Podczas nadchodzącej trasy firmowanej pańskim nazwiskiem „The World of Hans Zimmer” nie zobaczymy jednak pana na scenie osobiście. Nie sądzi pan, że będzie to dla części publiczności spory zawód?
Nie wydaje mi się, bo przecież nie o mnie tutaj chodzi! Projekt ten jest zupełnie inny niż moja ostatnia trasa koncertowa, bo gwiazdami są soliści, a nie ja, takie założenie towarzyszyło nam od początku. Istotne są muzyka i kunszt występującej na scenie orkiestry, z czego sam również mam frajdę. Nie wykluczam oczywiście powrotu na trasę z moim zespołem, o ile za te dwa czy trzy lata do końca nie zdziadzieję.
Pełni pan funkcję kuratora całego projektu, ale jednocześnie podkreśla, że dał muzykom sporą swobodę interpretacji.
Nad wszystkim jednak czuwam i mam świadomość tego, co się dzieje chociażby dzięki Gavinowi Greenawayowi [dyrygentowi, który nadzoruje występy na żywo – przyp. red.], mojemu przyjacielowi, z którym robimy muzykę od lat. Ufam mu bezgranicznie i sam niekiedy się dziwię i zaskakuję, jak fantastycznie udaje mu się odmienić i poprawić to, co napisałem. Od 40 lat nie zignorowałem żadnej jego rady. Nauczyłem się słuchać ludzi i mówią o mnie, że jestem okropnym muzykiem, ale znakomitym słuchaczem i dzięki temu dobrze dobieram tych, z którymi pracuję. Zawsze powinno chodzić o muzykę, nie o czyjeś ego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.