W DZIECIŃSTWIE CZYTAŁEM KSIĄŻKI PRZEDE WSZYSTKIM O SAMOLOTACH I WOJNACH. Pamiętam małe książeczki z tygrysem, które można było kupić w kiosku RUCH-u. Mój dziadek miał ich całe mnóstwo i czytałem je jedna po drugiej. Książką, którą na pewno kiedyś przeczytam dzieciom, jest „Mały Książę”. Zresztą przed nami wiele tytułów: wiersze Brzechwy, „Dzieci z Bullerbyn”… Dzieci tak naprawdę często same naprowadzają rodziców. Podobnie jak dorośli, jedne książki lubią bardziej, inne mniej. Mówię o sobie „czytelnik tradycyjny”, bo książki czytam tylko w wersji papierowej. Lubię książkę dotykać, wąchać i żałuję, że wielkie sieciowe księgarnie wykosiły z rynku te kameralne, gdzie sprzedawcą najczęściej był właściciel, który naprawdę czytał. Zawsze można było tam wejść i zapytać, co warto przeczytać. Nie wyobrażam sobie kupowania plików elektronicznych, potem ładowania ich do komputera czy tabletu. Przeczytałem niedawno autobiografię Milesa Davisa. To było nie tylko obcowanie z kimś ważnym, lecz także poznanie konkretnych informacji: jakie płyty nagrał, jak ćwiczył, kim był…
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.