Ponad 7 mln Polaków jest otyłych. To znaczy, że ich waga przekracza zalecaną liczbę kilogramów o co najmniej 20 kg. Co drugi Polak ma nadwagę – ich BMI (Body Mass Index – wskaźnik masy ciała) przekracza 25, ale jest niższy niż 30. Nadmiar kilogramów to problem globalny – ponad 1,4 mld ludzi na świecie żyje z nadwagą bądź otyłością.
Dlaczego tyjemy?
Aż 90 proc. ludzi funduje sobie nadmiar kilogramów na własne życzenie, bo je za dużo, a spala za mało. – Tylko ok. 10 proc. chorych cierpi na otyłość wtórną, czyli taką, która pojawia się w wyniku innych chorób, np. niedoczynności tarczycy, guzów mózgu. W chorobach obejmujących podwzgórze, przysadkę mózgową może dochodzić do zaburzenia ośrodków głodu i sytości, które są zlokalizowane właśnie w podwzgórzu. Otyłość przez stymulowanie apetytu mogą również generować leki sterydowe – tłumaczy dr Agnieszka Jarosz, kierownik Centrum Promocji Zdrowego Żywienia i Aktywności Fizycznej w Instytucie Żywności i Żywienia.
Co jeszcze sprzyja tyciu? Poza wspomnianą zbyt dużą podażą energii spożywanej wraz z pożywieniem to brak lub zaniechanie aktywności fizycznej oraz zmniejszenie zapotrzebowania energetycznego związanego z wiekiem. Dietetycy przekonują, że co dekadę powinniśmy redukować kaloryczność naszej diety o jedną trzecią. U kobiet w średnim wieku przede wszystkim odpowiedzialne za tycie są huśtawka hormonalna i menopauza. Obniżony poziom żeńskich hormonów płciowych powoduje, że większości pań w wieku 55+ przybywa w krótkim czasie 5-10 kg. Kobiecą specyfiką jest także to, że testują one w ciągu całego swojego życia różne rodzaje diet. Niestety każda kolejna dieta jest coraz mniej skuteczna, ponieważ po restrykcyjnych ograniczeniach w odżywianiu, postach czy wręcz głodówkach obniża się tempo metabolizmu (czyli potrzebujemy mniej kalorii). Pamiętajmy też, że tkankę tłuszczową niejako sami programujemy na przyszłość we wczesnych latach, mniej więcej do 18. roku życia. Cały ten okres wpływa na to, co będzie się działo z naszą tuszą w dorosłości, bo kiedy tyjemy, komórki tłuszczowe nie tylko powiększają się, ale też rośnie ich liczba.
Otyłość i choroby
Problem otyłości bywa oceniany w kontekście wizualnym, estetycznym. Tymczasem sama otyłość jest chorobą, a także przyczyną wielu innych schorzeń. – Kiedyś tkankę tłuszczową postrzegano jako magazyn zapasowy. Dzisiaj wiemy o niej, że generuje wiele enzymów i czynników stanu zapalnego, w związku z tym może ona powodować różne choroby – tłumaczy dr Jarosz. – U kobiet tkanka tłuszczowa jest magazynierem estrogenów, dlatego jej nadmiar może generować nowotwory hormonozależne, m.in. raka piersi i macicy, a także powoduje zaburzenia hormonalne i utrudnia zajście w ciążę. Nie ma narządu, na który otyłość nie miałaby negatywnego wpływu, z mózgiem włącznie – dodaje dr Jarosz. Nadmiar kilogramów skutkuje nadciśnieniem, chorobami sercowo-naczyniowymi, dlatego otyli częściej doznają udarów i zawałów. U osób otyłych rozwój cukrzycy typu 2 to kwestia czasu. Ważnym wskaźnikiem ryzyka chorób wynikających z otyłości jest współczynnik stosunku obwodu brzucha do obwodu bioder. Jeśli wartość ta jest powyżej 1, to może to oznaczać otyłość brzuszną (androidalną, która częściej dotyka mężczyzn, nazywaną też trzewną i wisceralną). Tłuszcz, który się zbiera na brzuchu i powoduje, że figura przypomina jabłko, okala narządy wewnętrzne. Zdaniem lekarzy ta tzw. wisceralna tkanka tłuszczowa jest najbardziej niebezpieczna dla zdrowia i sprzyja powstaniu chorób metabolicznych (m.in. cukrzyca) i nowotworowych. Z kolei otyłość pośladkowa gruszkowa predysponuje mniej do chorób metabolicznych, za to bardziej do chorób związanych z układem kostno-stawowym i układem żylnym. – Osoby z otyłością pośladkowo-udową częściej mają żylaki kończyn dolnych, cierpią
Leczenie bariatryczne
Polega na wykonaniu operacji zmniejszenia objętości żołądka lub zmianie drogi pokarmowej (tzw. by-passy żołądkowe). Dzięki operacji zmniejsza się wchłanianie pokarmów i zachodzą zmiany biochemiczne, które hamują łaknienie, dzięki czemu pacjenci chudną. U wielu z nich obserwuje się cofanie się lub nawet zanik chorób towarzyszących, takich jak cukrzyca, nadciśnienie, zwiększa się wydolność seksualna mężczyzn. Kompulsywne obżarstwo to jedna z najczęstszych przyczyn zgonów po operacjach. NFZ refunduje zabieg, jeśli wskaźnik BMI wynosi 40 lub więcej, albo co najmniej 35, i otyłości towarzyszy choć jedna choroba, np. nadciśnienie lub cukrzyca.
też na zwyrodnienia kostno-stawowe. Przy otyłości olbrzymiej w konsekwencji nadmiaru kilogramów kości ulegają destrukcji – wymienia dr Jarosz. Badania przeprowadzone w Szwecji wykazały również, że nadmiar kilogramów u matki zwiększa ryzyko wad wrodzonych u płodu o 3,5-4,7 proc. Zdaniem badaczy, zanim kobieta zajdzie w ciążę, warto, by zadbała o prawidłową wagę, zarówno dla własnego zdrowia, jak i przyszłego dziecka. Istnieje także związek między otyłością a podwyższonym ryzykiem nowotworów złośliwych, nie tylko tych hormonozależnych, lecz także układu pokarmowego. Maria Kyrgiou oraz Kostas Tsilidis z Imperial College w Londynie w swoich badaniach opublikowanych w „British Medical Journal”, zwrócili uwagę na silną korelację między wzrostem BMI a ryzykiem zachorowania na raka przełyku, jelita grubego i odbytnicy w przypadku mężczyzn, raka dróg żółciowych, trzustki, endometrium (błony śluzowej macicy) w przypadku kobiet przed menopauzą oraz raka nerki, a także szpiczaka mnogiego.
Dietetyk do pary
Warto więc schudnąć. Ale jak? Dobrze odchudzać się z dietetykiem, a czasem potrzebna jest współpraca dietetyka z lekarzem. – Załóżmy, że dietetyk zaleci pacjentowi dużo warzyw bogatych w witaminę K, która ułatwia krzepnięcie krwi, a osoba ta przyjmuje leki przeciwkrzepliwe i konflikt gotowy. W trudniejszych przypadkach ta współpraca jest konieczna – mówi dr Jarosz. – Niestety, dzisiaj osobę otyłą oddzielnie leczą: diabetolog na cukrzycę, ginekolog na problemy hormonalne, psychiatra, który podaje leki na depresję, a te zwiększają łaknienie, dietetyk natomiast próbuje dobrać kolejną dietę, która wreszcie zadziała. Finalnie chory z dużą otyłością trafi pod nóż lekarza bariatry. Zdaniem tego lekarza jego metody – choć drastyczne – pozwolą najszybciej i najskuteczniej uzyskać efekt „wow” – stwierdza Agnieszka Piskała, dietetyk żywienia z Nutrition Lab. Odchudzając się na własną rękę, ryzykujemy, że popełnimy wiele błędów i nie ustrzeżemy się chociażby efektu jojo. Ten, kto choć raz próbował schudnąć, wie bowiem, że w odchudzaniu najłatwiejsze jest samo odchudzanie, a najtrudniejsze – wychodzenie z diety. I właśnie w tym momencie najbardziej potrzebne są pomoc i wsparcie dietetyka. To on ma za zadanie wyprowadzić nas na tory normalnego funkcjonowania z utrzymaniem wymarzonej wagi. – Efektu jojo da się uniknąć, ale wtedy, gdy po uzyskaniu wymarzonej masy ciała będziemy organizmowi dostarczać powtarzalną dawkę energii wraz z powtarzalną dawką ruchu – zaznacza dr Agnieszka Jarosz. – Powolne wprowadzanie produktów bogatych w węglowodany i/lub tłuszcze i/lub białka staje się kluczem do sukcesu – dodaje Agnieszka Piskała, dietetyk. Chodzi o wyważone wprowadzanie do diety produktów, których wcześniej nie było, ale z zachowaniem odpowiednich proporcji, norm, wielkości, gramatury.
Błędy liczone w kilogramach
Najczęstszym błędem popełnianym przy odchudzaniu jest jednak akcyjność. Tymczasem ten, kto chce utrzymać zgrabną sylwetkę, musi przyjąć właściwy styl życia już na zawsze. Inny to brak planu odchudzania. Samo „od jutra zaczynam” nie wystarczy, bo zdrowe odchudzanie jest procesem, który warto zaplanować z dietetykiem. Nie wolno też stawiać sobie nierealnego celu – nie da się zgubić 7 kg w tydzień. Taki zbyt ambitny cel oznacza szybkie zniechęcenie. Przyjmuje się, że bez uszczerbku dla organizmu można schudnąć od 0,8 kg do 1,2 kg tygodniowo, a zrzucenie 1 kg oznacza spalenie 7-8 tys. kalorii. Kolejnym błędem jest ograniczanie spożycia napojów. Owszem, napoje z dodatkiem cukru nie sprzyjają odchudzaniu.
Jednak właściwe nawodnienie organizmu (ok. 2 l wody dziennie) powinno być podstawą każdej diety. Regularne picie sprawia, że nie czujemy tak silnego głodu i rzadziej sięgamy po przekąski między posiłkami. Poza tym większość diet zawdzięcza swój początkowy sukces utracie tzw. beztłuszczowej masy ciała, a w tym wody z organizmu, a nie tkanki tłuszczowej. Nie zapominajmy też o odpowiednich przerwach między posiłkami. Jeśli dostarczamy jedzenie nieregularnie, uruchamia się mechanizm zabezpieczający na wypadek dłuższej głodówki i dostarczane kalorie magazynujemy, zamiast je na bieżąco zużywać. Najlepiej sięgać po niewielką porcję co mniej więcej 3 godziny. Pięć posiłków zjedzonych w ciągu dnia to minimum. W odchudzaniu bardzo pomoże również aktywność fizyczna, bo ona oznacza nie tylko ograniczenie ilości spożywanych kalorii, ale też zwiększenie zużycia już posiadanych zasobów energetycznych. Próbując zrzucić zbędne kilogramy, pamiętajmy jednak, że dodatkowo każdy z nas ma inne zapotrzebowanie energetyczne. W książce „Chrzań te diety” Agnieszka Piskała przytacza przykład jednej z pacjentek, która nie mogła schudnąć mimo restrykcyjnej diety dostarczającej 1000 kcal dziennie. Okazało się, jej podstawowa przemiana materii (PPM, ang. Basal metabolic rate) wynosiła 400 kcal. Podstawowa przemiana materii to w uproszczeniu najmniejsze tempo przemiany materii, zachodzącej w organizmie człowieka, niezbędne do podtrzymania podstawowych funkcji życiowych. – Chociaż jest wiele uniwersalnych zasad zdrowego chudnięcia, to uważam, że aby sukces był efektywny i efektowny, trzeba sposób odżywiania skroić indywidualnie na miarę, jak ubranie u krawca. Jak coś jest dla wszystkich – sposób odżywiania, dieta, forma aktywności czy moda – to jest dla nikogo – mówi Agnieszka Piskała.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.