Proza anglosaska trzyma wysoki poziom także dlatego, że wciąż jest zasilana talentami przybyszów z całego świata. Tak się składa, że w październiku ukazują się u nas przekłady powieści nagrodzonych w ubiegłym roku Pulitzerem i Bookerem. Obu autorów – Wietnamczyka i Jamajczyka – należałoby chyba włączyć do uniwersum literatury amerykańskiej (choć Booker przyznawany jest pisarzom z krajów brytyjskiej Wspólnoty Narodów), jako że w USA żyją i pracują na tamtejszych uniwersytetach. Zresztą to akurat kwestia wtórna, ważniejsza jest jakość ich powieści. A ta, zwłaszcza w przypadku Marlona Jamesa, jest najwyższej próby. Jego „Krótka historia siedmiu zabójstw” to opowieść o głośnej napaści na najbardziej znanego Jamajczyka Boba Marleya. Rzecz dzieje się w 1976 r., gdy uzbrojeni w pistolety maszynowe gangsterzy przypuścili szturm na dom gwiazdy reggae. Muzykowi nic się wtedy nie stało, ale przestępców nigdy nie złapano. U Jamesa jest to punkt wyjścia do opowiadanej na wiele głosów (i fantastycznie przetłumaczonej przez Roberta Sudoła) historii pełnej gangsterów, prostytutek, mieszkańców slumsów i agentów służb specjalnych. Każdy z bohaterów mówi innym językiem, każdy snuje własną opowieść, a wszystkie razem układają się w fascynujący portret postkolonialnej Jamajki. Mimo że rzecz jest dość skomplikowana formalnie, dobrze się ją czyta. Z kolei nagrodzony Pulitzerem Viet Thanh Nguyen postawił na prostotę. Jego książka ma formę wyznania tytułowego bohatera, który przez długie lata był podwójnym agentem. Ten syn Wietnamki i francuskiego księdza służył jako adiutant generała od służb specjalnych zwalczających Wietkong. Przynajmniej oficjalnie, bo nieoficjalnie pracował właśnie dla komunistów. I to również na emigracji, gdzie po upadku Sajgonu udali się najwyżsi oficerowie południowowietnamskiej armii. Najbardziej interesujący jest tu inny punkt widzenia na wojnę na Półwyspie Indochińskim. Do tej pory dowiadywaliśmy się, jaką traumą był ten konflikt dla Amerykanów. Teraz poznajemy te wydarzenia też ze strony Wietnamczyków.
Pilch bez sensu
Pomysł napisania biografii Jerzego Pilcha od początku wydawał się dość ryzykowny. Przede wszystkim dlatego, że pisarz sam ją już dość szczegółowo zreferował w swojej prozie oraz felietonach. No a poza tym w jego życiorysie nie ma jakichś nadzwyczajnych wydarzeń. Ta opowieść nabiera barw tylko pod piórem samego Pilcha. Kiedy bierze się za to ktoś mniej utalentowany, efekt nie jest przekonujący. Widać, że Katarzyna Kubisiowska się nad tą biografią napracowała. Niestety, nawet na temat powszechnie znanych namiętności i nałogów pisarza (kobiety, alkohol, piłka nożna) nie ma do powiedzenia niczego zaskakującego. W starciu z Pilchem przegrała 0:1.
Katarzyna Kubisiowska „Pilch w sensie ścisłym”
Znak
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.