Małgorzata Tusk: Zdecydowanie katastrofa smoleńska. Wydawało mi się, że takie rzeczy nie mogą się zdarzyć w realnym życiu.
Pamięta pani ten moment, gdy dowiedzieliście się o katastrofie?
Byliśmy w domu, w Sopocie. Minister Sikorski przysłał mężowi SMS, że samolot z prezydentem na pokładzie miał wypadek. Na początku nie było wiadomo, że jest to tak straszna katastrofa. Z każdą chwilą narastało przerażenie. Mąż co parę minut dostawał nowe informacje. Dowiadywaliśmy się po kolei, kto był na pokładzie tego samolotu. Przecież lista pasażerów nie od razu była znana. Mąż natychmiast podjął decyzję, że leci do Warszawy.
Opozycja niemal natychmiast oskarżyła premiera o odpowiedzialność za wypadek. Jak się pani czuła, słysząc, że Donald Tusk ma krew na rękach?
Oczywiście, że to bolało i boli. Jest mi przykro, że powstały u nas obozy wzajemnej niechęci, a nawet nienawiści. Jesteśmy przecież wszyscy Polakami, mówimy tym samym językiem, więcej nas łączy, niż dzieli, a nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Nie musimy się przyjaźnić z tymi, którzy myślą inaczej, ale powinniśmy umieć ze sobą dyskutować. Lecz nawet w takiej sytuacji trzeba rozwiązywać problemy i iść do przodu. Donald myśli podobnie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.