Dziewięć sekund potrzebowali policjanci w Amsterdamie, aby postrzelić 19-letniego Afgańczyka, który zaatakował nożem amerykańskich turystów na dworcu kolejowym. W tym wydaniu „Wprost”, przy okazji rocznicy ataku na World Trade Center w Nowym Jorku, prezentujemy raport na temat terroryzmu. Otwiera go zdjęcie ilustrujące atak w Holandii.
Moją uwagę przykuł pewien szczegół: ludzie przyglądający się całemu zdarzeniu. Nie wiem, czy wszyscy mieli możliwość ruchu, ale kobieta i mężczyzna w tle, po prostu popijają kawę. Nie wiedzą, co robić? Są w szoku? Chcą odsunąć od siebie, nie dopuścić do świadomości tego, czego właśnie są świadkami? A może tylko obserwują ze spokojem? Od ataku minęło ledwie kilkanaście sekund. I przypomniało mi się niedawne zdarzenie w Polsce.
W połowie sierpnia w Rybniku zapalił się samochód z pozostawionym w środku trzylatkiem. Mam nadzieję, że nie dotyczyło to samego momentu wyciągania przez ojca dziecka z auta (to byłaby zbrodnia), niemniej jednak policjanci skrytykowali gapiów, którzy filmowali całe zdarzenie, zamiast pomóc poparzonym do czasu przyjazdu służb ratunkowych. Nie pierwszy raz życie zbliżyło się do scenariusza wymyślonego przez artystów. Oto bohaterka jednego z odcinków wyemitowanego w 2013 r. brytyjskiego serialu „Czarne lustro”, obrazującego zagrożenia, jakie niosą nowoczesne technologie, budzi się w nieznanym sobie domu. Nie pamięta nic z przeszłości. Kiedy wychodzi na zewnątrz, spotyka ludzi filmujących ją telefonami komórkowymi. Nie może się z nimi w ogóle skomunikować. Nie reagują na słowa i coraz bardziej rozpaczliwe gesty. Gapie pozostają obojętni i filmują nawet wtedy, kiedy bohaterka błaga o pomoc w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa.
Nie zadziwia mnie, kiedy podczas dwugodzinnego koncertu co i rusz błyskają flesze albo są kręcone filmy. Pamiątka. Natomiast zaskoczony jestem na przykład, gdy widzę, jak ludzie, będąc przez kilka sekund blisko papieża, odgradzają się od niego telefonem (nie mówię tu o selfie), zamiast spojrzeć w oczy albo spokojnie cieszyć się chwilą. Mają do tego prawo, oczywiście, jasne, ale – jestem zaskoczony, że zakłócają sobie to przeżycie. W dzisiejszych czasach pewnie bez problemu znaleźliby w internecie albo w oficjalnych źródłach zdjęcia i film z takiego spotkania. Jeśli jestem świadkiem ważnego dla mnie (niedramatycznego) wydarzenia, które chciałbym uwiecznić na zdjęciu albo sfilmować, czy też widzę coś szczególnego, to muszę przyznać, że wtedy kalkuluję. Mam czas, aby użyć telefonu, czy lepiej skupić się na przeżyciu? Może warto poprosić kogoś o pomoc w sfilmowaniu pierwszego występu dziecka w przedszkolu, aby nie stracić tej chwili? I nie odsuwać od siebie przeżycia, nie oddzielać się od niego elektronicznym gadżetem. Doskonale pamiętam 5 lipca 1992 r., to był ciepły dzień. Pojawiłem się na placu Zamkowym w Warszawie wcześnie, o 10 rano, aby nie przegapić niczego z popołudniowego wydarzenia. Prezydent USA George Bush wraz z prezydentem Lechem Wałęsą brał udział w przeniesieniu prochów Ignacego Jana Paderewskiego do katedry św. Jana, a pod Zamkiem Królewskim wygłaszał przemówienie. Warto było czekać kilka godzin. Stałem z aparatem fotograficznym w pierwszym rzędzie, a prezydent USA podszedł do tłumu. W pewnym momencie stanął naprzeciwko mnie. Miałem ułamek sekundy na decyzję: zrobić zdjęcie czy uścisnąć Bushowi dłoń? Teraz postąpiłbym inaczej. Ale zdjęcie przechowuję do dzisiaj. g
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.