Choćby cię żona przyłapała w łóżku z kochanką, mów, że to złudzenie optyczne, że nikogo pod kołdrą nie ma. Tę żelazną zasadę niewiernych mężów na potęgę stosuje rząd. Co ciekawe, im bezczelniej to robi (wcześniejsze rządy też od tego nie stroniły), tym więcej osób ma problemy ze wzrokiem.
Nagle słyszymy od premiera Tuska, że najważniejszą sprawą w Polsce jest walka z hazardem, a w pierwszej kolejności przyjęcie rządowej wersji projektu stosownej ustawy. Nie ma kochanki pod kołdrą, czyli Rycha, Zbycha, Mira, Janka i Magdy kręcących lody na szkodę państwa, lecz jest krucjata przeciwko zniewoleniu młodych umysłów przez szatana hazardu. Czyli nie o to chodzi, że ktoś leży goły obok równie nieubranej damy, ale o umoralniającą debatę, jak sprawić, by faceci nie ulegali pokusom. Podobnie jest z sejmową komisją hazardową. Nie ma ona wyjaśnić, jak doszło do tego, że żona złapała męża in flagranti (Rychu, Zbychu, Miro itd.), lecz prześledzić historię zdrad małżeńskich w ostatnim dziesięcioleciu i wyciągnąć umoralniające wnioski. Oczywiście, winnych nie ma nawet co wskazywać, bo przecież chodzi o prewencję, a nie o karę. Nie inaczej jest ze sprawą odwołanego szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Czyli nie chodzi o to, kto łamał prawo i zasady w aferach hazardowej, stoczniowej czy podsłuchowej, kto nadużywał władzy i czy przeciek wyszedł z kancelarii premiera (nieważne są golasy w pościeli). Chodzi o udowodnienie, że CBA i jej były szef prowokowali do przestępstw i kreowali złoczyńców (skądinąd działając na podstawie ustawy, za którą obecni katoni głosowali). Czyli nie jest ważne, kto i z kim akurat zdradza żonę, lecz kto ich do tej zdrady sprowokował. Tak czy owak, zawsze Nowak (może być nawet Sławomir), co oznacza, że winna jest zdradzana żona, bo po co głupia gadała,że chciałaby wyglądać tak jak młodsza i ładniejsza koleżanka. Mąż nie mógł się doczekać, więc zajął się oryginałem.
Także niesamowite wysiłki rządu, a szczególnie niezapomnianego ministra finansów Jana Vincenta-Rostowskiego, by ukryć prawdziwy deficyt finansów publicznych, pokazują działanie zasady niewiernych mężów. Rząd chce nam pożreć fundusze gromadzone w OFE, byleby na siłę obniżyć deficyt. Rostowski od początku urzędowania wmawia nam ( jak tej zdradzanej żonie), że gdy się poprzesuwa różne pozycje z rubryki „winien", to te zobowiązania znikną. Pracowicie więc uprawia kreatywną księgowość, zamiast się zająć rozwiązywaniem prawdziwych problemów. A wiadomo, że radzenie sobie z wydumanymi problemami zajmuje znacznie więcej czasu niż rozwiązywanie realnych, tak jak np. podróż pociągiem z Warszawy do Szczecina przez Przemyśl, zamiast przez Poznań. I Rostowski myśli, że nikt tego nie widzi. Może w kraju, ale za granicą widzą to wszyscy i nikt, a szczególnie Joaquín Almunia, komisarz ds. ekonomicznych i walutowych UE, nie da się na te sztuczki nabrać. Kilka miesięcy temu Almunia powiedział nawet o tym naszemu ministrowi finansów, a wręcz zaoferował korepetycje, gdyby Rostowski nie wiedział, o czym komisarz UE mówi. Podobnie jak Rostowski postrzega świat Radosław Sikorski. Może on 20 razy jeździć do Waszyngtonu, by pokazać, jakie świetne są jego (i obecnego rządu) stosunki z USA, ale na świecie pytają wyłącznie o to, czy ktoś ważny Sikorskiego przyjmuje i czy coś z tych wizyt wynika. Sikorski nie widzi, że został już dawno przyłapany in flagranti, czyli że obecna administracja traktuje go jak niewiernego męża i nie zamierza dopuszczać do małżeńskiego łoża.
Można wmawiać ludziom, że wszystko jest złudzeniem optycznym i ordynować coraz silniejsze (i coraz bardziej różowe) okulary. Efekt będzie taki, że wzrok się wtedy rzeczywiście popsuje. Ale wówczas okulary pozwolą jednak dostrzec, że kochanka naprawdę leży w łóżku i naprawdę jest goła. Rząd chce nam pożreć fundusze gromadzone w OFE, byleby na siłę obniżyć deficyt. I myśli, że nikt tego nie widzi
Także niesamowite wysiłki rządu, a szczególnie niezapomnianego ministra finansów Jana Vincenta-Rostowskiego, by ukryć prawdziwy deficyt finansów publicznych, pokazują działanie zasady niewiernych mężów. Rząd chce nam pożreć fundusze gromadzone w OFE, byleby na siłę obniżyć deficyt. Rostowski od początku urzędowania wmawia nam ( jak tej zdradzanej żonie), że gdy się poprzesuwa różne pozycje z rubryki „winien", to te zobowiązania znikną. Pracowicie więc uprawia kreatywną księgowość, zamiast się zająć rozwiązywaniem prawdziwych problemów. A wiadomo, że radzenie sobie z wydumanymi problemami zajmuje znacznie więcej czasu niż rozwiązywanie realnych, tak jak np. podróż pociągiem z Warszawy do Szczecina przez Przemyśl, zamiast przez Poznań. I Rostowski myśli, że nikt tego nie widzi. Może w kraju, ale za granicą widzą to wszyscy i nikt, a szczególnie Joaquín Almunia, komisarz ds. ekonomicznych i walutowych UE, nie da się na te sztuczki nabrać. Kilka miesięcy temu Almunia powiedział nawet o tym naszemu ministrowi finansów, a wręcz zaoferował korepetycje, gdyby Rostowski nie wiedział, o czym komisarz UE mówi. Podobnie jak Rostowski postrzega świat Radosław Sikorski. Może on 20 razy jeździć do Waszyngtonu, by pokazać, jakie świetne są jego (i obecnego rządu) stosunki z USA, ale na świecie pytają wyłącznie o to, czy ktoś ważny Sikorskiego przyjmuje i czy coś z tych wizyt wynika. Sikorski nie widzi, że został już dawno przyłapany in flagranti, czyli że obecna administracja traktuje go jak niewiernego męża i nie zamierza dopuszczać do małżeńskiego łoża.
Można wmawiać ludziom, że wszystko jest złudzeniem optycznym i ordynować coraz silniejsze (i coraz bardziej różowe) okulary. Efekt będzie taki, że wzrok się wtedy rzeczywiście popsuje. Ale wówczas okulary pozwolą jednak dostrzec, że kochanka naprawdę leży w łóżku i naprawdę jest goła. Rząd chce nam pożreć fundusze gromadzone w OFE, byleby na siłę obniżyć deficyt. I myśli, że nikt tego nie widzi
Więcej możesz przeczytać w 46/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.