EWA WANAT
Sitra jest drobną i pełną wdzięku 11-letnią dziewczynką. Kiedy się uśmiecha, w policzkach pojawiają się dołeczki. Rzadko się uśmiecha. Duże czarne oczy są poważne jak oczy dorosłego człowieka. Jest Kurdyjką z Al -Kamiszli w Syrii. Miała sześć lat, kiedy uciekli. Najpierw trafili w Turcji do więzienia, potem mieszkali kilka miesięcy w lasach. Sitra i jej trzyi czteroletni bracia strasznie bali się węży, mama umierała ze strachu, że któreś z nich się zgubi i nigdy go nie odnajdą. W Bułgarii zamknięto ich w obozie, z którego nie wolno było wychodzić. Jeden posiłek dziennie, chamscy strażnicy, cztery ubikacje na 700 osób. Brodzili po kostki w odchodach. Po co się w ogóle rozmnażają te muslimy? – rzuciła do mojego partnera pewna pani w pociągu relacji Warszawa – Poznań. Był wielkanocny poniedziałek. Rozmawiali o uchodźcach. On mówił, że uciekają, bo bomby im lecą na głowy. Ona, że Polacy też przeżyli wojnę i dali radę. Miała koło pięćdziesiątki, była z Poznania, przedstawiła się jako prawniczka i psychoterapeutka. Sitra zadzwoniła wczoraj zapłakana i roztrzęsiona. Dostali nakaz wyjazdu do Bułgarii. Mają tydzień. Według protokołów dublińskich wniosek o azyl należy złożyć w kraju, w którym przekroczyło się granicę UE. Mieli pecha, że przekroczyli ją właśnie w Bułgarii rok przed tym, kiedy Angela Merkel otworzyła granice Niemiec, zawieszając na pewien czas dublińskie ustalenia. Rodzina Sitry nie wyobraża sobie powrotu do bułgarskiego obozu, do ludzi, którzy ich nienawidzą, do beznadziei. Przyzwyczaili się już do mrukliwych Bawarczyków w wiosce Rupprechtstegen, a jej mieszkańcy przyzwyczaili się do nich.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.