Jakub Głaz
Filharmonia Szczecińska, Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, Centrum Nauki Kopernik – sporo się mówi o architekturze za unijne pieniądze, która powstała w dużych miastach. Niewiele słychać o tym, co stawia się na prowincji. Rozgłos zdobywają raczej widowiskowe porażki, wytyka się palcem obiekty przeskalowane lub nie do końca potrzebne. Sława Term Warmińskich, do których Unia dołożyła ponad 60 mln zł, przekroczyła granice kraju, gdy okazało się, że powstają w miejscu, gdzie… nie ma gorących źródeł! Pokpiwa się też z portów lotniczych w Szymanach (60 km od Olsztyna) i Lublinie. Oba dobrze zaprojektowane, ale jeszcze długo nie obsłużą pożądanej liczby pasażerów. W ten sposób powtarzamy błędy hiszpańskiej gorączki inwestycyjnej sprzed kryzysu. Hiszpanie przeinwestowali i mają problem z widmowymi lotniskami oraz innymi publicznymi inwestycjami, których działania nie są w stanie finansować. – Unia dała pieniądze na inwestycje, ale już nie na ich utrzymanie. Zabrakło gruntownej refleksji, jak i na co powinniśmy wydać te fundusze. Znam przypadki, gdy o inwestycji decydowały nie analizy, ale prywatne upodobania burmistrza – komentuje Michał Duda z wrocławskiego Muzeum Architektury. – Dziś te lotniska nie są jeszcze rentowne, ale kto wie, co przyniesie czas – szuka plusów dr Bartosz Kaźmierczak, architekt z Politechniki Poznańskiej i stowarzyszenia Forum Rewitalizacji. – Takie inwestycje wpisują się przecież w myślenie o decentralizacji, ożywianiu mniejszych miast i słabszych regionów – mówi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.