W dziejach polskiego teatru i kina było sporo gwiazd, ale Krystyna Janda jest jedna. Tamte gwiazdy były szanowane, wielbione i kochane, ale ich artystyczne możliwości były z reguły ograniczone: zdobywały widzów albo rolami romantycznymi, albo komediowymi, jednak żadna nie była tak wszechstronna jak Janda. Dla niej – zdaje się – nie ma ograniczeń. Teatr, kino, estrada – wszystko jej jedno. Trzeba zagrać współczesną kobietę, proszę bardzo, trzeba się pokazać w sztuce antycznej czy szekspirowskiej, robi to z sukcesem. Z równym powodzeniem wciela się w najlepszą (Marię Callas), jak i w najgorszą (Florence Jenkins) śpiewaczkę świata. W panią Dulską i w knajpianą piosenkarkę dręczoną przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. A już w monodramach, które są od wielu lat jej znakiem firmowym, nie ma sobie równej aktorki: świetnie wciela się w Danutę Wałęsową i w rozmaite postaci kobiet po przejściach. Jeśli pojawia się na festiwalu piosenki – wykonuje „Gumę do żucia” tak, że powala publiczność i staje się legendą. A do tego reżyseruje zarówno w kinie, teatrze telewizji, jak i w teatrach. Śpiewa i nagrywa płyty. I oczywiście prowadzi własny teatr (a właściwie dwa: Polonię i Och-Teatr), który jest jedną z najchętniej odwiedzanych przez publiczność scen warszawskich. Jest tytanem pracy i za tę pracę zdobyła mnóstwo odznaczeń, tytułów i nagród, łącznie ze Złotą Palmą na festiwalu w Cannes.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.