Krystyna Kozioł
Na popularnym portalu społecznościowym znajomi niepokojąco często zaczynają udostępniać mem o treści: „znowu nadeszła złota polska… depresja”. O 17.00 jest już całkiem zimno i ciemno, więc wyjścia na zewnątrz ograniczasz do minimum. A jeśli już musisz, przemykasz pod murami budynków zakutana/y po uszy w głęboko wciśniętej na te uszy czapce. W dodatku z nieba leci coś o wysoce nieprzyjemnej konsystencji, a przenikliwy wiatr zdaje się drążyć nie tylko każdy milimetr ciała, ale także każdą jego jeszcze żywą komórkę. Wtedy najczęściej zaczynasz obsesyjnie myśleć o jednym: a może by tak rzucić wszystko i wyjechać na Seszele, Karaiby, Ibizę albo ostatecznie nawet do pogrążonej w kryzysie Grecji? Dobra wiadomość jest taka, że nie musisz desperacko drenować kieszeni i konta, żeby poczuć się dużo lepiej. Wystarczy podróż kilkadziesiąt czy kilkanaście kilometrów od domu, a w wyjątkowo sprzyjających okolicznościach – nawet na sąsiednią ulicę. Czy to możliwe? Oczywiście. Od kiedy salony i hotele SPA zaczęły w Polsce wyrastać jak grzyby po deszczu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.