Kojarzenie rzeczy krańcowo odległych od siebie jest czymś, co nazywane jest w sztuce abstrakcją. Abstrakcją jest trójkąt, który gotuje obiad. Jest nią tango tańczone przez parkową ławkę, z której cieknie ropa naftowa.
Wszystko, co się dzieje wokół katastrofy smoleńskiej, jest dla mnie abstrakcją. Już samo wyobrażenie sobie tej katastrofy jest dla mnie nieosiągalne. Ja, który panicznie boję się latania, tych ostatnich sekund pilota Protasiuka, kiedy już wie, co się stanie, i ludzi przypiętych pasami, czujących pierwsze uderzenie o brzozę, nie potrafię sobie wyobrazić. Moja dusza zwija się w czarnej dziurze. Żaden najbardziej nawet twórczy człowiek nigdy nie wyobrazi sobie tego rodzaju przerażenia, strachu i bezradności, dopóki sam wobec nich nie stanie. Obraz katastrofy smoleńskiej nie wyświetla mi się od jakiegoś czasu w sposób przejmujący. Znikł utopiony w brudnej grze. Patrzę na Jarosława Kaczyńskiego, kiedy mówi to, co mówi, w rocznicę 10 kwietnia. Widzę zawziętość człowieka, który walczy ze śmiertelnym wrogiem, krańcowo go nienawidzi, bo czuje się upokorzony i zdradzony. Upokorzenia i zdrady znieść nie może, więc nigdy nie przebaczy. Może jedynie walczyć, aż tego wroga obali i pozbawi czci. Co dalej stanie się z tym wrogiem – nie ma znaczenia. I kim on jest oraz ilu liczy ludzi – też nie ma znaczenia.
Zastanawiam się, czy miałem w sobie kiedyś takie uczucie – i okazuje się, że tak. W czasach komunizmu każde pałowanie, widok milicjanta, świadomość istnienia tajniaków, zagłuszanie Wolnej Europy, ściganie za długie włosy, a potem każda ingerencja cenzury, rewizje w domu, poszukiwanie ulotek, bicie za oporniki wpięte w klapy oraz straszenie gwałtami na bliskich – to wszystko niejeden raz rozjuszało mnie do obłędu. Wtedy w swojej wyobraźni wykonywałem na oprawcy najgorsze wyroki, w snach zdobywałem nad nim władzę, a on musiał skamleć. Gdy komunizm upadł – przeszło mi. Postanowiłem zachłysnąć się wolnością i iść przez życie dalej. Ale smak nienawiści poznałem. To, co miota polską polityką, to nienawiść gorsza od tamtej. Dławiąca i ostateczna. Za nią mogą już iść wyłącznie czyny straszne. Dla zwolenników Jarosława Kaczyńskiego walka z Donaldem Tuskiem i jego ludźmi jest walką ze zdrajcami, sprzedawczykami i kłamcami, jest najgłębszym patriotycznym obowiązkiem. Dokładnie tak, jak wcześniej walka z komunizmem, Sowietami i faszystowskimi Niemcami. Jej celem jest ostateczne zwycięstwo, nie jakiś tam demokratyczny wybór. Tu nie ma miejsca na negocjacje, jak to było w Magdalence, gdzie dokonywał się akt zdrady. Tu musi nadejść wiktoria całkowita, ostateczna, a przeciwnika trzeba rzucić na kolana, pohańbić i wyplenić. Widzę tłum ze swastykami przy nazwisku Tuska na transparentach i tablice z napisami „Zdrajcy". Widzę zbiegowisko, które nie chce pertraktacji. Widzę, jak jedni skaczą do gardła drugim, szarpią ich i kopią; niewidzialnego wroga rozpoznaje się po tym, gdzie stoi, jak jest ubrany i czy trzyma w ręku flagę albo znicz. Nagle wyobrażam sobie, że jakiś szaleniec może pod postacią znicza postawić bombę i spokojnie odejść, jak ten w Mińsku.
I nagle konstatuję, że dokładnie takie coś musiał widzieć generał Jaruzelski. Chaos i groźbę szaleństwa, które dla nas były wolnością, a dla niego anarchią. Kiedy Karol Modzelewski na Komisji Krajowej skrycie nagranej przez SB mówił: „Trzeba komunistom dać jasny sygnał, że bój to ich będzie ostatni". Kiedy ktoś donosił informacje o rzucanych tu i ówdzie okrzykach o wieszaniu na latarniach. Tenże Jaruzelski, który miał jakąś nieznaną mi wizję Polski, ilekroć widział w telewizji demonstracje, słyszał pogróżki, czytał nieprzebierające w słowach ulotki, musiał czuć niepokój, gdyż jako dowódca kreował w swej wyobraźni nieodległe niebezpieczeństwo dla całego kraju, jakikolwiek by on był. Anarchia ma to do siebie, że powstaje sama i zatrzymać się jej nie da. Straszna konstatacja. Jarosław Kaczyński wyjaśnił mi, dlaczego Jaruzelski wprowadził stan wojenny, utrzymując, że podjął tę decyzję sam, bez presji Sowietów.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.