Opozycja robi za chórek w orkiestrze Donalda Tuska
Według zasady „krok w przód, dwa kroki w tył" przebiega marsz Prawa i Sprawiedliwości w kierunku odebrania władzy Platformie Obywatelskiej. Wielu ludzi PiS często miewa dobre pomysły. Niemal zawsze są one jednak torpedowane przez partyjnych intelektualnych guru w rodzaju Przemysława Gosiewskiego czy Anny Fotygi.
Niedawno spin doktorzy Lecha Kaczyńskiego wymyślili pierwszą od dawna zupełnie niezłą koncepcję. Kancelaria Prezydenta miała ujawnić raport o stanie zdrowia głowy państwa. Prezydent ociepliłby w ten sposób swój wizerunek, pokazałby się jako jeden z nas – człowiek borykający się z takimi samymi problemami jak przeciętny obywatel Rzeczypospolitej.
Co z tego, że pomysł był dobry. Strażnicy pisowskiej doktryny, Gosiewski i Fotyga, oburzyli się na niego, tłumacząc, że informowanie o zdrowiu prezydenta nie mieści się w polskiej tradycji. Szefowa prezydenckiej kancelarii poszła przy tej okazji na prywatną wojenkę z tygodnikiem „Wprost", który ujawnił informację o planach ujawnienia raportu, a którego Anna Fotyga nie lubi za żarty, jakie z jej osoby robią sobie Mazurek i Zalewski. Na konferencji prasowej ogłosiła, że „Wprost” kłamie i żadnego raportu nie będzie. Na szczęście sam Lech Kaczyński nie ma nic przeciwko temu, by dokument o jego zdrowiu wkrótce ujrzał światło dzienne.
Światło dzienne na łamach „Wprost" ujrzała też kilka tygodni temu wypowiedź Marii Kaczyńskiej o tym, że popiera ona in vitro. Po publikacji na prezydentową posypały się – rzecz jasna – razy pisowskich fundamentalistów. Po raz kolejny największy medialny atut, jakim dysponuje Lech Kaczyński, czyli jego żona, zamiast posłużyć wzmocnieniu pozycji prezydenta i całej formacji, został złożony w ofierze toruńskiemu zakonnikowi.
W ofierze ojcu Rydzykowi została też złożona grupa przytomnie myślących posłów PiS, którzy od początku głośno popierali ratyfikację wynegocjowanego przez prezydenta traktatu lizbońskiego. Przemysław Gosiewski zabronił im nawet publicznie wypowiadać się w tej sprawie, nie mówiąc już o możliwości głosowania wbrew ówczesnemu stanowisku klubu, czyli za traktatem. Gdy jednak klub zmienił zdanie i postanowił głosować tak, jak tego chcieli od początku posłowie Kamiński i Hofman, pozwolono na bezkarne wyłamanie się grupie ponad 50 posłów posłusznych toruńskiemu redemptoryście. Czy działając w ten sposób, PiS ma szansę pozyskać centrowy elektorat niezbędny do odzyskania władzy? Wręcz przeciwnie. Analizując posunięcia PiS, można dojść do wniosku, że duża część jego polityków zachowuje się tak, jakby była chórkiem w orkiestrze Donalda Tuska. O ile jednak z wokalistów robiących w chórkach wyrastają czasem wokalne gwiazdy, o tyle nie zostają nimi raczej tzw. techniczni, czyli ludzie od przeciągania kabli. Jak techniczni w kapeli Tuska zachowują się politycy drugiej partii opozycyjnej, czyli SLD, których działania zdradzają wręcz symptomy samobójcze.
Wojciech Olejniczak chce np. poprzeć platformerski projekt nowelizacji ustawy medialnej i wepchnąć całe media publiczne w objęcia Tuska. Naiwniak liczy na to, że dostanie w TVP swoje okienko. Znając skłonność polityków PO i PSL do dzielenia się politycznymi łupami, Olejniczak może najwyżej liczyć na jakiś kanał tematyczny. Będzie on jednak transmitowany z niedostępnego w Polsce satelity. Żeby go oglądać, trzeba będzie pojechać np. do Mikronezji.
Mając taką opozycję, Donald Tusk może robić wszystko, co chce (a częściej nie robić wszystkiego, czego nie chce). Kolejne łupy są już więc na horyzoncie, jak choćby Polski Związek Piłki Nożnej, który ma reformować ktoś związany z PO (vide: „Skazany"). W sumie czemu nie? Nawet przeciwnicy obecnego premiera, patrząc na to, co robi opozycja, muszą dojść do wniosku, że lepiej niech to wszystko bierze Tusk.
Niedawno spin doktorzy Lecha Kaczyńskiego wymyślili pierwszą od dawna zupełnie niezłą koncepcję. Kancelaria Prezydenta miała ujawnić raport o stanie zdrowia głowy państwa. Prezydent ociepliłby w ten sposób swój wizerunek, pokazałby się jako jeden z nas – człowiek borykający się z takimi samymi problemami jak przeciętny obywatel Rzeczypospolitej.
Co z tego, że pomysł był dobry. Strażnicy pisowskiej doktryny, Gosiewski i Fotyga, oburzyli się na niego, tłumacząc, że informowanie o zdrowiu prezydenta nie mieści się w polskiej tradycji. Szefowa prezydenckiej kancelarii poszła przy tej okazji na prywatną wojenkę z tygodnikiem „Wprost", który ujawnił informację o planach ujawnienia raportu, a którego Anna Fotyga nie lubi za żarty, jakie z jej osoby robią sobie Mazurek i Zalewski. Na konferencji prasowej ogłosiła, że „Wprost” kłamie i żadnego raportu nie będzie. Na szczęście sam Lech Kaczyński nie ma nic przeciwko temu, by dokument o jego zdrowiu wkrótce ujrzał światło dzienne.
Światło dzienne na łamach „Wprost" ujrzała też kilka tygodni temu wypowiedź Marii Kaczyńskiej o tym, że popiera ona in vitro. Po publikacji na prezydentową posypały się – rzecz jasna – razy pisowskich fundamentalistów. Po raz kolejny największy medialny atut, jakim dysponuje Lech Kaczyński, czyli jego żona, zamiast posłużyć wzmocnieniu pozycji prezydenta i całej formacji, został złożony w ofierze toruńskiemu zakonnikowi.
W ofierze ojcu Rydzykowi została też złożona grupa przytomnie myślących posłów PiS, którzy od początku głośno popierali ratyfikację wynegocjowanego przez prezydenta traktatu lizbońskiego. Przemysław Gosiewski zabronił im nawet publicznie wypowiadać się w tej sprawie, nie mówiąc już o możliwości głosowania wbrew ówczesnemu stanowisku klubu, czyli za traktatem. Gdy jednak klub zmienił zdanie i postanowił głosować tak, jak tego chcieli od początku posłowie Kamiński i Hofman, pozwolono na bezkarne wyłamanie się grupie ponad 50 posłów posłusznych toruńskiemu redemptoryście. Czy działając w ten sposób, PiS ma szansę pozyskać centrowy elektorat niezbędny do odzyskania władzy? Wręcz przeciwnie. Analizując posunięcia PiS, można dojść do wniosku, że duża część jego polityków zachowuje się tak, jakby była chórkiem w orkiestrze Donalda Tuska. O ile jednak z wokalistów robiących w chórkach wyrastają czasem wokalne gwiazdy, o tyle nie zostają nimi raczej tzw. techniczni, czyli ludzie od przeciągania kabli. Jak techniczni w kapeli Tuska zachowują się politycy drugiej partii opozycyjnej, czyli SLD, których działania zdradzają wręcz symptomy samobójcze.
Wojciech Olejniczak chce np. poprzeć platformerski projekt nowelizacji ustawy medialnej i wepchnąć całe media publiczne w objęcia Tuska. Naiwniak liczy na to, że dostanie w TVP swoje okienko. Znając skłonność polityków PO i PSL do dzielenia się politycznymi łupami, Olejniczak może najwyżej liczyć na jakiś kanał tematyczny. Będzie on jednak transmitowany z niedostępnego w Polsce satelity. Żeby go oglądać, trzeba będzie pojechać np. do Mikronezji.
Mając taką opozycję, Donald Tusk może robić wszystko, co chce (a częściej nie robić wszystkiego, czego nie chce). Kolejne łupy są już więc na horyzoncie, jak choćby Polski Związek Piłki Nożnej, który ma reformować ktoś związany z PO (vide: „Skazany"). W sumie czemu nie? Nawet przeciwnicy obecnego premiera, patrząc na to, co robi opozycja, muszą dojść do wniosku, że lepiej niech to wszystko bierze Tusk.
Więcej możesz przeczytać w 17/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.