RYSZARD CZARNECKI
Stało się to podczas ostatniego pobytu w Azji postsowieckiej, na Zachodzie uparcie zwanej „Azją Środkową”. Piszę te słowa w samolocie z Konstantynopola do Warszawy. Wiem, dziś to Stambuł, ale jako historyk mam pamięć słonia. Ów Konstantynopol to tylko doraźna destynacja, bowiem z Turkmenistanu – a tam spędziłem parę dni – do Polski lotów bezpośrednich nie ma. W stolicy Aszchabadzie w ogóle ląduje niewiele samolotów z zagranicy. Moskwa oczywiście, Stambuł jasne (wpływy kulturowe Turcji są tu większe niż Rosji), Frankfurt, Birmingham (!), Dubaj... Coś pominąłem? Chyba nie. Wracam z tzw. Ruskiego Bazaru, który mieści się w centrum największego miasta i stolicy Turkmenistanu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.