Katarzyna Białek: podczas operacji usunięcia zaćmy wszczepiamy pacjentowi nową soczewkę. Jak wybrać najlepszą?
Paweł Klonowski: Pacjent nie jest w stanie sam ocenić, która soczewka jest lepsza, która gorsza. Ten wybór zawsze powinien być poprzedzony szczegółową analizą zrobioną przez lekarza. Decyduje o tym wiele czynników związanych z codziennym życiem pacjenta, jego pracą, zainteresowaniami. Korekcje soczewkami wewnątrzgałkowymi są stosowane w okulistyce od połowy ubiegłego wieku, jednak wówczas to były tylko soczewki jednoogniskowe, które dają jedynie możliwość korekcji widzenia do dali. Do bliży i na średnie odległości pacjent widzi nieostro, a to oznacza, że potrzebuje po operacji mieć dwie lub trzy pary okularów do dodatkowej korekcji widzenia. Wyobraźmy to sobie na przykładzie kierowcy. Doskonale widzi drogę przed sobą, jednak aby spojrzeć na deskę rozdzielczą, musi założyć okulary. To frustrujące i rozpraszające. Dziś dzięki technologii mamy możliwość stosowania chociażby soczewek torycznych, które są świetne do korekcji astygmatyzmu i po operacji otrzymują taką jakość widzenia, jakiej do tej pory nie byli w stanie osiągnąć. Najlepsze soczewki to bez wątpienia te wieloogniskowe – obecnie mamy do wyboru dwuogniskowe lub trzyogniskowe.
Na czym polega ich działanie?
P.K.: Taka soczewka wytwarza dwa lub trzy ogniska. Stąd ich nazwy. Przy soczewce dwuogniskowej pacjent widzi ostro dal i bliż. Ma jednak nieostry obraz, kiedy patrzy na odległość od 50 cm do 2 m. To np. praca przy komputerze, majsterkowanie, prace w ogrodzie. Jeśli ma dwuogniskową soczewkę do tych prac, musi zakładać dodatkowo okulary. Ten problem rozwiązuje soczewka trzyogniskowa, która umożliwia dobre widzenie we wszystkich zakresach odległości, także do tej pośredniej.
Czy taka soczewka trójogniskowa jest dla każdego?
P.K.: Soczewka zawsze powinna być dobrana do indywidualnych potrzeb pacjenta. Soczewka trójogniskowa ma jeden mankament – nie jest zalecana dla osób, które pracują jako kierowcy i muszą jeździć w nocy. Chodzi o to, że przy ostrym świetle z naprzeciwka może dochodzić do powstawania rozmytego obrazu wokół źródeł światła. Jazda samochodem w dzień czy nawet o świcie lub o zmierzchu nie stanowi już problemu. Jestem przekonany, że ulepszanie soczewek wewnątrzgałkowych będzie szło właśnie w kierunku niwelowania tych niedogodności. Już zresztą trwają nad tym prace.
Czy z punktu widzenia lekarza zabieg wszczepienia soczewki trójogniskowej jest trudniejszy?
P.K.: Soczewka wieloogniskowa wymaga dokładnej analizy pomiarowej. Jeśli ma spełnić swoje zadanie i pacjent ma funkcjonować bez okularów, to potrzeba bardzo dokładnego dobrania, lekarz musi mieć wiedzę, a podczas operacji być niezwykle precyzyjny.
Czytaj też:
Gdzie się leczyć
Czy soczewki trójogniskowe dostępne na rynku różnią się między sobą?
P.K.: Przede wszystkim możemy dobrać taką soczewkę, która daje najlepszą jakość widzenia na tę odległość, z której pacjent najczęściej korzysta. Jeśli jest molem książkowym i kilka godzin dziennie spędza na czytaniu, skupimy się na najlepszym widzeniu bliży, a jeśli jest człowiekiem aktywnym i kocha sport – na widzeniu dali. Oczywiście nadal będzie dobrze widział na pozostałe dwie odległości.
Jak szybko pacjent zaczyna normalnie funkcjonować po wszczepieniu soczewki wieloogniskowej?
P.K.: Pacjent musi się nauczyć widzieć z nową optyką oka. To dłuższy czas niż przy soczewce jednoogniskowej. Mówimy tu o neuro adaptacji. Mówiąc prościej, mózg musi się przyzwyczaić i nauczyć nowego widzenia. Nagle wszystkie kolory są intensywne, dużo jaśniejsze. Po prostu mózg musi się przestawić znowu do systemu, który działał przed formowaniem się zaćmy. U znakomitej większości pacjentów dzieje się to bez większych problemów, oczywiście trwa to dwa-trzy miesiące, ale efekt końcowy jest taki, że pacjenci z soczewkami wieloogniskowymi widzą tak jak większość ludzi do 40. roku życia, nie stosując żadnej dodatkowej korekcji okularowej.
Czytaj też:
Biżuteria w gałce ocznej? Taki zabieg kosztuje 10 tys. zł
Operacja usunięcia zaćmy to jeden z najczęściej wykonywanych zabiegów okulistycznych...
Violetta Szałkowska: Dziś, kiedy medycyna stwarza ogromne możliwości, jest to zabieg krótki i dający spektakularne efekty. Tylko w ośrodku, w którym pracuję, wykonujemy 3-4 tys. takich operacji rocznie. Nasze moce przerobowe są o wiele większe, jesteśmy jednak ograniczeni kontraktem NFZ. Obecnie kolejka do operacji zaćmy to nawet dwa lata.
Wybór soczewek jest dziś imponujący, ale czy jest szansa, aby ten wybór mieli także pacjenci korzystający z NFZ?
V.S.: Obecnie pacjent korzystający z usługi w ramach NFZ nie ma wielkiego wyboru, może skorzystać jedynie z soczewki jednoogniskowej. My, lekarze, mamy związane ręce, możliwości w przypadku zabiegu usunięcia zaćmy w ramach NFZ są bardzo ograniczone. Na przykład jeśli pacjent dodatkowo cierpi na astygmatyzm, powinniśmy wszczepić soczewkę toryczną. Tej jednak NFZ nie refunduje. Idealnie by było, gdyby pacjent mógł podjąć decyzję wspólnie z lekarzem i ewentualnie dopłacić do usługi. Teraz ma wybór jedynie taki: albo całkowicie za darmo na NFZ otrzyma soczewkę jednoogniskową, albo zdecyduje się na leczenie prywatne i w całości pokryje koszty lepszej soczewki.
Lepszej to znaczy jakiej?
V.S.: Nawet w przypadku soczewki jednoogniskowej wszczepianej prywatnie mamy możliwość wyboru np. soczewki nowej generacji, przy której nacięcie na oku może być dużo mniejsze niż w starszych soczewkach. Takie specjalnie zaprojektowane soczewki wszczepiane są przez cięcie mniejsze niż 2.0 mm. To przyspiesza gojenie, blizna jest mniejsza, co jest niezwykle ważne dla jakości widzenia. Większe cięcie może spowodować niepożądane zmiany w oku, zwane astygmatyzmem indukowanym chirurgicznie i zmiany te niewątpliwie mogą mieć wpływ na jakość widzenia. Ale jeśli mówimy o lepszych soczewkach, to mamy na myśli te dwuogniskowe i trójogniskowe. Dla większości pacjentów to najlepsze rozwiązanie. To jest szczególnie ważne, jeśli mówimy o młodszych pacjentach, wciąż aktywnych zawodowo. Pod koniec ubiegłego roku wszyscy mieliśmy nadzieję, że coś się ruszy w sprawie refundacji i nawet prosiłam część pacjentów, aby chwilę poczekali. Teraz już nie każę im czekać, choć serce się kraje, jeśli młody, aktywny człowiek, decyduje się na jednoogniskową soczewkę w ramach NFZ, bo go nie stać na to, aby wykonać zabieg prywatnie. Oczywiście wiele osób wyjeżdża za granicę i to dopiero jest paranoja.
Czytaj też:
Tę wadę może mieć już co drugie dziecko
Mówi pani o wyjazdach do Czech, gdzie można wykonać operację, wybierając najlepszą soczewkę, a refundowaną kwotę za ten zabieg zwróci nam polski NFZ?
V.S.: Dokładnie. W Czechach czy na Słowacji pacjent ma możliwość wyboru i dopłaty do lepszej soczewki. To, co się dzieje, to jest paradoks, bo wszyscy na tym tracimy, a zarabia inne państwo. Wychodzi na to, że w Czechach polski pacjent ma większe prawa i możliwości niż we własnym kraju. Taki wyjazd jest barierą dla wielu osób, szczególnie starszych. Tak nie powinno być, tym bardziej że jeśli już wszczepiamy soczewkę, to zostaje ona na całe życie. Przepisy są bardzo restrykcyjne, a wystarczyłoby jedynie dać możliwość dopłacenia do takiej soczewki, jaka dla danego pacjenta będzie najbardziej odpowiednia. Współpłacenie to rozwiązanie, które sprawdza się w innych krajach, chociażby we wspomnianych Czechach. Jeśli pacjent chce soczewkę dwuogniskową lub trójogniskową, to po prostu dopłacałby do kwoty refundowanej przez NFZ. Chciałabym wierzyć, że uda się takie rozwiązanie wypracować, bo skorzystają na tym przede wszystkim pacjenci.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.