Rozmowa z Ryszardem Schnepfem, wiceministrem spraw zagranicznych
Ponoć nic nie wskazywało na to, że zostanie pan dyplomatą.
To fakt. W młodości zajmowałem się przede wszystkim bigbitem. Grałem na gitarze basowej w teatrze muzycznym w klubie Hybrydy i występowałem z kilkoma kapelami. Zdarzało mi się również grywać ze Zbyszkiem Hołdysem.
Tym legendarnym założycielem Perfectu?
Wtedy jeszcze nie był legendą. Mieszkał blisko mnie, więc często spotykaliśmy się w klubie na Elektoralnej, by pograć. Czasami skrzykiwaliśmy innych chłopaków i graliśmy chałturę w jakimś klubie albo szkole. To były zespoły tworzone ad hoc i często nie miały nawet nazwy.
Z innymi przyszłymi gwiazdami też pan grywał?
W klubie Medyk poznałem Darka Kozakiewicza, obecnie gitarzystę Perfectu. Ostatnio długo rozmawialiśmy, wspominając stare dobre lata.
W tamtych latach bigbit nie cieszył się sympatią władz. Grał pan na gitarze, bo czuł się buntownikiem?
Trochę tak. Nosiłem długie włosy i kolorowo się ubierałem. A samo granie łatwe nie było. Największy problem był z instrumentami. Pierwszą gitarę zrobiłem sobie sam.
Żałuje pan, że został dyplomatą, a nie muzykiem?
Łapię się czasem na myśli, że muzyka dałaby mi więcej wolności. Ale to chyba złudzenie, może tęsknota za młodością.
Gdyby miał pan możliwość podróży wehikułem czasu, takim jak z piosenki Dżemu, wsiadłby pan?
Natychmiast.
To fakt. W młodości zajmowałem się przede wszystkim bigbitem. Grałem na gitarze basowej w teatrze muzycznym w klubie Hybrydy i występowałem z kilkoma kapelami. Zdarzało mi się również grywać ze Zbyszkiem Hołdysem.
Tym legendarnym założycielem Perfectu?
Wtedy jeszcze nie był legendą. Mieszkał blisko mnie, więc często spotykaliśmy się w klubie na Elektoralnej, by pograć. Czasami skrzykiwaliśmy innych chłopaków i graliśmy chałturę w jakimś klubie albo szkole. To były zespoły tworzone ad hoc i często nie miały nawet nazwy.
Z innymi przyszłymi gwiazdami też pan grywał?
W klubie Medyk poznałem Darka Kozakiewicza, obecnie gitarzystę Perfectu. Ostatnio długo rozmawialiśmy, wspominając stare dobre lata.
W tamtych latach bigbit nie cieszył się sympatią władz. Grał pan na gitarze, bo czuł się buntownikiem?
Trochę tak. Nosiłem długie włosy i kolorowo się ubierałem. A samo granie łatwe nie było. Największy problem był z instrumentami. Pierwszą gitarę zrobiłem sobie sam.
Żałuje pan, że został dyplomatą, a nie muzykiem?
Łapię się czasem na myśli, że muzyka dałaby mi więcej wolności. Ale to chyba złudzenie, może tęsknota za młodością.
Gdyby miał pan możliwość podróży wehikułem czasu, takim jak z piosenki Dżemu, wsiadłby pan?
Natychmiast.
Więcej możesz przeczytać w 9/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.