Jeśli długo nie przyjmuje się do wiadomości faktów, zderzenie z rzeczywistością potrafi zaboleć. Pośpieszne, przeprowadzone tuż przed sylwestrem ustawowe zablokowanie wzrostu cen energii elektrycznej było przykładem tego zderzenia. Energetycy już od kilku miesięcy alarmowali, że ceny pójdą w górę. To efekt wieloletnich zaniedbań polskich rządów i oparcia naszej energetyki w 80 proc. na węglu. Jakie szkody przynosi ten model, widzieliśmy już w 2015 r. Wysokie temperatury i wzrost zapotrzebowania na chłodzenie, awaria elektrowni w Bełchatowie, niski stan wód w rzekach, które służą chłodzeniu bloków węglowych, spowodowały, że w Polsce trzeba było reglamentować dostęp do prądu. Susza i upały to nasza nowa normalność. Rok 2018 był najcieplejszy w historii pomiarów w Polsce. W ten sposób 2018 przebił rekord ustanowiony przez rok 2015, a ten pobił rok 2014.
Jaka była odpowiedź PiS na te wyzwania? Dokładnie odwrotny, niż zdrowy rozsądek by nakazywał. W trzy lata rząd doprowadził na skraj bankructwa branżę produkcji energii z wiatru, radykalnie zwiększył import węgla z Rosji i zamówił właśnie za kilka miliardów złotych we francusko-amerykańskim konsorcjum elektrownię węglową w Ostrołęce. Elektrownia, jak zgodnie twierdzą eksperci, nigdy nie będzie rentowna i polski podatnik dopłaci do jej funkcjonowania kolejne miliardy. Mimo że wszystkie te fakty są publicznie znane od dawna, rząd PiS zorientował się, że coś jest nie tak z polską energetyką na kilka tygodni przed wprowadzeniem nowych taryf. W błyskawicznym tempie przeforsował zmiany w prawie, które mają zatrzymać wzrost cen. Koszt dla budżetu to niemal 9 mld zł rocznie! Istnieje ogromna szansa, że Komisja Europejska uzna to za niedozwoloną pomoc publiczną dla spółek energetycznych, i część z tych pieniędzy trzeba będzie oddać. Rząd nie wydaje się tym przejmować. Jest zainteresowany jedynie tym, co się będzie działo do wyborów parlamentarnych. Polskie państwo nie jest już w stanie przewidywać i myśleć, nie tylko w perspektywie dekady, ale nawet w perspektywie kilku miesięcy. Zarządza się jedynie bieżączką. Cała polityka sprowadza się do działań PR. Znamienne jest milczenie opozycji, które nie potrafi przedstawić żadnego alternatywnego planu. Nie pierwszy raz zresztą. Podobnie było przy reformach wymiaru sprawiedliwości czy reformie edukacji.
Rzeczywistość jednak da w końcu znać o sobie. Opanowaliśmy do perfekcji jako społeczeństwo mechanizm wyparcia i projekcji. To naturalny psychologiczny mechanizm obronny. Dlatego polska szlachta jeszcze w XVIII w. głęboko wierzyła, że Rzeczpospolita jest potężna, podobnie sądzili liderzy sanacji w latach 30., zanim wszyscy czmychnęli do Rumunii. A dzisiaj? Wielu tłumaczy sobie, że Polska ma fatalną prasę na świecie, bo wszyscy się sprzysięgli przeciwko nam – Prometeusza narodów, ofiary, która poświęca się w walce o bliżej nieokreśloną prawdę i chrześcijaństwo. Dzisiaj też podnoszą się głosy, że załamanie polskiej energetyki to efekt globalnego spisku i Niemiec. Prawda jest taka, że staramy się tymi słowami przykryć nasz własny bałagan, egoizm i bezmyślność.
Pierwszym krokiem w naszej narodowej terapii powinno być pogodzenie się z faktami. Po pierwsze, globalne ocieplenie jest faktem. Po drugie, na skutek braku poczucia elementarnej odpowiedzialności elit i upartyjnienia państwa nasza energetyka wymaga natychmiastowych zmian i przestawienia na czyste technologie. Jeśli sobie to uświadomimy, może unikniemy najgorszego.
Jan Śpiewak – socjolog, warszawski radny, aktywista miejski, twórca stowarzyszenia Miasto Jest Nasze
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.