty, który idzie na ugodę i z buntowniczości rezygnuje. Kiedy przyglądam się filmografii Wajdy, znajduję w niej pewien kluczowy punkt, który go niegdyś na stałe utwierdził w wywrotowości. Chodzi o „Wszystko na sprzedaż” zrealizowane w 1968 r., jego ukryte arcydzieło. Film-skandal, nakręcony przeciw wszystkim. Spodziewano się po autorze panegiryku, żałobnej opowieści o jego ukochanym aktorze, który bezsensownie, tragicznie przedwcześnie zginął. Tymczasem Wajda, nie kryjąc, że punktem wyjścia jest śmierć Zbigniewa Cybulskiego, nakręcił bezwstydnie ekshibicjonistyczny autoportret, będący zarazem zbiorową autoprezentacją własnego środowiska. Sportretował Księstwo Warszawskie, jak określano wtedy szyderczo (a raczej autoszyderczo) stołeczną elitę artystyczną, złożone z ludzi zapewne zdolnych i pięknych, ale zajętych sobą i własnymi karierami, zapominających o misji artysty, jaką jest mówienie prawdy. A w środku tego portretu umieścił samego siebie, bo przecież grany przez Andrzeja Łapickiego reżyser to było jego oczywiste alter ego. Ten reżyser w toku fabuły przechodzi przemianę i to ona jest ukrytym tematem utworu. Robi film po swojemu, wbrew obowiązującym konwencjom i wbrew radom swoich asystentów, starając się dociec prawdy o zmarłym przyjacielu. W najbardziej autotematycznej scenie reżyser odwiedza wystawę innego ze swoich przedwcześnie zmarłych przyjaciół, wielkiego i też właśnie wywrotowego malarza Andrzeja Wróblewskiego, jakby chciał spełnić testament ich obu. Moje ulubione zdjęcie Andrzeja Wajdy pokazuje go, jak siedzi uszczęśliwiony w pierwszym rzędzie na Festiwalu w Łagowie (nie było jeszcze wtedy Festiwalu w Gdańsku ani w Gdyni), a przed nim Syrenka Warszawska przyznana mu przez krytyków za „Wszystko na sprzedaż” uznane za najlepszy film roku. Zobaczył, że ryzyko się opłaciło. I tego się już potem trzymał. g
AUTOR JEST HISTORYKIEM I KRYTYKIEM FILMOWYM. PROFESOR UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO, AUTOR WIELU KSIĄŻEK O TEMATYCE FILMOWEJ, M.IN. „HISTORIA KINA POLSKIEGO. TWÓRCY, FILMY, KONTEKSTY” ORAZ „WAJDA”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.