Po drugie, nie mamy trzęsień ziemi. I tsunami.
Po trzecie, nie ma bata, w Polsce zawsze dochodzi do wszystkiego najgorszego, a wybuchy elektrowni są najgorsze.
Po czwarte, skoro przegrywamy wszystkie powstania, to czemu nie mielibyśmy wywołać atomom przegranego powstania? Atom, wróg ludzkości. I polskości – czy nie wykończył Marii Skłodowskiej (ps. Curie)?
Po piąte, katastrof potrzebują media, a już osobliwie media elektroniczne. Chyba wiecie, że to czwarta władza (herbu Żółty Pasek). Zresztą skoro wybuch elektrowni jest przesądzony i właściwie oczekiwany, lepiej, aby już wreszcie wybuchło, wszyscy odetchniemy z ulgą.
Po szóste, Polacy to naród wiecznych naśladowców.
Po siódme, ...ech. Bo u nas to zawsze.
Post scriptum. Pewnie zachodzą państwo w głowę, czemu z powodu elektrowni jądrowej, którą zbudujemy, jak tylko zbudujemy jakąś autostradę, nie zaczęła się w Polsce żadna burza polityczna. No wiecie, że zaniedbania poprzedników albo że kondominium. Że zdrada. Że podłość. Że hańba. Że olaboga. Przecież aż się prosi, aby wypunktować rząd, że Polska nie jest przygotowana na wybuch elektrowni w Japonii. A opozycję – że musi nauczyć się kochać prąd elektryczny.
Nie ma po co zachodzić w głowę, to żadna zagadka. Jeszcze nie wiadomo, dla kogo pierwsza polska elektrownia jądrowa jest zła. Nie postanowiono, wedle jakiego parytetu ustalona zostanie jej rada nadzorcza.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.