Pan Krzysztof (imię zmienione) piastuje ważną funkcję publiczną w swoim mieście. Jest powszechnie szanowany i lubiany. Od jakiegoś czasu zaczął angażować się w politykę, działając na szczeblu lokalnym. Im bliżej było wyborów samorządowych, tym bardziej jasne się stawało, że byłby dobrym kandydatem na prezydenta miasta. W zasadzie jedynym, który mógłby zagrozić politykowi piastującemu tę funkcję. I pewnie by kandydował, bo jego partia na niego stawiała, gdyby nie to, co wydarzyło się ponad jego głową. Jeden lider partyjny oszukał drugiego i wbrew uzgodnieniom poparł obecnego prezydenta, zamiast pana Krzysztofa.
Prawdopodobnie nie chodziło nawet o to miasto, ale o większą układankę i sojusze w regionie. Pan Krzysztof zdecydował się mimo wszystko kandydować i został wybrany do sejmiku województwa, w ten sposób może wykorzystać swoją energię i działać dla wspólnego dobra w innym miejscu. Ta historia dobrze oddaje ducha ostatnich wyborów, w których odgórny partyjny duch mieszał się z oddolną inicjatywą. Tej z kolei nie chcę idealizować, bo o ludziach, którym grożono utratą pracy, jeśli aktywnie nie poprą określonego komitetu wyborczego, również słyszałem. W odróżnieniu od pana Krzysztofa, wielu, zetknąwszy się z realiami polityki, rezygnuje. Nie chcą kopać się z koniem. To jeden z wątków mojej rozmowy w tym wydaniu „Wprost” z Jerzym Karwelisem, który piastując wysokie funkcje w wydawnictwach prasowych, z bliska obserwował polską rzeczywistość. Robił to także wcześniej, gdy aktywnie działał w podziemnej Solidarności. Kiedyś, przez dobrych kilka lat, pracowaliśmy w mediach razem.
I oto pewnego październikowego dnia Jerzy pojawił się u mnie z książką. Dość niezwykłą. Oznajmił bowiem, że przedstawił w niej sposób na zakończenie wojny polsko-polskiej. Jaki to sposób – zapraszam do lektury wywiadu. Jego wymowa jest słodko-gorzka, podobnie jak książki, w której autor udowadnia, że źródeł obecnego, demolującego przestrzeń publiczną konfliktu trzeba szukać w okolicach Okrągłego Stołu. A jednym z problemów jest upartyjnienie sięgające naszych małych ojczyzn, o czym mówi Jerzy, a o czym przekonał się niedawno pan Krzysztof. Dodam ciekawostkę, że w tym wydaniu „Wprost” niezależnie w dwóch miejscach przeczytacie o uwłaszczeniu nomenklatury PRL w III RP – w raporcie o najbogatszych Polakach oraz w wypowiedziach Jerzego właśnie. Poszukiwanie źródeł wojny polsko-polskiej jest ważne.
Nierzadko słyszę, że nie ma większego sensu zajmowanie się historią Polski z lat 90. ubiegłego wieku, a 80. to już wręcz prehistoria, nieomal zajęcie dla archeologów. No nie. Aby myśleć o przyszłości, trzeba rozumieć wydarzenia z teraźniejszości, do tego potrzebna jest wiedza o historii. To, co wtedy się wydarzyło, nadal wpływa na nasze życie. Spotkałem się również z poglądem, że trzeba dać sobie spokój z wyjaśnianiem afer polskiej transformacji, było, minęło, nieunikniony koszt pokojowych przemian, szkoda tracić na to czas. Cóż, z moich obserwacji wynika, że jeśli ktoś kradł, oszukiwał albo wręczał łapówki w latach 90. XX w., to w XXI niespecjalnie zmieniał swój modus operandi. A za częściową niewydolność gospodarki, wywołaną różnymi nielegalnymi układami, płaciliśmy i płacimy wszyscy. Problem zacząłby się wówczas, gdyby tropienie afer zastąpiło planowanie i myślenie o przyszłości nowoczesnego państwa. g
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.