W 2011 roku co piąta złotówka z całej fortuny wszystkich najbogatszych należała do tych miliarderów, którzy albo byli tajnymi współpracownikami służby bezpieczeństwa, albo robili kariery w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Naukowcy z UW prześwietlili życiorysy najbogatszych osób w kraju. – Szukaliśmy tych, którzy byli zarejestrowani jako TW i widnieją w dokumentach IPN albo byli członkami PZPR na kierowniczych stanowiskach. – tłumaczy dr hab. Michał Brzeziński, główny autor badania. Dzisiaj udział majątku tych mocno zakorzenionych w poprzednim ustroju w ogólnej fortunie najbogatszych Polaków spadł prawie o połowę do 14 proc.
Prof. Krzysztof Jasiecki, który napisał monografię poświęconą elicie biznesu III RP mówi, że w latach 90. do biznesu wchodzili początkowo przede wszystkim ludzie związani z poprzednim ustrojem. To byli partyjni sekretarze do spraw ekonomii, rolnictwa, dyrektorzy w państwowych przedsiębiorstwach. Znali prawo, gospodarkę, tamte realia. Tymczasem działacze demokratycznej opozycji lat 80. wywodzili się przede wszystkim ze środowisk inteligenckich. – To byli pisarze, intelektualiści, filmowcy. Nawet kiedy zmienił się ustrój, to oni w większości nie wykazywali zainteresowania prywatnym biznesem. Fakt, że ktoś był dziennikarzem, nie oznacza, że po zmianie ustroju przestał pisać i założył sobie gazetę. To była przewaga środowisk postkomunistycznych, że wielu ich przedstawicieli, wiedziało, jak się robi interesy, miało dobre kontakty w bankach i instytucjach otoczenia gospodarczego I potrafiło się uwłaszczać na prywatyzowanych wtedy państwowych spółkach – tłumaczy.
Z badania UW wynika, że osoby zakwalifikowane jako agenci SB lub członkowie PZPR mają majątek o 73 proc. wyższy od osób, które agentami lub członkami partii nie byli. Nie oznacza to jednak, że wzbogacili się dzięki temu, że byli agentami. - Może byli już w PRL bardzo przedsiębiorczy i dlatego SB zgłosiła się do nich. Może być też tak, że mają cechy które sprzyjały zarówno bogaceniu się, jak i temu by być w polu zainteresowania służb – mówi dr Brzeziński.
W Polsce utarło się przekonanie, że ten, kto nie zaczynał jeszcze w poprzednim ustroju, dzisiaj nie ma szans zostać najbogatszym Polakiem. Co innego pokazują jednak badania Uniwersytetu Warszawskiego. Jeszcze kilkanaście lat temu ponad połowa najbogatszych ludzi w Polsce otwierała pierwszy biznes przed 1989 rokiem. Dzisiaj liczba tych, którzy zaczynali w PRL, zmalała prawie dwukrotnie. Co się stało z tymi, którzy startowali wtedy, a dzisiaj nie ma ich na liście? Prof. Jasiecki tłumaczy, że wielu z nich po prostu wypadło z obiegu, bo nie byli przygotowani na nowy kapitalizm: - Milionerzy z lat 90. sprowadzali samochody, handlowali czym popadnie i jeżeli w pewnym momencie nie zainwestowali, żeby wejść w duży biznes, to zjadały ich zagraniczne korporacje”. Wejście Polski do Unii Europejskiej otworzyło polskich przedsiębiorców na nowe możliwości, ale wpuściło też do kraju zagranicznych inwestorów. Te z wielkim kapitałem, sztabem prawników i menadżerów albo doprowadzali polskie firmy do bankructw, albo po prostu je przejmowały. Zostali najlepsi, którym udało się zagospodarować jakąś niszę na rynku i tak ustrukturyzować swój biznes, żeby miał szanse na starcie z największymi z zagranicy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.