Kalisz, Szmaja i Olejniczak chcą obalić Grześka Napieralskiego. Trzeba przyznać, że równie groteskowego triumwiratu historia dotychczas nie znała. Brak w nim Oktawianów Augustów i Marków Antoniuszów, jest za to nadmiar Lepidusów. Nie wiecie, kto to Lepidus? Nie martwcie się, Olejniczak też pewnie nie wie. Ale zanim wyjaśni mu to Sławek Sierakowski, uczynimy to my. Lepidus był trzecim uczestnikiem drugiego triumwiratu. Kompletnie się nie liczył, nie bzyknął Kleopatry, nie był synem Juliusza Cezara, po prostu musiał być ktoś trzeci, żeby był triumwirat. W układzie Kalisz, Szmaja, Olejniczak wszyscy są trzeci.
Napieralskiego ma dość także Aleksander Kwaśniewski, co już ma swoją wagę. No, niby Kalisz jest cięższy, ale ciężar gatunkowy prezia jest jednak nieporównanie większy niż fałdy jego dawnego prawnika. Ale z tego, że Kwaśniewski nie trawi Napieralskiego, wiele nie wyniknie. Co najwyżej, jak go zobaczy w telewizji, to zmieni kanał. A i tym się zmęczy.
Czasem zastanawiamy się, czy nasz sceptyczny stosunek do działacza młodzieżowego Szmajdzińskiego nie jest niesprawiedliwy. I już, już zaczęliśmy dostrzegać jego zalety (owszem, był piątek, druga w nocy, po kilku flaszkach, nawet prezenterki Superwiochy zdawały się już powabne), gdy fale naszej przychylności rozbił Włodzimierz Cimoszewicz. Mąż ów stwierdził, że w wyborach prezydenckich Szmajdzińskiemu sukcesów nie wróży, nie widzi też na horyzoncie zbawcy lewicy. No, zza Kalisza i Szmajdzińskiego faktycznie trudno coś dojrzeć.
Sam Cimoszko podtrzymuje, że kandydować nie będzie, chyba że… Chyba że możliwa będzie reelekcja Lecha Kaczyńskiego. Na razie równie prawdopodobne jest to, że pierwszym człowiekiem na Marsie będzie Gosiewski.
Dobra wiadomość: Paweł Piskorski nie dał się jeszcze usunąć z gabinetu prezesa Stronnictwa Demokratycznego. Acz demodziady chętnie by go stamtąd pogoniły. Radzimy, by się z tym pospieszyły. Obserwujemy bowiem uważnie polityczno-fizyczną ewolucję Piskorskiego i nie mamy wątpliwości, że z każdym dniem będzie go coraz trudniej ruszyć, a co dopiero wynieść.
Prokuratura znowu umorzyła śledztwo przeciwko Zbychowi Ziobrze. Tym razem stwierdziła, że mógł pokazać akta sprawy Kaczorowi (a niechby spróbował nie pokazać!). To już nudne! Ten Ziobro to jakiś wyjątkowo niewinny człowiek. A my z takimi wypiekami słuchaliśmy opowieści o jego erotycznych podbojach!
Rachu-ciachu i jest nowy, a właściwie jeszcze nowszy prezes Telewizji Czerwono-Czarnej. Został nim niejaki Tomasz Szatkowski, bliski człowiek Przemysława Edgara Gosiewskiego, który ma łapki dłuższe, niż się powszecnie sądzi. Szatkowski zna się trochę na broni, bo zasiadał we władzach Bumaru. Wyposażony w haubicę czy bojowy wóz piechoty ma jakieś tam szanse w konfrontacji z Brunatnym Robertem i Włodkiem Czarzastym. Poczciwina Szwedo jak na politruka kompletnie sobie z tym interesem nie radził.
Nie radził sobie na przykład tak: prezesowi dano do podpisu listę ludzi do zwolnienia. – O, ale tu jest ten i tamten, których ja nie chcę zwolnić – mówił prezes Szwedo i wykreślał tego czy owego. – Oczywiście, jaśnie panie prezesie – mówili ludzie z Woronicza, a potem ulubieńcy prezesa dostawali wymówienia. Skuteczność typowa dla ludzi PiS.
Swoją drogą, to po co im ta szopka z prezesami, zarządami, konkursami? Nie byłoby prościej, gdyby szefem telewizji został Gosiewski, wiceszefem Kwiatkowski? Przynajmniej byłoby taniej.
Napieralskiego ma dość także Aleksander Kwaśniewski, co już ma swoją wagę. No, niby Kalisz jest cięższy, ale ciężar gatunkowy prezia jest jednak nieporównanie większy niż fałdy jego dawnego prawnika. Ale z tego, że Kwaśniewski nie trawi Napieralskiego, wiele nie wyniknie. Co najwyżej, jak go zobaczy w telewizji, to zmieni kanał. A i tym się zmęczy.
Czasem zastanawiamy się, czy nasz sceptyczny stosunek do działacza młodzieżowego Szmajdzińskiego nie jest niesprawiedliwy. I już, już zaczęliśmy dostrzegać jego zalety (owszem, był piątek, druga w nocy, po kilku flaszkach, nawet prezenterki Superwiochy zdawały się już powabne), gdy fale naszej przychylności rozbił Włodzimierz Cimoszewicz. Mąż ów stwierdził, że w wyborach prezydenckich Szmajdzińskiemu sukcesów nie wróży, nie widzi też na horyzoncie zbawcy lewicy. No, zza Kalisza i Szmajdzińskiego faktycznie trudno coś dojrzeć.
Sam Cimoszko podtrzymuje, że kandydować nie będzie, chyba że… Chyba że możliwa będzie reelekcja Lecha Kaczyńskiego. Na razie równie prawdopodobne jest to, że pierwszym człowiekiem na Marsie będzie Gosiewski.
Dobra wiadomość: Paweł Piskorski nie dał się jeszcze usunąć z gabinetu prezesa Stronnictwa Demokratycznego. Acz demodziady chętnie by go stamtąd pogoniły. Radzimy, by się z tym pospieszyły. Obserwujemy bowiem uważnie polityczno-fizyczną ewolucję Piskorskiego i nie mamy wątpliwości, że z każdym dniem będzie go coraz trudniej ruszyć, a co dopiero wynieść.
Prokuratura znowu umorzyła śledztwo przeciwko Zbychowi Ziobrze. Tym razem stwierdziła, że mógł pokazać akta sprawy Kaczorowi (a niechby spróbował nie pokazać!). To już nudne! Ten Ziobro to jakiś wyjątkowo niewinny człowiek. A my z takimi wypiekami słuchaliśmy opowieści o jego erotycznych podbojach!
Rachu-ciachu i jest nowy, a właściwie jeszcze nowszy prezes Telewizji Czerwono-Czarnej. Został nim niejaki Tomasz Szatkowski, bliski człowiek Przemysława Edgara Gosiewskiego, który ma łapki dłuższe, niż się powszecnie sądzi. Szatkowski zna się trochę na broni, bo zasiadał we władzach Bumaru. Wyposażony w haubicę czy bojowy wóz piechoty ma jakieś tam szanse w konfrontacji z Brunatnym Robertem i Włodkiem Czarzastym. Poczciwina Szwedo jak na politruka kompletnie sobie z tym interesem nie radził.
Nie radził sobie na przykład tak: prezesowi dano do podpisu listę ludzi do zwolnienia. – O, ale tu jest ten i tamten, których ja nie chcę zwolnić – mówił prezes Szwedo i wykreślał tego czy owego. – Oczywiście, jaśnie panie prezesie – mówili ludzie z Woronicza, a potem ulubieńcy prezesa dostawali wymówienia. Skuteczność typowa dla ludzi PiS.
Swoją drogą, to po co im ta szopka z prezesami, zarządami, konkursami? Nie byłoby prościej, gdyby szefem telewizji został Gosiewski, wiceszefem Kwiatkowski? Przynajmniej byłoby taniej.
Więcej możesz przeczytać w 46/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.