Platforma Obywatelska cały czas gra na wyjeździe
Donald Tusk zachłysnął się transferami. Jako znawca piłki nożnej powinien jednak wiedzieć, że politykę transferową trzeba prowadzić z głową.
Sukcesy w ostatnich latach odnosiły głównie te kluby piłkarskie, które budowały swoje drużyny, umiejętnie dobierając proporcje między wychowankami a podkupionymi od innych gwiazdorami, choćby takie jak Liverpool, Manchester United czy Real Madryt. Chelsea Londyn, do którego Roman Abramowicz kupował kogo chciał i za ile chciał, niczego specjalnego nie osiągnął i gra coraz gorzej. W Polsce mieliśmy zaś karykaturalny przypadek transferomanii w szczecińskiej Pogoni, do której biznesmen Antoni Ptak kupił trzydziestu "kulawych" Brazylijczyków. W efekcie Pogoń gra dziś w trzeciej lidze.
Donald Tusk odpowie zapewne, że PO też ma w składzie dobrych wychowanków. Tyle że trzyma wszystkich na ławce rezerwowych. Jakoś nie słychać, by twarzami platformy w kampanii mieli być Bogdan Zdrojewski, Grzegorz Schetyna czy Mirosław Drzewiecki. W piątek okazało się, że nawet platformerski wirtuoz Jan Rokita zasiądzie tylko na trybunach. Gwiazdami w składzie Tuska mają być za to kupieni z PiS Radek Sikorski, Bogdan Borusewicz (obaj zresztą do PiS nie należący), a być może także Kazimierz Marcinkiewicz.
Tuska można trochę zrozumieć. Schetyna, Zdrojewski i inni to co najwyżej rzemieślnicy, dobrzy tylko w przeszkadzaniu rywalom. Używając popularnego wśród kibiców porównania, prezentują tzw. enerdowski styl gry. Co innego trójka nowych graczy. Wszyscy znajdują się wśród najpopularniejszych polskich polityków. Tusk zapomniał jednak, że nawet największym gwiazdom warto zrobić przed transferem testy medyczne. Przez ukryte kontuzje mogą bowiem szybko wypaść ze składu. Tak może być choćby z Radosławem Sikorskim, który - jak ujawnia "Wprost" (vide: Skaner) - znalazł się w kręgu zainteresowania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Były minister obrony może więc się stać nie motorem napędowym kampanii PO, ale jej hamulcowym.
Obawiam się, że Tusk ma hamulcowych także wśród swoich wychowanków. Wśród nich są zapewne nieporadni spin doktorzy - twórcy kampanii PO, którzy robią wszystko, by platforma była zawsze krok z tyłu za pomysłami PiS. Rytm tej kampanii (nie po raz pierwszy w historii) wybijają fachowcy z partii Jarosława Kaczyńskiego. To sprawia, że - wracając do piłkarskiej nomenklatury - Donald Tusk cały czas gra na wyjeździe (vide: "Dilerzy polityków").
Głównym hamulcowym ekipy Tuska okazuje się jednak Bronisław Komorowski. Za wszelką cenę stara się doprowadzić do fuzji z drużyną Aleksandra Kwaśniewskiego. Pożytek z tego dla platformy będzie wątpliwy, bo Kwaśniewski ostatnio gra jak drwal i zbiera głównie czerwone kartki (vide: "Ambasadorowie bratniej pomocy"). A poza tym fuzja - jak wszyscy wiedzą - oznacza likwidację własnej drużyny.
Na razie Tusk rusza do gry z nowymi gwiazdorami. Patrząc na ich umiejętności i przygotowanie kondycyjne, można dojść do wniosku, że wystąpią raczej na pozycji defensywnych pomocników. Platforma, po marginalizowaniu Jana Rokity, zagra w tych wyborach jednym napastnikiem. Będzie nim sam Donald Tusk. Dotychczas w meczach o punkty (czyli w wyborczych kampaniach) był tak skuteczny jak Grzegorz Rasiak w reprezentacji Polski (nigdy nie strzelił bramki w meczu eliminacyjnym). Dodatkowo, grając cały czas na wyjeździe, PO potrzebuje szybkiego napastnika. W takich warunkach, co pokazał ostatni mecz z Finlandią, Rasiak (Tusk) kompletnie się nie sprawdza.
Sukcesy w ostatnich latach odnosiły głównie te kluby piłkarskie, które budowały swoje drużyny, umiejętnie dobierając proporcje między wychowankami a podkupionymi od innych gwiazdorami, choćby takie jak Liverpool, Manchester United czy Real Madryt. Chelsea Londyn, do którego Roman Abramowicz kupował kogo chciał i za ile chciał, niczego specjalnego nie osiągnął i gra coraz gorzej. W Polsce mieliśmy zaś karykaturalny przypadek transferomanii w szczecińskiej Pogoni, do której biznesmen Antoni Ptak kupił trzydziestu "kulawych" Brazylijczyków. W efekcie Pogoń gra dziś w trzeciej lidze.
Donald Tusk odpowie zapewne, że PO też ma w składzie dobrych wychowanków. Tyle że trzyma wszystkich na ławce rezerwowych. Jakoś nie słychać, by twarzami platformy w kampanii mieli być Bogdan Zdrojewski, Grzegorz Schetyna czy Mirosław Drzewiecki. W piątek okazało się, że nawet platformerski wirtuoz Jan Rokita zasiądzie tylko na trybunach. Gwiazdami w składzie Tuska mają być za to kupieni z PiS Radek Sikorski, Bogdan Borusewicz (obaj zresztą do PiS nie należący), a być może także Kazimierz Marcinkiewicz.
Tuska można trochę zrozumieć. Schetyna, Zdrojewski i inni to co najwyżej rzemieślnicy, dobrzy tylko w przeszkadzaniu rywalom. Używając popularnego wśród kibiców porównania, prezentują tzw. enerdowski styl gry. Co innego trójka nowych graczy. Wszyscy znajdują się wśród najpopularniejszych polskich polityków. Tusk zapomniał jednak, że nawet największym gwiazdom warto zrobić przed transferem testy medyczne. Przez ukryte kontuzje mogą bowiem szybko wypaść ze składu. Tak może być choćby z Radosławem Sikorskim, który - jak ujawnia "Wprost" (vide: Skaner) - znalazł się w kręgu zainteresowania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Były minister obrony może więc się stać nie motorem napędowym kampanii PO, ale jej hamulcowym.
Obawiam się, że Tusk ma hamulcowych także wśród swoich wychowanków. Wśród nich są zapewne nieporadni spin doktorzy - twórcy kampanii PO, którzy robią wszystko, by platforma była zawsze krok z tyłu za pomysłami PiS. Rytm tej kampanii (nie po raz pierwszy w historii) wybijają fachowcy z partii Jarosława Kaczyńskiego. To sprawia, że - wracając do piłkarskiej nomenklatury - Donald Tusk cały czas gra na wyjeździe (vide: "Dilerzy polityków").
Głównym hamulcowym ekipy Tuska okazuje się jednak Bronisław Komorowski. Za wszelką cenę stara się doprowadzić do fuzji z drużyną Aleksandra Kwaśniewskiego. Pożytek z tego dla platformy będzie wątpliwy, bo Kwaśniewski ostatnio gra jak drwal i zbiera głównie czerwone kartki (vide: "Ambasadorowie bratniej pomocy"). A poza tym fuzja - jak wszyscy wiedzą - oznacza likwidację własnej drużyny.
Na razie Tusk rusza do gry z nowymi gwiazdorami. Patrząc na ich umiejętności i przygotowanie kondycyjne, można dojść do wniosku, że wystąpią raczej na pozycji defensywnych pomocników. Platforma, po marginalizowaniu Jana Rokity, zagra w tych wyborach jednym napastnikiem. Będzie nim sam Donald Tusk. Dotychczas w meczach o punkty (czyli w wyborczych kampaniach) był tak skuteczny jak Grzegorz Rasiak w reprezentacji Polski (nigdy nie strzelił bramki w meczu eliminacyjnym). Dodatkowo, grając cały czas na wyjeździe, PO potrzebuje szybkiego napastnika. W takich warunkach, co pokazał ostatni mecz z Finlandią, Rasiak (Tusk) kompletnie się nie sprawdza.
Więcej możesz przeczytać w 38/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.