Katastrofalne pomyłki sędziów na mundialu w RPA sprawiły, że do domu pojechali Anglicy i Meksykanie. A szef FIFA wreszcie się ugiął i zapowiedział dyskusję o wprowadzeniu powtórek wideo.
Stadion w Pretorii. Stoję przy linii bocznej boiska, ściskając w dłoni chorągiewkę sędziego liniowego. Uszy rozsadza mi zgiełk wuwuzeli, tych piekielnych trąbek, w które dmą kibice na mundialu w RPA. Spoglądam na ostatniego obrońcę. Muszę stać dokładnie w tej samej linii co on. Kiedy rusza i biegnie w kierunku środka boiska, ruszam i ja, jak jego cień. Muszę nadążyć, choć biegnie szybko. W pewnym momencie zrównuje się z napastnikiem rywali, któremu kolega z głębi pola właśnie podał piłkę. Teraz moje zadanie. Jeśli w momencie podania napastnik miał przed sobą tylko bramkarza, jest na pozycji spalonej. Wówczas powinienem natychmiast podnieść chorągiewkę w górę i przerwać akcję. Jeśli jednak choćby pół stopy obrońcy znalazło się między bramkarzem a napastnikiem, ten ostatni ma prawo nadal pędzić na bramkę. Jestem maksymalnie skoncentrowany, choć wuwuzele dudnią, a kątem oka widzę las kamer i aparatów fotograficznych.
Więcej możesz przeczytać w 28/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.