Niestety atak zimy zaskakuje też kierowców, którzy, nie wiedzieć czemu, zwlekają ze zmianą opon na zimowe lub – co gorsza – nie zamierzają tego robić. Już słyszę te głosy – w mieście nie potrzeba opon zimowych. Naprawdę? Niech zwolennicy takich teorii przekalkulują, czy bardziej opłaca się zapłacić raz na kilka lat za komplet opon zimowych, czy naprawiać uszkodzone w wyniku stłuczki auto. Inna sprawa, że to złudna oszczędność – na dystansie 100 tys. km samochód zużyje dwa komplety opon. Czy będzie to osiem opon letnich, czy po cztery zimowe i letnie, wydatek będzie zbliżony. A bezpieczeństwo – zupełnie inne. Trzeba pamiętać, że opony zimowe, by spełniały swoją funkcję, muszą mieć odpowiednio głęboki bieżnik, znacznie głębszy niż w oponach letnich. Jeśli jego głębokość spadnie poniżej 4-5 mm powinno się je wymienić. Na razie wciąż nie ma w Polsce obowiązku jazdy zimą na oponach zimowych, ale w niektórych krajach takie przepisy już wprowadzono (oczywiście dopuszczalne jest tam stosowanie opon całorocznych).
Na przykład w Niemczech kierowca, który brał udział w kolizji lub wypadku, a nie miał przystosowanych do pory roku opon, może być uznany przynajmniej za współwinnego.
Na lodzie
Podobnie jest z łańcuchami – w Polsce zabroniona jest jazda z łańcuchami na kołach, jeśli droga nie jest zaśnieżona. W innych krajach bywa różnie, na terenach górskich zdarzają się odcinki, gdzie stosowanie łańcuchów jest obowiązkowe.
Dziś większość samochodów jest wyposażona w układ ABS zapobiegający blokowaniu kół przy hamowaniu. Na śliskiej nawierzchni potrafi on znacząco skrócić drogę hamowania. Nie zapominajmy jednak, że na lodzie nie pomoże ani ABS, ani ESP, ani żaden inny system wspomagający kierowcę. Niezależnie od tego, czy nasze auto ma ABS, czy też nie, zimą, gdy warunki jazdy są trudne, powinniśmy jeździć nieco ostrożniej niż latem. Czyli z mniejszą prędkością, zachowując większy odstęp od poprzedzającego nas na drodze pojazdu. Wszystkie manewry należy zimą wykonywać mniej gwałtownie. Dotyczy to skręcania kierownicy, hamowania, a także dodawania gazu. Jest tylko jeden wyjątek, jeśli chodzi o użycie gazu – w sytuacji gdy chcemy się wykopać z zaspy. Wtedy, po wyłączeniu systemu ESP, pedałem możemy operować zdecydowanie, pamiętając o tym, by koła były skierowane na wprost. Skręcone koła utrudniają wydostanie się ze śnieżnej pułapki, a nawet mogą uniemożliwić wyjazd.
Technika jazdy
Nie od rzeczy będzie skorzystanie z usług szkoły doskonalenia techniki jazdy. Kilkaset złotych wydane na taki kurs to naprawdę dobra inwestycja. Nauczymy się tam, jak reagować na nietypowe zachowanie samochodu na śliskiej nawierzchni, hamować czy… kręcić kierownicą. Dzięki temu będziemy umieli właściwie się zachować, gdy podobna sytuacja zdarzy się na drodze. Warto pamiętać, że nieco inaczej zachowują się na drodze samochody z napędem przednim i tylnym. Te ostatnie mają tendencję do nadsterowności, czyli zarzucania tyłem samochodu na zakrętach. W najlepszej sytuacji są użytkownicy samochodów z napędem na cztery koła – to idealne rozwiązanie na śliską nawierzchnię. Ale nawet napęd 4x4 nie zwalnia z myślenia i przewidywania. Czy w czasie silnych opadów śniegu lub deszczu ze śniegiem można włączyć przednie i tylne światła przeciwmgłowe? Przepisy są precyzyjne, tylko jeśli chodzi o tylne światła – można je włączyć tylko w sytuacji, gdy widoczność spadnie poniżej 50 m. Niestety, spora część kierowców chyba niespecjalnie umie to ocenić i zapomina o ich wyłączeniu. Jeśli tylko sporadycznie korzystamy z hamulca pomocniczego, tzw. ręcznego, zimą bezpieczniej będzie w ogóle z niego zrezygnować. Gdy chwyci mróz, linki mogą zamarznąć w przewodach i nie uda się go zwolnić. g
© Wszelkie prawa zastrzeżone
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.