Beata Szydło dwukrotnie przegrała w Parlamencie Europejskim (PE) tajne głosowanie na szefową komisji ds. zatrudnienia. Jej kandydatura została oprotestowana przez blok socjalistów, liberałów i zielonych. Przeciwko niej musiała też głosować część chadeków. Liberałowie nie kryli, że nie chcą na tym stanowisku ani Szydło, ani żadnego innego Polaka. Powód? Nie popierają kandydatów z krajów objętych procedurą art. 7. Ale pojawił się też wątek dyrektywy o pracownikach delegowanych forsowanej przez Francję, którą przyjęła komisja, a Polska była jej przeciwna. PiS grzmiał, że złamano zasadę, wedle której to grupa obsadzająca dane stanowisko decyduje, kto je zajmie, a komisja to tylko zatwierdza. Z naszych informacji wynika jednak, że PiS nie zadbał, by Szydło dostała to stanowisko.
Kara za pół miliona głosów
– Kandydatura Szydło nie była odpowiednio przygotowana przez naszą dyplomację. Jacek Czaputowicz, szef MSZ, zamiast pojechać do Brukseli i rozmawiać z liberałami Emmanuela Macrona o wyborze Szydło, pojechał do Mołdawii składać wieniec pod tablicą upamiętniającą Lecha Kaczyńskiego – mówi polityk Zjednoczonej Prawicy. Jak ustalił „Wprost”, Beata Szydło po pierwszej porażce w głosowaniu na szefową komisji ds. zatrudnienia i spraw społecznych Parlamentu Europejskiego nie chciała kandydować ponownie. Zmieniła zdanie pod naciskiem kierownictwa PiS. Nasz rozmówca twierdzi, że Szydło pojechała na weekend do Warszawy, a gdy wróciła do Brukseli, oznajmiła, że Jarosław Kaczyński kazał jej jeszcze raz zawalczyć o szefostwo komisji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.