Być może dzisiaj najwięcej majątku miałby Ireneusz Sekuła, który z partyjnego ministra ze słusznie minionego ustroju przeistoczył się w wolnej Polsce w biznesmena, pozującego do zdjęć z cygarem i szklaneczką whisky. A może gdyby nie marzenia o byciu pierwszym polskim szejkiem, największą fortuną dysponowałby Ryszard Krauze, którego dzisiaj wierzyciele ścigają za długi. W tym roku po raz 30. opublikowaliśmy Listę 100 najbogatszych Polaków.
Przez trzy dekady poprzednich wydań przewinęły się przez nią setki nazwisk. Postanowiliśmy oszacować, ile dzisiaj mieliby ci, którzy kiedyś byli uważani za najmożniejszych ludzi w kraju. Przeanalizowaliśmy czołówki list z poprzednich lat. Braliśmy pod uwagę najwyższą wartość majątku, jaką dany bohater zgromadził w ostatnich 30 latach. Przykładowo Leszek Czarnecki na naszej liście jest obecny od 25 lat, ale największym majątkiem dysponował w 2011 r., kiedy zajmował 3. miejsce na liście 100. Zgromadzone przez niego wtedy 7,5 mld zł było więc dla nas wyjściową kwotą. Żeby oszacować, ile jego fortuna byłaby warta dziś, obniżyliśmy ją o inflację, która wartość pieniądza zjada, ale podwyższyliśmy ją o dynamikę polskiego PKB, o ile szacunkowo od 2011 r. jego majątek mógł wzrosnąć. W ten sposób prognozowaliśmy,ile dziś byłyby warte dawne fortuny najbogatszych, gdyby po drodze nie zbiednieli, nie zbankrutowali, nie trafili do więzienia albo po prostu nie umarli. Za każdym razem przyjmując za wyjściowy ten złoty rok, kiedy dany bohater był na liście najbogatszy. Najtrudniej było przewidzieć, jaką wartość miałyby dziś fortuny Polaków, którzy wśród najbogatszych pojawiali się w latach 90. W tamtych czasach „Wprost” nie wyceniał majątków bohaterów, bo nie miał nawet podstawowych danych, żeby to robić.
Firmy nie dbały o składanie sprawozdań finansowych, giełda dopiero raczkowała, a burzliwa koniunktura w parę miesięcy potrafiła z milionerów zrobić bankrutów. Ile więc dziś byłby wart majątek Bagsika, który na początku lat 90. obracał bilionami starych złotych? Ile miałby Gawronik, który w tamtych czasach zatrudniał prywatnego szofera, gosposie, koniuszych i ogrodników? Co z zapomnianym Markiem Profusem, który kiedyś trzykrotnie stawał na pierwszym miejscu listy 100, chociaż jego majątek był trudny do zweryfikowania? Posłużyliśmy się tutaj tylko szczątkowymi danymi o obrotach firm bohaterów czy ich własnych wycenach, które podsyłali wtedy do redakcji. Ten ranking ma być przede wszystkim podsumowaniem ostatnich 30 lat polskiego kapitalizmu. Czy z jego początków coś jeszcze dziś zostało? Zostali ludzie, a razem z nimi ich biznes, co pokazuje, że gwałtowne zmiany gospodarcze dało się przetrwać. Ale są też ci, którzy z biznesem ruszyli dopiero w tym wieku, co jest dowodem na to, że wcale nie trzeba było zaczynać w szalonych latach 90., żeby trafić do grona najzamożniejszych ludzi w kraju.
Największe zagęszczenie polskich milionerów na metr kwadratowy, czyli spotkanie z cyklu „Sushi z najbogatszymi” w redakcji „Wprost” z 2003 r. Od lewej: Zdzisław Sawicki, Anna Podniesińska, Jan Wejchert, Wojciech Soszyński, Jan Kulczyk, Tadeusz Niewiadomski, Zbigniew Komorowski, Marek Profus i Andrzej Gałkiewicz. Z bukietem róż Maryla Rodowicz
To był Dziki Zachód
Trudno, żeby w Polsce urodził się dzisiaj nowy Kulczyk i tak szybko doszedł do gigantycznego majątku. W latach 90. tempo otwierania rynków w naszej części Europy było najszybsze w historii gospodarki całego świata. Taka okazja już się nie powtórzy – mówi prof. Krzysztof Jasiecki, który jako pierwszy badał, jak wykluwała się polska elita biznesu.
Jak się rodziły fortuny najbogatszych Polaków?
Sam zadałem sobie to pytanie na początku lat 90. Dla mnie to był fascynujący temat. W Polsce powstawała wtedy całkowicie nowa grupa społeczna, elita biznesu. Na podstawie pierwszych List najbogatszych „Wprost” wydzieliłem wtedy grupę 400 najbogatszych Polaków i stwierdziłem, że do bogactwa prowadziło ich osiem różnych ścieżek.
Ścieżka pierwsza?
Na przykład gra ukrytymi zasobami: walutą, kontrabandą, nawet bonami Pewexu. Pamiętam, jak samorządowcy mówili mi, jak na początku lat 90. w kierunku Poznania biegły gigantyczne kanały transportu alkoholu, papierosów, przeróżnych nieoclonych towarów z Zachodu. Nikt nie był w stanie tej ilości oszacować. Nawet pracownicy z GUS, którzy przyjechali wtedy na miejsce, ale szybko przepędzili ich kierowcy ciężarówek z tą kontrabandą. To był Dziki Zachód.
Tak zaczynał Solorz.
Kupował za granicą lizaki, elektronikę, potem trabanty i sprzedawał je w kraju z dużym zyskiem. Koniunktura zmieniała się natychmiastowo, a w kraju nie było właściwie niczego. Trzeba było mieć jednak ten zmysł, co się akurat teraz sprzeda, kto to kupi, gdzie i za ile. Albo mieć wiedzę od kogoś z góry, na co warto stawiać.
To już chyba drugi sposób na zostanie najbogatszym, czyli dobry kontakt z władzą.
Tak zaczynał np. Gawronik, który uruchomił pierwsze kantory. Trzeba było mieć dobre kontakty na górze, wiedzieć, że akurat pojawiła się taka możliwość i mieć na to zgodę. To były okazje, które już się nie powtórzą, i to był ten urok wczesnego kapitalizmu.
Prywatyzacja była taką niepowtarzalną okazją.
W tamtych czasach w naszej części Europy wystawiano na sprzedaż tysiące przedsiębiorstw. Lata 90. to było eldorado. Jeśli nie ma czytelnych reguł, jeśli wszystko się zmienia, to pieniądz nabiera zupełnie innego znaczenia.
Zero reguł?
Reguły jakieś tam były, ale razem z nimi masa problemów. Nie istniał np. rynek wyceny. Skąd się brały firmy, które szacowały wartość jakiegoś prywatyzowanego przedsiębiorstwa? Ktoś zatrudniał trzech studentów, dostawał licencję, wieszał szyld i działał. Według jakich kryteriów wyceniano? Mówiono mi, że przy sprzedaży Wedla wzięto pod uwagę tylko wartość budynków i gruntu. A przecież firma miała wtedy w Polsce ponad 50 proc. udziałów w rynku czekolady.
Kto o tym decydował, ile co było warte?
Formalnie ówczesne Ministerstwo Przekształceń Własnościowych, ale tego typu instytucje wraz z infrastrukturą rynkową w naszej części Europy dopiero powstawały. Ludzie, którzy je tworzyli, nie mieli żadnego doświadczenia, bo nikt wcześniej na świecie nie prywatyzował socjalistycznych firm. Pojawiały się pytania, jakimi metodami to robić. Wzorowano się na tych zachodnich, ale one nie do końca były dobre. Kiedy Margaret Thatcher prywatyzowała w Wielkiej Brytanii, to był to przecież rynek, który działał od stuleci, miał rozbudowaną giełdę, wielkie prywatne firmy. W skali kraju wszystko było w fazie tworzenia lub przekształcania.
Jak to jest, że jedni potrafili utrzymać się w gronie najbogatszych do dziś, a drudzy po paru latach bankrutowali? Wszyscy zaczynali przecież podobnie.
Najtrudniejsze było to wychodzenie z garażu, czyli przestawienie się z małej na dużą firmę. Trzeba było znaleźć menedżerów, delegować uprawnienia, wdrożyć jakieś modele zarządzania. Dobrym przykładem była kariera Janusza Leksztonia, który w latach 90. produkował kotły gazowe. W kilka lat jego firemka wyrosła na krajowego potentata w tej branży. Mimo wszystko nadal była prowadzona jak mały zakład rzemieślniczy. Rozliczana na podstawie księgi przychodów i rozchodów, nie miała zarządu, rady nadzorczej, była skrajnie centralizowana, co doprowadziło do utraty kontroli i bankructwa Leksztonia.
Woda sodowa uderzała do głowy.
Bardzo często, ale to zrozumiałe. Ludzie musieli odreagować, no bo jak latami panowała bieda, niczego nie było i nagle okazuje się, że można mieć prawie wszystko, to wiele osób tego nie wytrzymało. Kupowali samochody, którymi i tak nie jeździli, stawiali pałace, w których i tak nie mieszkali.
Co z tymi, którym jednak się udało?
Kulczyk np. został przedstawicielem Volkswagena w Polsce. Zasada – pierwszym dilerem Mercedesa. Starak – Alfy Romeo. Jak ktoś umiał się podpiąć pod wielkie zagraniczne koncerny, to rósł razem z nimi. One niosły go na swojej fali.
Władza nie pomagała?
Pomagała, a wręcz pierwszy polski biznes budowała. Środowisko Solidarności to byli przecież dziennikarze, intelektualiści, pisarze, nie ekonomiści. Biznes wiązał się więc raczej z ludźmi z poprzedniego ustroju. Aleksander Gudzowaty, który zajmował kierownicze stanowiska w centralach handlu zagranicznego, użył swoich kontaktów, stworzył Bartimpex i zaczął handlować z Rosjanami. Ireneusz Sekuła, który z wicepremiera w rządzie Rakowskiego przeistoczył się w nomenklaturowego biznesmena z cygarem i szklanką whisky, otworzył z Mieczysławem Wilczkiem firmę Polnippon, która miała zajmować się transportem lotniczym i handlem z Japonią.
Takim to się dopiero żyło.
Niekoniecznie. Sekuła parę lat po założeniu Polnipponu zbankrutował. Popełnił zresztą samobójstwo. Rzekomo przez długi. Mieczysław Wilczek, z którego nazwiskiem do dzisiaj kojarzy się szerokie otwarcie na przedsiębiorczość w końcu PRL, w III RP też nie miał najłatwiej i ostatecznie popełnił samobójstwo. Gawronik został aresztowany w Nadarzynie, gdzie kiedyś mieszkałem.
Czy dzisiaj coś zostało z tego kapitalizmu z początku lat 90.?
Ludzie zostali. Solorz, Starak, Sołowow, Czarnecki. A jak zostali ludzie, to i firmy z tamtych lat. Ale w całej masie zostało ich niewielu, bo przy wielkich korporacjach, które weszły do Polski, nasz biznes nie mógł odgrywać większej roli.
Dlaczego z tej starej gwardii to Kulczyk odniósł największy sukces?
Może dlatego, że miał lepszy start? Miał od rodziny milion dolarów na wejście w biznes. Miał ojca, który już w PRL prowadził firmę w Niemczech. Miał wykształcenie. Znał języki. Dysponował zagranicznymi kontaktami.
Dzisiaj w Polsce ktoś mógłby zrobić karierę w jego stylu?
Trudno, żeby w Polsce urodził nam się nowy Kulczyk i tak szybko doszedł do gigantycznego majątku. W latach 90. tempo otwierania rynków w tej części Europy było najszybsze w historii gospodarki całego świata. Taka okazja już się nie powtórzy.
To może w stylu Solorza?
On zaczynał od handlu. A co pan dzisiaj będzie takiego w Polsce sprzedawał, żeby na tym tyle zarobić? Palikot w latach 90. zarobił masę pieniędzy na sprzedaży win musujących. No ale to dlatego, że takich win wtedy w Polsce nie było. Dzisiaj mamy praktycznie wszystko. Trzeba by wejść z jakimś zupełnie nowym produktem, z jakąś innowacją, ale takie rzeczy rzadko w Polsce powstają.
Kariery robią dzieci milionerów, ale niekoniecznie w firmach rodziców, bo tych przejmować nie chcą.
Najbogatsi, którzy zaczynali w latach 90., powinni już odchodzić na emeryturę, a tego nie robią, bo trudno rozstać im się z firmą, którą budowali kilkadziesiąt lat. Traktują ją jak swoje dziecko, boją się, że nowe pokolenie zrobi mu krzywdę, dlatego zwlekają z sukcesją. To dla mnie niepokojące, bo jeśli nie będziemy budować rodzinnego biznesu, to będziemy budować kapitalizm w oparciu o spółki Skarbu Państwa. Będzie on upartyjniony, wyrwany ze społecznego kontekstu, sprowadzony do gry politycznej.
Przez te 30 lat coś zmieniło się w mentalności Polaków czy nadal pokutuje stereotyp: Bogaty? To pewnie ukradł.
Badania pokazują, że Polacy są lepiej nastawieni do prywatnego biznesu. Ale to wynik wzrostu gospodarczego, podwyżki płac, malejącego bezrobocia. Wtedy społeczeństwo lubi pracodawców. Kiedy pojawi się kryzys, przedsiębiorcy znów będą mieli złe notowania. Mnie najbardziej martwi ten populistyczny atak na klasy wyższe, jaki mamy teraz. Mówi się o elitach sędziowskich, intelektualnych, wreszcie biznesowych, z którymi trzeba walczyć. Przedstawia się je jako grupę ludzi, która żyje kosztem innych. Na tym polega polski regres cywilizacyjny i mentalny, że wracamy do dawnych stereotypów, które mają się nijak do rozwoju współczesnego świata. Zapytałem niedawno znajomego prawnika, z czym teraz do niego przychodzi biznes. Odpowiedział najkrócej, jak mógł: kiedyś przychodzili w sprawie optymalizacji podatkowej, a teraz przychodzą z pytaniem, co zrobić, żeby nie iść do więzienia. Może również dlatego młodzi nie chcą wchodzić w firmy rodzinne. O biznesie myślą w kategoriach wielkich korporacji albo w ogóle o nim nie myślą, bo wolą po prostu korzystać sobie z życia.
Jan Pierwszy
Pytany, czy miał zczęście, odpowiadał bez kompleksów: „To poza wszelką dyskusją”. Jan Kulczyk został najbogatszym Polakiem III RP.
Za barem w Berlinie Zachodnim stoi 21-letni student prawa. Zatrudnia się u znajomego swojego ojca, którego odwiedza w 1971 r. Henryk Kulczyk już od lat 50. prowadzi tam biznes, a po wydarzeniach Poznańskiego Czerwca ’56 i upaństwowieniu każdej z jego trzech polskich firm na stałe osiedla się w RFN. Nie tylko zarabia, ale też zdobywa niemieckie kontakty, które w przyszłości skrócą Janowi drogę do finansowego sukcesu. Jego syn nalewa piwo, robi drinki, uśmiecha się, podając je kolejnym gościom. A goście go lubią, bo to urodzony gawędziarz. Wie, jak sprzedawać historie. Po kilku tygodniach stać go już na używanego opla. Tak swoje pierwsze pieniądze zarobi i wyda najbogatszy Polak III RP. Za barem stał wtedy Jan Kulczyk. Ten sam, który przez 13 lat z rzędu będzie zajmować pierwsze miejsce na Liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”. Dziennikarze będą go latami męczyć tym samym pytaniem: „Jak pan zarobił pierwszy milion?”. „Trzeba starannie wybrać sobie rodziców” – odpowie im za każdym razem cytatem z Oscara Wilde’a.
Od pasty do passata
– Mam to szczęście, że należę do drugiej, a może nawet trzeciej biznesowej generacji w rodzinie. Przedsiębiorczość wyssałem z mlekiem matki – tłumaczył Jan Kulczyk w wywiadzie dla „Wprost”. Był handlarzem z dziada pradziada. Jego dziadek Władysław prowadził już u progu lat 30. dom rolniczo- -handlowy w rodzinnym Wałdowie w Kujawsko-Pomorskiem. Fortunę pomnożył ojciec Jana Kulczyka, Henryk, który biznesowy fundament zbudował na, wydawałoby się, grząskim gruncie runa leśnego. Jego pierwsza niemiecka firma sprowadzała do RFN polskie grzyby i jagody. To właśnie na takiej polsko-niemieckiej wymianie handlowej Henryk Kulczyk zarobił pierwsze miliony. Jeden podarował synowi, żeby rozruszał własny biznes. W 1981 r. Jan Kulczyk otwiera firmę Interkulpol z siedzibą w Komornikach. Dwa lata później „Financial Times” pisze tekst o Polakach z RFN inwestujących w PRL. Wśród bohaterów „doktor Jan Kulczyk”, który ma własną fabrykę pod Poznaniem i handluje, czym się da: perfumami, akumulatorami do małego fiata, a nawet różową pastą BHP do usuwania uporczywych plam. W międzyczasie zostaje szefem Inter-Polcomu, izby skupiającej firmy polonijne. Poznaje kolejnych ministrów handlu, współpracy gospodarczej, spraw zagranicznych. Pomaga w negocjowaniu kontraktów i pozwoleń. Zapełnia swoją książkę telefoniczną. Najbardziej skorzysta z niej już w III RP, kiedy dostanie wart 150 mln zł kontrakt na dostawę floty volkswagenów dla policji i Urzędu Ochrony Państwa. Kulczyk nie miałby Volkswagena w Polsce, gdyby 10 listopada 1989 r., kiedy padł mur berliński, nie siedział w warszawskim hotelu Marriott przy jednym stole z Helmutem Kohlem i szefami Volkswagena. To właśnie wtedy miała zapaść decyzja, że zostanie importerem tej marki na Polskę. Na otwarcie największego w kraju salonu VW przyszła cała ówczesna śmietanka towarzyska. Byli Piotr Fronczewski i Izabella Cywińska. Przechodzili premierzy – Mazowiecki, Bielecki, Hanna Suchocka. To właśnie w czasach jej rządów Kulczyk podpisał umowę na dostawy samochodów dla policji i UOP. Są tacy, którzy twierdzą, że nie bez znaczenia pozostawało to, że pani premier była bliską przyjaciółką doktora Jana jeszcze z czasów studiów prawniczych
w Poznaniu. Zresztą w jego cennej książce telefonicznej figurowały numery do najważniejszych ówczesnych polityków, m.in. Lecha Wałęsy czy Aleksandra Kwaśniewskiego, który zresztą dla niego pracował, kiedy nie był już prezydentem. Kulczyk z motoryzacyjnego biznesu wyjdzie dopiero w 2012 r. Do tego czasu polska fabryka Volkswagena sprzeda milion samochodów.
Piwny przelew
Lata 90. to dla Kulczyka era prywatyzacji. W Polsce idą pod młotek tysiące państwowych firm. Ministerstwo Przekształceń Własnościowych rozpisało przetarg na Browary Wielkopolskie. Nie było ani jednego chętnego. Dyrektor browaru długo się nie zastanawiał i złożył ofertę mieszkającemu po sąsiedzku w Poznaniu Kulczykowi. Ten, chociaż piwa nie lubił, browary przejął. Kilka lat później zdobył potężnego partnera – południowoafrykański koncern piwowarski SAB, który z czasem stał się jednym z najpotężniejszych graczy na globalnym rynku. Wspólnie z Kulczykiem dokupili Tyskie Browary Książęce i tak w 1999 r. powstała Kompania Piwowarska. W 2009 r. Kulczyk sprzedał Kompanię Afrykanerom. Ale nie wziął za nią gotówki, tylko zamienił swoje udziały na akcje SAB, które będą stanowić główny składnik jego majątku. Dominika i Sebastian, dzieci Kulczyka, które po jego śmierci w 2015 r. dostały po nim te udziały w spadku, sprzedadzą je za ok. 11 mld zł. Po browarze przyszedł czas na kolejne prywatyzacje. Było przejęcie (razem z France Télécom) Telekomunikacji Polskiej, prywatyzacja towarzystwa ubezpieczeniowego Warta, koncernu chemicznego Ciech. Biznes na styku z państwem przynosił profity, ale też wielkie ryzyko. Kulczyk przekonał się o tym w 2004 r., kiedy wybuchła afera Orlenu. Miliarder był oskarżany o współpracę z rosyjskimi służbami, która mogłaby doprowadzić do przejęcia przez Rosję kontroli nad Orlenem. – Nie jestem idiotą. Za pieniądze miałbym dać się zaszufladkować jako rosyjski agent? Byłbym skreślony na całym świecie – będzie tłumaczyć po latach.
Indiana jones
Po tamtej aferze usunął się w cień. Wyjechał do Londynu i stamtąd budował swój globalny biznes. Zafascynowała go Afryka. Tam zdecydował się szukać ropy, gazu, złota i innych metali szlachetnych. – Kiedy widzę ten marazm Europy, a zarazem wielki, marnujący się potencjał Afryki, Azji czy Ameryki Południowej, to mam ochotę założyć kapelusz Indiany Jonesa i ruszyć na podbój świata – mówił Jan Kulczyk w swoim ostatnim wywiadzie dla „Wprost”. To był 2012 r. Na roponośnym złożu w delcie Nilu biznesmen wydobywał wtedy 70 tys. baryłek ropy dziennie, czyli prawie połowę tego, ile wtedy na co dzień zużywała polska gospodarka. To właśnie te najnowsze inwestycje w niebezpiecznych częściach świata wprowadziły Kulczyka do ekstraklasy globalnego biznesu. Ryzykował własne pieniądze, inwestując w projekty, na które żaden bank nie dałby kredytu. Połowę życia spędzał w samolocie. Czasem eskortowanym przez wojskowe myśliwce. Tak jak w Kabulu, obok którego zdobył koncesję na wydobycie złota i miedzi. W lipcu 2015 r. miał odpoczywać od biznesu, wyjechać na wakacje. Zmarł pod koniec tego samego miesiąca w publicznym szpitalu AKH w Wiedniu w wyniku powikłań po zabiegu kardiologicznym.
Uśmiech do zdjęcia
Najbogatsza Polka 30-lecia zyskała opinię sprytnej dziewczyny, która podstępem przejęła fortunę sędziwego męża. W rzeczywistości
Barbara Piasecka-Johnson była wybitną inwestorką, która w dodatku umiała się dzielić pieniędzmi z innymi.
Dominik LorencCiepłe lato szczególnego 1968 r. W Polsce opada pył po marcowym kryzysie, a na Manhattanie bez pukania otwierają się drzwi Polskiego Komitetu Imigracyjnego. Zdecydowanym krokiem wchodzi przez nie atrakcyjna 31-letnia blondynka, wyglądająca zresztą młodziej. O swoich błękitnych oczach sama powie po latach, że mieć takie to w życiu wielkie szczęście. Siada naprzeciwko dyrektora Hieronima Wyszyńskiego i pyta, czy ma szanse w Ameryce. Jednocześnie promienieje tym rzadkim rodzajem uśmiechu, który – jak opisałby pewnie Fitzgerald – widzi się cztery czy pięć razy w życiu. Kilka miesięcy wcześniej kobieta pożegnała się z przyjaciółmi, mówiąc, że jeśli wróci do Polski, to tylko rolls-royce’em.
Tak się zaczyna historia Barbary Piaseckiej, historyczki sztuki z dyplomem Uniwersytetu Wrocławskiego, która wydostała się zza żelaznej kurtyny bez grosza, za to z wielkimi ambicjami. Po tym, jak odziedziczyła i wielokrotnie pomnożyła fortunę współwłaściciela firmy Johnson & Johnson, umieszczano ją w czołówce międzynarodowych rankingów najbogatszych kobiet świata. Na Liście najbogatszych Polaków „Wprost” pojawiła się w 1991 r. Zajęła pierwsze miejsce z majątkiem szacowanym wtedy na ponad 550 mln dolarów. Mimo to do końca życia będzie się zmagać z łatką pokojówki, która dzięki nieprzeciętnej urodzie weszła do łóżka bogacza, a po jego śmierci zagarnęła jego majątek. To, że pomnożyła go dziesięciokrotnie, że przez lata wspierała opozycję demokratyczną w Polsce i że dzięki niej mogły rozkwitać kariery wielu uzdolnionych Polaków – będzie się pomijało milczeniem.
Kopciuszek ze staniewicz
Od dyrektora Wyszyńskiego, człowieka z kontaktami, który jako pierwszy staje na jej drodze w Nowym Jorku, Barbara słyszy, że z takim uśmiechem zdobędzie wszystko. – Po uprzejmościach dostaje 200 dolarów i adres hotelu, w którym może się zatrzymać. Właśnie 200 dolarów kosztował jej pierwszy krok w Ameryce – opowiada Ewa Winnicka, reportażystka, autorka książki „Milionerka. Zagadka Barbary Piaseckiej-Johnson”. Okaże się, że to też krok do baśni, czasem pięknej, czasem okrutnej. Baśni o kopciuszku ze Staniewicz, wsi pod Grodnem, w której w 1937 r. w biednej rodzinie przyszła na świat Barbara. Nie do końca wiadomo, co skłoniło Piasecką do wyjazdu do USA. Według Sławomira Kopera, autora książki „Najbogatsze. Jak powstawały fortuny Polek”, jej brat Grzegorz Piasecki w trakcie przesłuchania przez SB w latach 70. opowiadał o bogatym wujku w Brazylii, który – będąc w Polsce – obiecał Barbarze, że zapisze jej część majątku. Gdy uległ wypadkowi i niespodziewanie umarł, rodzina w Polsce nie wiedziała, czy dotrzyma obietnicy. Barbara przez adwokata w Nowym Jorku dowiedziała się jednak, że ma zapisane 300 tys. dolarów. W tamtych czasach było to jakieś tysiąc polskich pensji. Jednak Ewa Winnicka, która w IPN przejrzała wszystkie materiały na temat Piaseckiej-Johnson, takiej notatki nie znalazła. Może więc żadnego wujka za oceanem nie było? A może Grzegorz zmyślił tę historię na potrzeby bezpieki? Jedno jest pewne: spadku po wuju Barbara nigdy nie dostała. Dostała jednak inny, znacznie wyższy.
Trzecia pani johnson
Zanim do tego dojdzie, Piasecka idzie na nowojorskie przyjęcie, na które dostaje zaproszenie wkrótce po przyjeździe do Stanów. Poznaje na nim pokojówkę, która od kilku lat pracuje w domu Sewarda Johnsona, potentata branży kosmetycznej. Okazuje się, że milioner szuka pomocy do kuchni. Kilka dni później Barbara wita się w jadalni jego rezydencji z panią Esther Underwood-Johnson (dla znajomych Essie). Ta pięknie starzejąca się kobieta to druga żona milionera. Pierwsza (Ruth Dill) zmarła w tym samym roku, w którym urodziła się Barbara. David Margolick z „New York Timesa” napisze po latach: „Druga pani Johnson właśnie spotkała trzecią”.
W 1970 r., dwa lata po tym, jak Piasecka zaczęła pracę u nowego gospodarza, ona i Seward pierwszy raz jadą w dłuższą podróż w duecie. Cel? Skompletowanie kolekcji sztuki. Starszy pan jest wyraźnie zafascynowany młodszą współpracownicą, która już nie jest jego pokojówką, lecz konsultantką ds. kolekcji artystycznej. – Zanim ją poznał, średnio interesował się sztuką. Rysunek krowy na drzwiach stodoły, z tym miał do czynienia. Teraz zachwyca się Mondrianem – skomentuje później Seward Johnson, syn milionera, który jako pierwszy zauważył przemianę ojca. Na tym samym wyjeździe Seward senior oświadcza się Barbarze. Winnicka: – Przez całe życie zasadą Barbary było powiedzenie: „Kuj żelazo, póki gorące”. Zawsze łapała okazję, więc bez wahania odpowiedziała pracodawcy „tak”. Czasem na spotkaniach autorskich z czytelnikami pytam publiczność, kto odpowiedziałby w tej sytuacji „nie”. Nigdy nie zauważyłam, żeby ktoś podniósł rękę. Raczej zmieszane uśmiechy i spojrzenia po sobie. Kilka miesięcy później na przyjęciu weselnym Barbara z szampanem w ręku wzniesie toast: „Za mężczyznę, który dał mi wszystko i da mi wszystko, jeśli będzie trzeba”. Ma wtedy 34 lata, pan młody – 76. Winnicka: – Tak powstaje wielka trójka jej życia. Do ojca i Jezusa Chrystusa dołącza John Seward Johnson.
Mały wojtuś w spódnicy
Zbudowana jest ze sprzeczności, ma trudny charakter, więc im więcej osiąga, tym więcej wokół niej kontrowersji. Wybuchowa i delikatna, kokieteryjna i milcząca, współczująca i bezwzględna, sprytna i naiwna, samolubna i hojna. Bywa pogodną dziewczyną z prowincji, ale też bezwzględną szefową, której zachowanie dziś otarłoby się o mobbing.
Najwięcej emocji towarzyszy Jasnej Polanie. To posiadłość Johnsonów w Princeton, której budowę Barbara i Seward zaczynają zaraz po ślubie. Prasa pisze, że to najdroższa prywatna rezydencja w USA. Niektórzy nawet twierdzą, że na świecie. Najważniejsze miejsca w Jasnej Polanie są wzorowane na klasycznej polskiej architekturze. W samym domu można podziwiać kolekcję dzieł Matejki, Gierymskiego czy Boznańskiej. To coś więcej niż zachcianka kogoś, kto nie miał, a nagle ma, więc wydaje, ile może. Barbara postanawia walczyć z amerykańskim stereotypem Polaka, wierzy, że dzięki niej popularne Polish jokes ukazujące rodaków jako ograniczonych pijaków będą opowiadane przez Amerykanów rzadziej i może odrobinę ciszej, z mniejszą śmiałością. Nie do końca się jej to udaje. Dziennikarz „New York Timesa” porównuje budowę jej rezydencji do wieży Babel. – Angielski i metryczny system miar, różne doświadczenia zawodowe, mieszanka polskiego i angielskiego wydają się nie do pogodzenia – opisuje Margolick. Jest w tym ironia, złośliwość, której amerykańska prasa nie będzie jej szczędzić do końca życia. Trzeba przyznać, że bohaterka też nie jest bez winy. Lubi prowokować. Gdy po ślubie odwiedza Warszawę, pierwsze kroki kieruje w stronę pałacu w Wilanowie. Ogląda rezydencję, na koniec wręcza przewodnikowi wizytówkę. – To nic w porównaniu z tym, co właśnie buduję. Zapraszam, jeśli będzie pan kiedyś w Ameryce i zechce zobaczyć prawdziwy pałac – rzuca z wyższością. Wkrótce znajdzie się w posiadaniu ponad 2 tys. dzieł sztuki, które złożą się na jedną z najcenniejszych kolekcji świata. Na ścianach Jasnej Polany można podziwiać dzieła największych mistrzów, w tym słynną „Świętą Praksedę” Jana Vermeera. Ale Piasecka-Johnson nie tylko otacza się sztuką – szybko się okazuje, że potrafi liczyć pieniądze i wykorzystać potencjał finansowy kolekcji. Obrazy, które kupowała za miliony, sprzedaje później za dziesiątki milionów. Wypożycza dzieła muzeom, gości na największych aukcjach, a Jasną Polanę przemienia w ekskluzywny klub golfowy, z którego – za olbrzymie pieniądze – mogą korzystać najzamożniejsi tego świata. Mówi się, że obiekt jest chroniony nie gorzej niż Biały Dom. Buduje dom dla psów (dziennikarze mówią, że większy niż niejedno mieszkanie), dla zwierząt przygotowuje szyte na miarę materace, podgrzewaną podłogę, klimatyzację na ciepłe dni. „Przerost formy nad treścią mówiący wiele o właścicielce. Marzenia małego Wojtusia, który nagle chce być królem, bo go na to stać” – ocenia Jasną Polanę w książce Winnickiej historyk sztuki Józef Grabski, który zresztą doradzał polskiej milionerce.
Spadkobierczyni
W 1983 r. umiera sędziwy Seward Johnson. Przed śmiercią zmieniał swój testament 22 razy. W pierwotnej wersji Piasecka miała otrzymać 10 mln dolarów, w ostatniej wersji – całość majątku męża szacowanego na pół miliarda. Gra toczy się też o akcje Johnson & Johnson, firmy założonej niemal 100 lat wcześniej przez Roberta W. Johnsona. Założyciel jako pierwszy w historii docenił biznesowy potencjał produktów higienicznych i medycznych. Do dziś to największy producent tego typu artykułów na świecie. Po otwarciu testamentu dzieci milionera są w szoku. Czują się oszukane, choć ojciec założył im konta powiernicze, które w chwili jego śmierci warte są więcej niż majątek przepisany Barbarze. Zaczyna się jedna z największych bitew prawniczych w historii Ameryki. Winnicka: – Na światło dzienne wyszły brudy, jakich media amerykańskie jeszcze nie prały. Kiedy w czytelni nowojorskiego sądu spadkowego poprosiłam o akta tej sprawy, pani spojrzała na mnie jak na wariatkę. To było 40 pudeł dokumentów! W trakcie procesu obie strony nie szczędzą sobie złośliwości. Syn milionera mówi, że Barbara miała posprzątać dom jego ojca, a nie konta jego dzieci. Jednak po dwuletnim procesie niespodziewanie dochodzi do ugody. Barbara zatrzymuje 350 mln dolarów, dzieci po 6 mln. Prawnicy inkasują 24 mln i też wydają się szczęśliwi. Ale rodzina już nigdy się nie poskłada. – Te przeklęte pieniądze są przyczyną wszelkiego zła. Gdyby nie one, może bylibyśmy lepszą rodziną – powie po latach wnuk Sewarda.
Filantropka
Ewa Winnicka tłumaczy, że kiedy w Ameryce majątek człowieka przekracza 100 mln dolarów, właściciel zakłada fundację. Dla niektórych to imperatyw moralny związany z popularną za oceanem zasadą „oddaj, co dostałeś”. Dla innych – forma ucieczki przed fiskusem. The Barbara Piasecka Johnson Foundation powstaje w 1974 r. Cel – kształcenie polskich specjalistów, wspieranie inicjatyw artystycznych, medycznych i przedsięwzięć humanitarnych. Piasecka-Johnson pomaga studentom, udzielając tysięcy stypendiów. Otwiera młodym ludziom drogi, które bez jej zaangażowania pozostałyby szczelnie zamknięte. Wspomaga polskie uczelnie, fundując nieosiągalny wówczas sprzęt. Wspiera m.in. Zbigniewa Religę. Na rzecz jego kliniki organizuje koncert swojego przyjaciela – Plácido Domingo. Gdy jej bratankowi rodzi się syn z poważną postacią autyzmu, wspiera ośrodki leczące tę chorobę, najpierw w Ameryce, a później także w Polsce. Jej ostanie dzieło to stworzony z pomocą prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza Instytut Wspomagania Rozwoju Dziecka. W czasach PRL anonimowo wspomaga też KOR. Po obejrzeniu relacji z wydarzeń sierpniowych w 1980 r. sprzedaje część swojej biżuterii i wysyła pieniądze na rodzącą się Solidarność. Od tego momentu robi to regularnie. Nikt jednak nie mówi o tym głośno, a kiedy już można – nikt nie dziękuje. Barbara będzie miała o to żal, bo od zawsze drzemie w niej ogromna potrzeba akceptacji.
Oficjalnie w polskie życie publiczne angażuje się, gdy upada komunizm. W czerwcu 1989 r. podczas gdańskiej mszy poprzedzającej pierwsze częściowo wolne wybory prałat Henryk Jankowski apeluje, żeby zainwestowała w Polsce. Jak opisuje Winnicka, milionerka rzuca wtedy na tacę 100 tys. zł. Mniej więcej wtedy powstaje plan uratowania Stoczni Gdańskiej. Ostatni komunistyczny premier Mieczysław Rakowski postawił właśnie kolebkę Solidarności w stan likwidacji. Piasecka postanawia kupić stocznię. Szef Solidarności przyjmuje ją z otwartymi ramionami, ona zresztą nazywana jest aniołkiem Wałęsy. Magazyn „Parade” nazywa ją polską Joanną d’Arc, francuskie dzienniki – Notre Dame de Gdańsk. Winnicka: – Polacy widzieli ją wówczas jako dobrą ciocię z Ameryki i wróżkę, która dzięki nadprzyrodzonym mocom podniesie z upadku stocznię i cały kraj. Jednak ze wspólnego projektu Piaseckiej-Johnson i Wałęsy nic nie wychodzi. Prawnicy i ekonomiści przedstawiają biznesmence analizy, z których wynika, że inwestycja skończy się dla niej roztrwonieniem majątku. Negocjacje kończą się awanturą, Wałęsa straszy, że robotnicy „wywiozą ją na taczkach”. – Wizerunek Barbary jako królowej stoczni zmienia się w postać krwiożerczej kapitalistki – podsumowuje autorka „Milionerki”. Po tym wydarzeniu Piasecka-Johnson mocno rozluźnia związki z Polską. Do kraju przeprowadza się dopiero w 2013 r., zaledwie rok przed śmiercią. Ostatnie miesiące życia spędzi w Sobótce na Dolnym Śląsku, sąsiedzi zza ogrodzenia do dziś mówią o drobnej, zgarbionej, spacerującej w samotności i bez pośpiechu kobiecie. W ostatnim wywiadzie narzekała: „W życiu powinnam się była bardziej zastanawiać, komu daję pieniądze”. Nie do końca wiadomo, co się stało z jej majątkiem, rodzina i prawnicy nigdy się nie wypowiedzieli na temat treści pozostawionego przez nią testamentu.
3. Zygmunt Solorz
14,4 mld zł
NA LIŚCIE 100 NAJBOGATSZYCH POLAKÓW „WPROST” ZADEBIU- TOWAŁ W 1992 R., od razu na 30. miejscu. Rok później wskoczył już do pierwszej dwudziestki. Wychował się w Radomiu. Pochodzi z biednej rodziny. Żeby zarobić trochę grosza, sprzedawał pod cmentarzem znicze i darninę na ziemne mogiły. Na praktykach w radomskim technikum mechanizacji budownictwa zarabiał wtedy 350 zł miesięcznie. Zamiast pieniądze wydawać, zaoszczędził na wyjazd do NRD. W latach 70. sprowadzał stamtąd do Polski lizaki na handel. Do jednej torby potrafił upchnąć nawet tysiąc sztuk. W 1982 r. założył firmę przywożącą do kraju paczki z darami: ubraniami czy lekarstwami dla ubogich rodzin. Misja Katolicka w Monachium płaciła wtedy Solorzowi jedną markę za kilogram przewiezionego towaru. Interes był nieopłacalny, ale pozwolił przetrzeć pierwsze szlaki. Tak rozkręciła się założona później firma Solpol, która importowała z Zachodu maszyny do szycia, telewizory czy auta. Dochodziły kolejne spółki: Solorz szył konfekcję, budował domy towarowe i po raz pierwszy wszedł w media. Kupił 85 proc. akcji „Kuriera Polskiego” – ogólnopolskiego dziennika wydawanego w latach 1957-1999. Uruchomił też prywatną stację telewizyjną Polsat, która na początku działała bez koncesji, więc nadawała sygnał drogą satelitarną do Polski z Holandii. Dzisiaj Zygmunt Solorz jest najpotężniejszym człowiekiem polskich mediów. Jego Cyfrowy Polsat z 5,7 mln klientów to największy dostawca płatnej telewizji w Polsce. A telewizja Polsat jest liderem oglądalności na polskim rynku telewizyjnym. Do Solorza należy też telekom Plus, który obsługuje prawie 10 mln klientów. Do tego dochodzi Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, który rozsyła po kablach 7 proc. energii elektrycznej do polskiego systemu.
4. Michał Sołowow
12,1 mld zł
AKTUALNIE NAJBOGATSZY POLAK, który od dwóch lat nie schodzi z pierwszego miejsca listy 100 najbogatszych. Chciał studiować na krakowskiej AWF, ale z racji tego, że został laureatem ogólnopolskiej olimpiady fizycznej, dostał się bez egzaminu na Wydział Mecha-
niczny Politechniki Świętokrzyskiej. Życie potoczyło mu się zgodnie z jego pasją, którą od lat pozostaje motoryzacja. Sołowow jest trzykrotnym wicemistrzem Europy w rajdach samochodowych. Napraw aut uczył się najpierw w Polsce, potem w Niemczech, gdzie zarabiał 12 marek na godzinę. Jego matka – nauczycielka fizyki – musiała w PRL na takie pieniądze pracować cały tydzień. Z napraw poszedł w handel. Sprowadzał do Polski lekko uszkodzone wozy, które sam reperował, lakierował i sprzedawał z większym zyskiem. Zaoszczędził 10 tys. dolarów, które zainwestował w swoją pierwszą firmę – dewelopera Mitex. Zaczynał od brukowania placów, malowania suwnic i remontów podupadłych pałacyków. Brakowało mu cementu, ale dyrektor lokalnej cementowni obiecał mu go dostarczyć w zamian za obietnicę postawienia osiedla mieszkaniowego niedaleko Kielc, skąd zresztą Sołowow pochodzi. I tak poszło. Kilka lat później Mitex wszedł na warszawską giełdę, a Sołowow odsprzedał go za kilkadziesiąt milionów złotych francuskiemu koncernowi Eiffage. Nie wie, kiedy zarobił pierwszy milion, bo ciągle był zadłużony, a wszystkie zyski inwestował w biznes. Dzisiaj kontroluje koncern chemiczny Synthos i producenta podłóg Barlinek. Należą do niego też sklepy z wykładzinami Komfort czy sieć restauracji North Fish. Sprzedał natomiast swoje udziały w gigantycznym deweloperze Echo Investment, który przez lata był najcenniejszym składnikiem jego fortuny.
5. Dominika Kulczyk
9 mld zł
5. Sebastian Kulczyk
9 mld zł
NAJBOGATSZE RODZEŃSTWO W POLSCE. Dzieci i spadkobiercy zmarłego w 2015 r. Jana Kulczyka. Na liście 100 zadebiutowali wspólnie zaraz po jego śmierci. Jeszcze toczył się wtedy proces spadkowy, podczas którego każda nieruchomość, akcja czy złotówka na koncie były niepodzielne. Brat nie mógł niczego sprzedać bez wiedzy siostry i na odwrót. Ale rok temu Sebastian i Dominika poszli własnymi drogami. Syn przejął stery w biznesach ojca, dziedzicząc udziały w koncernie chemicznym Ciech, Autostradzie Wielkopolskiej i międzynarodowych spółkach poszukujących i wydobywających ropę, gaz i metale szlachetne. Córka wzięła większą część gotówki, jaka przypadła rodzeństwu po sprzedaży w 2016 r. kilku procent akcji w gigantycznej spółce piwowarskiej SABMiller. Zarobili na tej transakcji ponad 11 mld zł. Dominika objęła również udziały w budującej farmy wiatrowe Polenergii, poszła w działalność charytatywną, rozwijając rodzinną fundację, oraz w media, prowadząc w TVN kolejną edycję programu „Efekt Domina”. Od tamtej pory rodzeństwo występuje już na naszej liście oddzielnie.
7. Leszek Czarnecki
8,9 mld zł
KIEDYŚ TRZECI NAJBOGATSZY CZŁOWIEK W POLSCE, dzisiaj zajmuje przedostatnie miejsce na liście najbogatszych. Leszek Czarnecki pierwszy milion zarobił na nurkowaniu, otwierając pod koniec lat 80. firmę zajmującą się robotami podwodnymi. Jedno z pierwszych zleceń: przegląd instalacji elektrowni wodnej w Otmuchowie na Nysie Łużyckiej. Udziały w przedsiębiorstwie sprzedał, a kapitał zainwestował w jedną z pierwszych w Polsce firm leasingowych. W 2000 r. wprowadził ją na giełdę, a rok później zbył swoje akcje. To ona była zaczątkiem do budowy jego finansowego imperium. Ostatnie dwa lata to dla Leszka Czarneckiego bardzo trudny okres. Dramatycznie topnieje kurs akcji Getin Holdingu, jego najważniejszej spółki. Tracą też akcje banków: Getin Noble Banku i Idea Banku oraz firmy doradztwa finansowego Open Finance. Biznesmen szuka inwestorów, którzy mogliby dokapitalizować pikujące banki, ale po miesiącach starań jak na razie przełomu nie ma.
8. Aleksander Gudzowaty
6,9 mld zł
LEGENDA POCZĄTKÓW POLSKIEGO KAPITALIZMU. Uznawany za jednego z najbogatszych ludzi na świecie. Majątek zbił na handlu z Rosjanami. Należało do niego 4 proc. udziałów w rurociągu jamalskim. Po śmierci w 2013 r. oprócz nieruchomości, dzieł sztuki czy pieniędzy na kontach Aleksander Gudzowaty zostawił w spadku swoje najcenniejsze biznesy. Perłą w koronie był Bartimpex, który kupował gaz na zlecenie PGNiG od rosyjskiego Gazpromu, płacąc w zamian Rosjanom żywnością i towarami przemysłowymi. Do tego dochodziła wytwórnia wódek Akwawit Polmos oraz Wratislavia-Bio, produkująca biododatki do paliw Orlenu i Lotosu. Gudzowaty był wielkim miłośnikiem zwierząt. W swojej ogromnej posiadłości w Mariewie pod Warszawą hodował psy, konie arabskie i egzotyczne ptaki. Przed willą stoi pomnik Garo – ukochanego sznaucera Gudzowatego. Miliarder wybudował też na terenie posiadłości świątynię wielu religii i miniaturkę piramidy Cheopsa.
9. Roman i Grażyna Karkosikowie
6,5 mld zł
POZNALI SIĘ W CZERNIKOWIE, MAŁEJ WIOSCE NIEDALEKO TORUNIA. Ona była barmanką w barze prowadzonym przez jej matkę, a Karkosik rozkręcał wtedy własny gastronomiczny interes. Sprzedawał trudno dostępne w PRL… piwo. Małżeństwo najlepszy biznes zrobiło w latach 90. na restrukturyzacji podupadających państwowych zakładów przemysłowych. Po modernizacji sprzedawali je z dużym zyskiem. Dzisiaj są pierwszą parą polskiego przemysłu. Należy do nich grupa Boryszew, która z małej spółki znanej z produkcji płynu do chłodnic Borygo wyrosła na międzynarodowy koncern produkujący części dla Volkswagena, Citroëna czy General Motors. W skład imperium Karkosików wchodzą także specjalizująca się w przeróbce metali nieżelaznych (aluminium, cynk, ołów) grupa Impexmetal oraz produkująca m.in. rury i pręty stalowe Alchemia.
10. Tomasz Biernacki
6,3 mld zł
POLAK, KTÓRY RZUCIŁ WYZWANIE PORTUGALCZYKOM Z BIEDRONKI. Tomasz Biernacki to właściciel sieci marketów Dino. Na koniec czerwca miał ponad tysiąc sklepów. Wprawdzie Biedronek w kraju jest trzy razy tyle, ale to polska sieć rośnie pięć razy szybciej niż ta portugalska. W pierwszym półroczu tego roku w kraju przybyło 81 nowych marketów Dino. Nowych Biedronek zaledwie 16. Tomasz Biernacki jest jednym z najbardziej tajemniczych bohaterów na naszej liście. Nie pokazuje się publicznie, nie udziela wywiadów, w sieci nie ma ani jednego zdjęcia.
11. Jerzy Starak
5,9 mld zł
WŁAŚCICIEL POLPHARMY, NAJWIĘKSZEJ POLSKIEJ FIRMY FARMA- CEUTYCZNEJ. Nieprzerwanie od 1990 r. utrzymuje się w czołówce listy 100 najbogatszych. Jeszcze w PRL założył Comindex, jedną z największych firm polonijnych oferującą maszyny do opakowań. Jako jeden z pierwszych polskich przedsiębiorców współpracował z siecią McDonald’s. Był też jedynym polskim przedstawicielem Alfa Romeo. W latach 90. wprowadzał na polski rynek takie marki jak Nutricia, Colgate-Palmolive i Bols. Dzisiaj najważniejszym składnikiem jego majątku pozostaje Polpharma, która w zeszłym roku sprzedała farmaceutyki za prawie 2,8 mld zł. Jerzy Starak kontroluje też Herbapol Lublin – znanego producenta herbat i syropów owocowych. Należy do niego też jedna czwarta udziałów w Zakładach Tłuszczowych Kruszwica. Wspólnie z żoną Anną Woźniak-Starak od lat wspierają polską kulturę, m.in. renowację Łazienek Królewskich w Warszawie, gdzie w oranżerii znajduje się należąca do nich znana restauracja Belvédère. Dwa tygodnie temu w tragicznym wypadku nad jeziorem Kisajno zginął ich syn Piotr Woźniak-Starak.
12. Dariusz Miłek
5,8 mld zł
BIZNES JEST DLA NIEGO JAK ROWER: NIE JEST PO TO, ŻEBY STAŁ OPARTY O ŚCIANĘ. Miłek wie, co mówi, bo pierwsze pieniądze zarobił w latach 80. jako kolarz. Brał udział w wielu wyścigach, z których zgarniał dobrze płatne premie. To one dały kapitał początkowy na rozruch biznesu. Zaczynał od handlowania elektroniką, ubraniami i bibelotami na bazarze w Lubinie. Później postawił metalowy kiosk z butami, następnie rozwinął sieć sklepów franczyzowych, które przerodziły się we własną sieć sprzedaży. Dzisiaj kontroluje gigantyczny koncern obuwniczy CCC z siedzibą w Polkowicach. Zatrudnia ponad 16 tys. ludzi. Buty sprzedaje w 25 krajach. Zainwestował też w galerie handlowe w Lubinie, Kielcach i Polkowicach.
13. Piotr Szulczewski
5,35 mld zł
GENIUSZ NOWYCH TECHNOLOGII, KTÓRY W KILKA LAT STWORZYŁ APLIKACJĘ NA SMARTFONY, z której codziennie korzysta kilka milionów ludzi na całym świecie. Jego Wish daje użytkownikom dostęp do 300 mln produktów, które mogą kupować z gigantycznymi zniżkami. Jego przepis na sukces: dać ludziom markowe produkty w najniższych możliwych cenach. Chociaż Szulczewski biznes prowadzi w Stanach, to urodził się w Polsce. Mieszkał w Warszawie przez 11 lat. Po polsku rozmawia już tylko z rodzicami, którzy ćwierć wieku temu wyemigrowali z Polski do Stanów. Ciągle ma sentyment do ojczyzny. W wywiadzie dla „Wprost” przyznał, że chciałby kiedyś przenieść część swojego biznesu z Kalifornii do Polski.
14. Ryszard Krauze
5,3 mld zł
W 2004 R. BYŁ DRUGIM NAJBOGATSZYM POLAKIEM, ZARAZ PO JANIE KULCZYKU. Krauze to twórca gigantycznej spółki informatycznej Prokom, która zarabiała głównie dzięki intratnym rządowym kontraktom na informatyzację publicznej administracji. Na początku tego wieku przychody Prokomu przekraczały rocznie miliard złotych. Krauze informatyzował m.in. Najwyższą Izbę Kontroli, Główny Urząd Ceł, ZUS, PZU czy Wartę. Przez kilkanaście lat utrzymywał się w gronie najbogatszych ludzi w kraju. Jego imperium zaczęło się sypać po tym, jak odcięto go od rządowych kontraktów, a ostateczny upadek nastąpił przez niespełnione marzenia Krauzego o byciu pierwszym polskim szejkiem. Zajął się poszukiwaniem ropy w Kazachstanie. Przepalał kolejne miliony prywatnego majątku i zaciągał gigantyczne pożyczki, a pieniędzy na to, żeby ropa wreszcie wytrysnęła, wciąż było za mało. Na światowych rynkach nadszedł krach, inwestorzy przestali wierzyć, że projekt Krauzego da zarobić, a komornicy zaczęli upłynniać majątek biznesmena, który nie nadążał ze spłatą zobowiązań. W 2013 r. po raz ostatni pojawił się na Liście 100 najbogatszych „Wprost”. Na początku tego roku ruszyła strona internetowa, gdzie można kupić długi Krauzego oraz podać informacje o transakcjach biznesmena z ostatnich pięciu lat.
14. Grzegorz Jankilewicz
5,3 mld zł
14. Sławomir Smołokowski
5,3 mld zł
URODZILI SIĘ NA UKRAINIE. Z WYKSZTAŁCENIA SĄ MUZYKAMI. Mieszkając w Moskwie, poznali swoje przyszłe żony, dzięki którym zyskali polskie obywatelstwo. W latach 90. zaczynali z 5 tys. dolarów w kieszeni. Handlowali dżinsami i elektroniką sprowadzaną z Niemiec. Potem poszli w handel ropą. Jakim cudem? Jankilewicz twierdził, że to wcale nie takie trudne. Jeden z jego klientów, z którym handlował lodówkami, przedstawił mu swojego znajomego, który z kolei handlował ropą. I tak od słowa do słowa zaproponował, czy by razem ze Smołokowskim nie chcieli jej sprzedawać polskim rafineriom. W szczycie działalności założona przez nich spółka J&S dostarczała Orlenowi 70 proc. ropy od Rosjan. Obroty ich firmy liczyło się w miliardach dolarów. Problem w tym, że nikt za bardzo nie wiedział, po co polskim rafineriom usługi J&S.Po wybuchu afery Orlenu w 2004 r., gdy posłowie próbowali dociec, jak to możliwe, że dwóch ukraińskich muzyków założyło sobie firmę, która zgarniała miliardy dolarów od największych polskich spółek, Smołokowski z Jankilewiczem usunęli się w cień. J&S zmienił nazwę na Mercuria Group, a do firmy dołączyli nowi wspólnicy: Marco Dunand i Daniel Jaeggi związani wcześniej z Goldman Sachs. W Mercurii Jankilewicz i Smołokowski mają po kilka procent udziałów. To gigant działający w 50 krajach, który co roku przynosi ponad 100 mld dolarów przychodów. Ponad cztery razy więcej niż największa polska spółka PKN Orlen. Poza handlem ropą Smołokowski inwestuje w nieruchomości, firmy biotechnologiczne, rozrywkowe i media. W centrum Warszawy razem z Jankilewiczem (bez złotówki kredytu!) postawili za 100 mln euro luksusowy 160-metrowy apartamentowiec Cosmopolitan. Córka Smołokowskiego to piosenkarka z gatunku alternatywnego popu, która występuje pod pseudonimem Sonia Stein. Syn Smołokowskiego, Oscar, kilka lat temu zabrał się za reaktywację znanej marki fotograficznej Polaroid.
17. Marek Profus
4,9 mld zł
NIEWIELE OSÓB JUŻ GO PAMIĘTA, ALE TO ON W LATACH 90. TRZĄSŁ LISTĄ 100 NAJBOGATSZYCH „WPROST”. Trzykrotnie stawał na jej szczycie. Był najzamożniejszym Polakiem w 1994, 1995 i 1996 r. Pierwsze pieniądze miał zarobić na sprzedaży swojej Pobiedy z 1952 r. W NRD za auto zapłacono czterokrotnie więcej, niż dał za nie Profus. Zaczynał od importu elektroniki marki Sony i Panasonic. Przez kilka lat był autoryzowanym przedstawicielem niemieckiego Blaupunkta od sprzętu audio czy Hirschmanna od anten. Majątek zbił na Międzynarodowej Giełdzie Towarowej, której był właścicielem. Wartość towarów, którymi tam obracano, przekraczała miliard dolarów. Ówczesna żona Profusa, Gabriela, prowadziła na terenie byłego ZSRR liczne przedsiębiorstwa handlujące ropą, stalą, cementem, a nawet bronią. Wokół biznesów Marka Profusa narosło wiele kontrowersji. Jedni zarzucali, że nie da mu się udowodnić wartości majątku ani zweryfikować prowadzonej przez niego działalności. Inni przypominali, że według komisji weryfikacyjnej Profus był zarejestrowany przez WSI jako osobowe źródło informacji i stąd mógł się też brać przepis na jego sukces w biznesie.
18. Marek Mikuśkiewicz
4,6 mld zł
CHCIAŁ BYĆ POLSKIM SAMEM WALTONEM – SŁYNNYM MULTIMILIO- NEREM OD AMERYKAŃSKIEJ SIECI SKLEPÓW WALMART – a skończył jak nieistniejące już sieci sklepów Géant, Bomi czy Hit. Zaczynał od straganu na warszawskim Bazarze Różyckiego. W wieku 25 lat dorobił się własnej restauracji. Później dał Polakom pierwszy supermarket, który od razu rozwinął w całą sieć. Wizytówką jego interesów była przez lata hala targowa na pl. Defilad – symbol potęgi i upadku Mikuśkiewicza. Kiedy postawił ją w 1991 r., była jednym z największych centrów handlowych w stolicy. 18 lat później, kiedy biznesmenowi wygasł tytuł do użytkowania gruntu od miasta, halę rozebrano i przerobiono na żyletki. Jeszcze w 2004 r. twórca MarcPolu z majątkiem wycenianym na 1,6 mld zł zajmował czwarte miejsce na Liście 100 najbogatszych Polaków „Wprost”. Prowadził sieć 150 supermarketów, która przynosiła rocznie 2,3 mld zł przychodów. Wynajmował 300 punktów handlowych, głównie na Dworcu Centralnym w Warszawie. Prowadził garaże podziemne pod warszawskim pl. Defilad. Należało do niego sześć innych firm handlowych i deweloperskich. Same jego nieruchomości były wyceniane na 800 mln zł. Dzisiaj, przynajmniej oficjalnie, Mikuśkiewicz nie ma prawie nic.
19. Rodzina Wejchertów
4,5 mld zł
ZACZYNAŁ OD SPRZEDAŻY FILMÓW NA KA- SETACH VHS, a zostawił po sobie największy koncern multimedialny w Polsce. Jan Wejchert był twórcą i głównym udziałowcem grupy ITI. Jeszcze na początku tego wieku kontrolował telewizję TVN, sieć kin Multikino, portal Onet.pl czy firmę producencką Endemol-Neovision od takich telewizyjnych hitów jak „Big Brother” albo „Milionerzy”. Wiele lat chorował na białaczkę. I kiedy wydawało się już, że pokonał chorobę, zmarł niespodziewanie w wyniku infekcji bakteryjnej w 2009 r. Zostawił po sobie gigantyczne imperium medialne, które podzielono między jego byłą żonę i dzieci. Dzisiaj telewizja TVN należy do Amerykanów, Multikinem zarządza brytyjsko-irlandzki fundusz, Onet trafił do niemieckiego koncernu Axel Springer, a polski oddział Endemola wrócił do Holendrów.
20. Paweł Marchewka
4,36 mld zł
JEŚLI KTOŚ MYŚLAŁ, ŻE FORTUNĘ MOŻNA BYŁO ZBIĆ TYLKO W SZA- LONYCH LATACH 90., to musi poznać historię Pawła Marchewki – właściciela Techlandu, drugiego największego producenta gier w Polsce. Zaczynał jak niemal każdy w tej branży: najpierw od handlowania kopiami gier na dyskietkach, potem na sprowadzaniu do kraju tych lepszych tytułów z Zachodu. Pierwsze własne produkcje to programy do nauki matematyki, geografii czy języka polskiego. Potem były gry z jego prywatnej stajni. Pierwszym dużym sukcesem było wydanie w 2006 r. strzelanki „Call of Juarez”, która całkiem nieźle sprzedawała się w Europie. Ale prawdziwym hitem okazała się gra „Dying Light” z gatunku survival horror. Zagrało w nią już ponad 16 mln ludzi na całym świecie.
21. Grażyna Kulczyk
4 mld zł
NAJWIĘKSZA PRYWATNA INSTYTUCJA KULTURY W POLSCE. Właścicielka wycenianej na co najmniej 100 mln euro kolekcji sztuki współczesnej. Wspiera modę, taniec współczesny, film, literaturę czy teatr. Aktywnie promuje sztukę Polski i regionu, działając w komitetach programowych największych światowych muzeów, m.in. Tate Modern i nowojorskiej MoMA. W latach 80. pojechała do Tajwanu szukać dostawców rowerów, które świetnie sprzedawały się w Poznaniu. Wkrótce jej firma stała się jednym z krajowych liderów w branży. Potem prowadziła jeden z pierwszych w Polsce salonów Volkswagena. Inwestowała w dzieła sztuki. Pod koniec lat 90. zajęła się rewitalizacją Starego Browaru w Poznaniu, który ostatecznie sprzedała Niemcom za 290 mln euro. Pieniądze zainwestowała m.in. w otwarte na początku tego roku muzeum sztuki nowoczesnej w szwajcarskim Susch, położonym pomiędzy St. Moritz a Davos.
22. Aleksander Gawronik
3,9 mld zł
W CZASACH PRL ETATOWY PRACOWNIK SB I TAJNY WSPÓŁPRACOWNIK WYWIADU. Po 1989 r. pierwszy w kraju otworzył sieć kantorów wymiany walut. Był jedynym prywatnym importerem surowej ropy w Europie Wschodniej. Prowadził własny bank, firmę spedycyjną i ochroniarską oraz sieć stacji benzynowych. Nie unikał opowieści o swoim majątku: „Mam konie. W garażu limuzynę z kierowcą, mercedesa 500 dla żony, terenowego wranglera do jazdy po wiejskich drogach, range rovera do jazdy po lesie, małą wojskową amfibię do przejażdżek po jeziorze, golfa cabrio dla syna drugiej żony. Są dwie gosposie, koniuszy, ogrodnicy”. Apetyt rósł w miarę jedzenia i zaczęły się kłopoty. W 2004 r. sąd skazał Gawronika na osiem lat więzienia za wyłudzenie ponad 9 mln zł VAT. Dołożył się świadek koronny „Masa”, który zeznał, że poznański biznesmen prowadził interesy z „Pershingiem”, przywódcą mafii pruszkowskiej. Gawronik mówił, że padł ofiarą nagonki. Że nie ma nic wspólnego z mafią ani wyłudzeniami podatków. W więzieniu za kilka dodatkowych kąpieli oddał strażnikowi zegarek wart kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Po wyjściu na wolność zapowiadał, że znowu będzie o nim głośno. Że rusza z biznesowym projektem idącym w miliardy euro. O Gawroniku rzeczywiście znów zrobiło się głośno, ale z innego powodu. Na początku 2016 r. ruszył proces w sprawie zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary. Gawronik jest w nim oskarżany o podżeganie do zabójstwa. Obciążają go kolejni świadkowie. On nie przyznaje się do winy.
23. Bogdan i Elżbieta Kaczmarkowie
3,8 mld zł
NAJWIĘKSI PRODUCENCI MEBLI W POLSCE. Udziałowcy dwóch meblarskich gigantów: spółki Correct z Ociąża i Com.40 ze Skalmierzyc w Wielkopolsce. Rocznie te dwie firmy produkują meble warte ponad 2 mld zł. Ich najważniejszym odbiorcą jest szwedzka Ikea, chociaż Kaczmarkowie wypuścili też własną markę mebli tapicerowanych Comforty. Poza tym Bogdan Kaczmarek ma również udziały w znanym producencie odzieży Big Star z Kalisza, producencie krzeseł i foteli Profim czy firmie deweloperskiej Green Property Group. Biznesmen jest także jednym z fundatorów gigantycznego 60-metrowego masztu z flagą Polski stojącego na rondzie Zgrupowania AK „Radosław” w Warszawie. O samym małżeństwie Kaczmarków wiadomo niewiele. Nie udzielają wywiadów i nie występują publicznie.
24. Zbigniew i Mateusz Juroszkowie
3,5 mld zł
OJCIEC JEST JEDNYM Z NAJWIĘKSZYCH DEWELOPERÓW W POLSCE. Syn największym prywatnym bukmacherem. Zbigniew Juroszek prowadzi giełdową spółkę Atal, która w zeszłym roku sprzedała mieszkań za ponad miliard złotych! Mateusz prowadzi sieć 440 punktów bukmacherskich pod marką STS. W zeszłym roku przyjął zakłady za ok. 2,4 mld zł. W STS mecze można obstawiać stacjonarnie, ale też przez stronę internetową czy aplikację na smartfony. Kanały online odpowiadają już za 80 proc. przychodów firmy. W lutym STS zaczął działalność zagraniczną na kilkunastu europejskich rynkach, w tym w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Islandii. Spółka prowadzi też streaming wydarzeń sportowych w STS TV, dzięki której każdego miesiąca można oglądać na żywo transmisje z nawet 5 tys. imprez. Rodzina Juroszków pozostaje też jednym z największych prywatnych sponsorów sportu w Polsce. STS wspiera reprezentację Polski w piłce nożnej i klub Jagiellonia Białystok. Jest oficjalnym bukmacherem Lecha Poznań, Pogoni Szczecin, Korony Kielce, Górnika Zabrze, Zagłębia Lubin, Asseco Resovii, Vive Kielce oraz x-kom AGO.
25. Tadeusz Chmiel
3,3 mld zł
JEDEN Z NAJBARDZIEJ TAJEMNICZYCH BOHATERÓW LISTY 100. Nie udziela się publicznie, nie daje wywiadów, mało kto wie, jak wygląda. W latach 80. sprzedawał pierwsze meble w geesach i na okolicznych jarmarkach. Jego założenie było proste: dać Polakom tanie meble. Tańsze niż jakakolwiek konkurencja. Kiedy jego największy rywal, czyli szwedzka Ikea, otwierał w 1992 r. swój pierwszy polski salon, Chmiel ruszał z własną meblarską firmą. Prosta nazwa: Black Red White miała uwieść rodaków swoim zagranicznym brzmieniem. Dzisiaj Chmiel sprzedaje co roku meble warte grubo ponad półtora miliarda złotych.
26. Antoni Ptak
3,1 mld zł
NAJWIĘKSZY POLSKI HANDLOWIEC. WŁA- ŚCICIEL GIGANTYCZNEGO MIASTA MODY zlokalizowanego na skrzyżowaniu autostrad A1 i A2 w Rzgowie pod Łodzią oraz największego ośrodka targowo-wystawienniczego w naszej części Europy, czyli Warsaw Expo w Nadarzynie pod Warszawą. Antoni Ptak inwestuje też za granicą. Na Florydzie prowadzi własną sieć hoteli. We francuskiej Turenii kupił zamek, w dżungli między São Paulo a Rio de Janeiro postawił polski dworek. Jest właścicielem licznych nieruchomości i terenów inwestycyjnych w kraju i za granicą.
27. Tomasz Gudzowaty
2,9 mld zł
PRAWDZIWY SPADKOBIERCA FORTUNY PO ZMARŁYM W LUTYM 2013 R. ALEKSANDRZE GUDZOWATYM. Jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych fotografów na świecie. Wielokrotnie zdobywał nagrody World Press Photo, fotografował gwiazdy Hollywood, światowych przywódców oraz najodleglejsze zakątki Ziemi. Tomasz Gudzowaty swoje aktywa ulokował w większości poza Polską, w zagranicznych funduszach inwestycyjnych i nieruchomościach. Robi również gruntowne porządki w odziedziczonych po ojcu spółkach: zajmującej się wytwarzaniem biokomponentów do paliw Wratislavii czy w produkującym alkohole Akwawicie.
28. Bogusław Bagsik
2,8 mld zł
NA LIŚCIE 100 NAJBOGATSZYCH „WPROST” POJAWIŁ SIĘ TYLKO RAZ. W 1991 r. zajął na niej od razu ósme miejsce. Parę miesięcy potem Interpol wydał za Bagsikiem międzynarodowy list gończy. Razem ze wspólnikiem, Andrzejem Gąsiorowskim, na zawsze zapisali się na kartach rodzącego się polskiego kapitalizmu. Głównie za sprawą afery Art-B, czyli stworzonego przez nich oscylatora do wielokrotnego pomnażania tych samych pieniędzy. Działali z rozmachem. Montowali koreańskie telewizory, sprowadzali banany z Niemiec, ogłaszali, że kupią całą roczną produkcję traktorów Ursusa, żeby firmę uratować przed bankructwem. Obracali bilionami starych złotych, które wymieniali na dolary i wywozili z kraju w workach. Bagsik przed prawem uciekł w 1991 r. do Izraela. Trzy lata później wpadł na lotnisku w Zurychu, skąd przetransportowano go do Polski. W kraju usłyszał w 2000 r. wyrok dziewięciu lat więzienia.
29. Sobiesław Zasada
2,7 mld zł
LEGENDA POLSKIEGO BIZNESU I MISTRZ KIEROWNICY. Rajdowiec z tytułem trzykrotnego mistrza Europy. Sukcesy w sportach motorowych otworzyły mu drzwi do Mercedesa. Najpierw został kierowcą technicznym znanej niemieckiej marki, a na początku lat 90. pierwszym generalnym dystrybutorem Mercedes-Benz w Polsce. Kontrolował też spółki Autosan i Jelcz, kiedyś największych polskich producentów autobusów i ciężarówek. 89-letni Zasada w biznesie pozostaje aktywny do dziś. Ma udziały w znanej polskiej marce ubrań 4F, importuje wina, a nawet prowadzi własny ośrodek narciarski w Świeradowie Zdr oju.
30. Marcin Iwiński
2,5 mld zł
JEDEN Z NIELICZNYCH PRZEDSTAWICIELI MŁODEGO POKOLENIA POLSKIEGO BIZNESU, który znalazł się w naszym zestawieniu. Główny akcjonariusz CD Projektu, największego polskiego producenta gier. To on stoi za sukcesami „Wiedźmina”. Może i nie wyprodukujemy telefonu na miarę iPhone’a, ale widać, że jesteśmy w stanie stworzyć grę komputerową, w którą gra cały świat. „Wiedźmina” kupiło do marca zeszłego roku już 33 mln ludzi. Akcje CD Projektu notują kolejne rekordy, a spółka jest dzisiaj warta prawie dwa razy tyle co energetyczny gigant PGE.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.