– Lechu, przecież Danka książkę napisała – powiedział Krzysztof Pusz. – I wtedy skończyło się moje życie rodzinne – odparł Lech Wałęsa.
– To było zdanie, którego można było się złapać. Powiedziałem: No to chyba jest o czym gadać! – mówi Andrzej Bober współautor książki „Ja”, czyli rozmowy, którą razem z Cezarym Łazarewiczem przeprowadził z Lechem Wałęsą. Autor wspomina, jak w obecności Krzysztofa Pusza, bliskiego współpracownika Wałęsy, namawiali go na wspólną pracę nad tą książką. Bober znał Wałęsę od dawna, doradzał mu przed pamiętną debatą telewizyjną z Alfredem Miodowiczem w 1988 r., jednak prezydent nie chciał się zgodzić. Dopiero po argumencie Pusza o książce Danki i zdaniu, którego chwycił się Bober, Wałęsa ustąpił.
„Ja” to nie tylko biografia polityczna, jest w nią wpleciona w nią opowieść o Wałęsie mężu, ojcu i przyjacielu. O samotnym człowieku, który stracił rodzinę. – Wiemy wiele o Wałęsie polityku, o tym, jaką drogę przeszedł, ale dotychczas nie opowiadał o sobie, jako człowieku, chronił swoją prywatność – mówi Cezary Łazarewicz. – Danka powiedziała parę rzeczy za dużo. Dlatego od tego czasu nie możemy się pozbierać. Wcześniej byliśmy idealnym małżeństwem. Idealnym – mówi Wałęsa w książce „Ja”. Nie wyjaśnia, co to znaczy idealne małżeństwo. Można jednak przeczytać, jak wyglądało.
– Była wychowana podobnie, jak ja: żona odpowiada za dom, za dzieci, a ja mam do domu donieść wszystko, co potrzeba.
– A miłość? – pytają autorzy książki.
– Na to nie było czasu. Przy takich dużych rodzinach, przy robotniczym życiu nie ma takich zabaw. Tak się bawią intelektualiści. W robotniczych rodzinach są proste reguły gry.
– Z tych prostych reguł przyszła ósemka dzieci – dodają.
– Tak. Zawsze, kiedy wychodziłem z aresztu czy jak wracałem z delegacji, kochaliśmy się bardziej. Tyle było miłości.
Rok 1983, Wałęsa dostaje Pokojową Nagrodę Nobla. Wie, że jeżeli sam pojedzie do Oslo, by ją odebrać, nie wjedzie z powrotem do Polski. Decyduje, że pojedzie żona, a żeby władzom utrudnić działanie, pojedzie z dzieckiem.
– Trudno ją było przekonać? – pytają Bober i Łazarewicz.
– Nie, żona w tamtym okresie wykonywała jeszcze wszelkie polecenia. Potem dopiero się usamodzielniła. Kawałek dalej precyzuje: My byliśmy małżeństwo staroświeckie. Żona słucha męża, bez dyskusji. Kiedy wróciła powiedział jej, że wypadła na trzy z plusem.
Czytaj też:
Tajemnice rodziny Wałęsów
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.